Kary więzienia w zawieszeniu za lincz w Włodowie

Kary więzienia w zawieszeniu za lincz w Włodowie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. PAP/Monika Kaczyńska 
Na kary dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata skazał olsztyński sąd okręgowy trzech głównych oskarżonych w procesie o lincz we Włodowie, braci Tomasza, Krzysztofa i Mirosława Winek. Pozostali oskarżeni także dostali kary w zawieszeniu. Wyrok jest nieprawomocny.

Sąd zgodził się na upublicznienie wizerunków wszystkich oskarżonych, stwierdzając, że "przemawia za tym ważny interes społeczny". Bracia Winkowie także dali mediom zgodę na podawanie ich nazwiska.

Braciom Tomaszowi, Krzysztofowi i Mirosławowi prokuratura zarzuciła, że "wspólnie i w porozumieniu 1 lipca 2005 roku we Włodowie bili, kopali i uderzali łopatami Józefa C.", czym spowodowali u pokrzywdzonego szereg ran na głowie i korpusie skutkujących zgonem. Sąd w wydanym we wtorek wyroku zmienił prokuratorski zarzut zabójstwa na pobicie Józefa C. z użyciem niebezpiecznego narzędzia.

"Za taką kwalifikacją przemawiają nie dające się wyjaśnić okoliczności śmierci pokrzywdzonego. Nie wiadomo np., kiedy dokładnie nastąpił jego zgon, nie wiadomo, które rany kto zadał. Tak więc materiał dowodowy nie pozwala uznać braci Winek za winnych zbrodni zabójstwa" - uzasadniała sędzia sprawozdawca Agnieszka Śmiecińska.

Na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata sąd skazał także Rafała W., oskarżonego o pobicie Józefa C. z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Ponieważ Rafał W. jest młodocianym, sąd na okres próby oddał go pod dozór kuratora. W przypadku tego oskarżonego sąd nie zmienił kwalifikacji prawnej czynu. Rafał W. od początku procesu przyznawał się do tego, że podczas pościgu za Józefem C. uderzył go raz łomem w nogę.

"Udział tego oskarżonego w zajściu był mniejszy niż braci Winek, stąd niższy wymiar kary" - uzasadniała sędzia Śmiecińska. Sędzia podkreślała także, że Rafał W. najdokładniej opisał zajście, a jego wyjaśnienia w największym stopniu przyczyniły się do odtworzenia stanu faktycznego.

Na kary sześciu miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata sąd skazał Stanisława M. i Wiesława K. Ci oskarżeni stali pod zarzutem zbezczeszczenia zwłok Józefa C. Obaj od początku przyznawali się do tego, że "po cztery czy pięć razy" uderzyli kijami nieprzytomnego, zakrwawionego, wyglądającego na martwego Józefa C.

"Tymi oskarżonymi kierowało to, że Józef C. był ich sąsiadem, od którego wiele wycierpieli. Przed laty C. pobił żonę Wiesława K. Chcieli, by dostał on od nich nauczkę, by ich popamiętał" - mówiła sędzia Śmiecińska.

Uzasadniając wyrok, sędzia Agnieszka Śmiecińska powiedziała: "Sprawa ta jest nad wyraz skomplikowaną, złożoną, o skomplikowanym, wielowątkowym stanie faktycznym (...). Sprawa ta wymagała od nas ogromnego wysiłku intelektualnego, skrupulatności. (...) Sąd cały czas pamiętał, by przy wnioskowaniu kierować się przede wszystkim artykułami 5 i 7 kodeksu postępowania karnego. Pierwszy z nich mówi o tym, że wnioskując sąd ma się kierować logiką i doświadczeniem życiowym a drugi, ważniejszy, nakazuje rozstrzygać nie dające się rozstrzygnąć wątpliwości na korzyść oskarżonych".

Sędzia Śmiecińska powiedziała, że materiał dowodowy zgromadzony w sprawie jest niepełny. "W toku postępowania ujawniły się braki postępowania przygotowawczego w jego wczesnej fazie" - powiedziała sędzia i jako "uchybienia policji" wymieniła m.in.: nieprawidłowe zabezpieczenie dowodu rzeczowego w postaci maczety należącej do Józefa C. (policjanci zawinęli w szary papier pakowny tylko jej ostrze, a za rękojeść ją trzymali - PAP); nieprawidłowe, bo zbyt wąskie oględziny miejsca zdarzenia; niewezwanie na miejsce zbrodni lekarza sądowego - oględzin zwłok dokonywał tylko technik policyjny; nieodnalezienie wszystkich narzędzi zbrodni; brak dostatecznego zabezpieczenia miejsca zbrodni - przez kilka godzin po lasku, w którym odnaleziono zwłoki Józefa C., chodzili mieszkańcy wsi.

Sędzia Śmiecińska zgłosiła też zastrzeżenia pod adresem ekipy karetki pogotowia, która przyjechała, by stwierdzić zgon Józefa C. "W dokumentacji medycznej nie zawarto informacji o stężeniu pośmiertnym Józefa C., co by mogło pomóc w ustaleniu dokładnej daty zgonu denata".

Z wyroku zadowoleni byli oskarżeni, ich rodziny, obrońcy, a także mieszkańcy Włodowa. "Wychodzimy z sądu nie jako zabójcy, to dla nas ważne" - mówił Tomasz Winek.

"Cieszy nas, że sąd prawie w całości podzielił zdanie obrony, nie prokuratury" - mówił adwokat Ryszard Afeltowicz.

Cezary Kamiński, prokurator okręgowy w Olsztynie, powiedział PAP, że prokuratura zwróci się do sądu o pisemne uzasadnienie wyroku. "Jeśli w nim zostaną wskazane jakiekolwiek niedociągnięcia, to się do nich odniesiemy" - dodał.

Wszyscy oskarżeni odpowiadali przed sądem z wolnej stopy. Tuż po zdarzeniu zostali oni tymczasowo aresztowani, ale po czterech miesiącach prokurator generalny Zbigniew Ziobro kazał ich zwolnić.

60-letni Józef C. zginął 1 lipca 2005 r. Był on recydywistą, 34 lata spędził w więzieniu. W tragicznym dniu C. skaleczył maczetą Tomasza Winka. Ten alarmował policję w Dobrym Mieście, ale funkcjonariusze zlekceważyli jego wezwanie.

Przed sądem rejonowym w Olsztynie toczy się proces dwóch funkcjonariuszy z Dobrego Miasta oskarżonych o niedopełnienie obowiązków. Obydwaj nie pracują już w policji. Ci policjanci nie uczestniczyli w zabezpieczaniu miejsca zbrodni.

pap, ss