Manifestacja pracowników Stoczni Gdańsk

Manifestacja pracowników Stoczni Gdańsk

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kilkuset pracowników Stoczni Gdańsk S.A. manifestowało na terenie zakładu i pod Pomorskim Urzędem Marszałkowskim. Powodem protestu były obawy stoczniowców, że nowa ekipa rządowa wstrzyma bądź opóźni proces prywatyzacyjny zakładu.

 

Manifestacja rozpoczęła się pod budynkiem dyrekcji stoczni. Protestujący mieli ze sobą biało-czerwone flagi oraz transparenty o treści: "Chcemy nowoczesnej stoczni i europejskich zarobków", "Liberałowie łapy precz od stoczni", "Złodzieje wracają do gry". Odśpiewali Mazurka Dąbrowskiego.

"Nowa władza, która się szykuje, ma zakusy zemsty nad PiS-em. Stocznia Gdańsk przez ostatnie dwa lata po raz pierwszy nabrała rumieńców, po raz pierwszy ten rząd PiS-u dotrzymuje słowa i chce prywatyzacji. Niektórzy posłowie PO chcą dzisiaj wstrzymać tą prywatyzację, przez co inwestor ukraiński może nie wejść od 1 stycznia do stoczni" - powiedział PAP wiceszef stoczniowej "Solidarności" Karol Guzikiewicz. Dodał, że inwestor ten obiecał m.in. inwestowanie w zakład oraz podwyżki pensji dla pracowników.

"Najbardziej atakuje stocznię niejaki Tadeusz Aziewicz, poseł Platformy, który w 1998 roku sprzedawał stocznię jako szef Urzędu Antymonopolowego - Szlancie (b. szef grupy Stoczni Gdynia, do której należał gdański zakład - PAP). Wtedy nie kwestionował, że to jest niewiarygodny biznesmen, że to jest fizyk, że on nie ma kwalifikacji, że jest zadłużony" - mówił Guzikiewicz. "Jesteśmy za rozwojem zakładu i o to będziemy walczyć" - dodał.

Stoczniowcy w swoich wystąpieniach zarzucali politykom, że uzurpują sobie prawo do wskazywania kierownictwa przedsiębiorstwa. "Od 89 roku Stocznia Gdańska, która wywalczyła wolność dla Polski jest niszczona, była niszczona przez wszystkie rządy, niektóre z nich tylko mówiły, że pomagają stoczni" - mówił wiceszef stoczniowej "S".

Potem stoczniowcy pojechali autobusami pod Pomorski Urząd Marszałkowski. Tam podpalili opony i rzucali petardy. Chcieli też przekazać petycję na ręce marszałka województwa pomorskiego Jana Kozłowskiego, który jest jednocześnie szefem pomorskiej PO. Marszałek od kilku dni jest w podróży służbowej i protestujących przyjęli wicemarszałek pomorski Mieczysław Struk oraz przewodniczący sejmiku wojewódzkiego Brunon Synak.

W petycji stoczniowcy wyrazili m.in. "najwyższe oburzenie stanowiskiem pomorskiego marszałka Jana Kozłowskiego oraz polityków Sławomira Nowaka i Tadeusza Aziewicza wobec zakładu". Napisali m.in., że wypowiedzi w mediach tych polityków o wstrzymaniu prywatyzacji stoczni, by nowy minister mógł ją ocenić lub odwołaniu prezesa na dwa miesiące przed wejściem nowego właściciela, traktują jako kolejną próbę likwidacji stoczni.

"To sygnał dla społeczeństwa, że od tego symbolicznego miejsca Platforma powraca do realizacji swoich nieudanych i chorych koncepcji budowy w Polsce gospodarki liberalnej z lat 90." - napisali stoczniowcy w petycji.

Mieczysław Struk po odebraniu petycji zapewnił delegację stoczniowców, że ani marszałek Jan Kozłowski, ani zarząd województwa pomorskiego nigdy nie byli przeciwni prywatyzacji zakładu.

"Zarzut, że marszałek Kozłowski bądź ktokolwiek z samorządu województwa chce utrudniać, bądź będzie utrudniać prywatyzację jest nieprawdziwy. To prawda, że marszałek Kozłowski kilkakrotnie wypowiadał się przeciwko nominacjom partyjnym osób na stanowiska menedżerskie, którzy to menedżerowie zarządzają majątkiem narodowym o wielkiej wartości, natomiast jeszcze raz chcę podkreślić - nie jesteśmy przeciwni prywatyzacji" - powiedział Mieczysław Struk.

ab, pap