Sąd oddalił zażalenie na areszt wobec kpt. Olgierda C.

Sąd oddalił zażalenie na areszt wobec kpt. Olgierda C.

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wojskowy Sąd Okręgowy w Poznaniu oddalił w czwartek zażalenie obrony na areszt wobec kpt. Olgierda C., podejrzanego o udział w akcji w Afganistanie, w której zginęli cywile.

Zdaniem sądu, Olgierd C. jest podejrzany o ciężkie przestępstwa, zagrożone wysoką karą; sąd przyjął też za uzasadnioną obawę matactwa.

Na podejrzanym ciąży zarzut zabójstwa ludności cywilnej, za co grozi od 12 lat więzienia do dożywocia.

Sędzia płk. Janusz Kogut powiedział, że zebrany materiał dowodowy wskazuje na duże prawdopodobieństwo, że podejrzany dopuścił się zbrodni. Bezsporny jest też udział podejrzanego w próbie manipulowania dowodami, ponadto istnieje realna obawa, że podejrzany będzie mataczył.

"Instancja odwoławcza w pełni podziela stanowisko sądu pierwszej instancji w tym zakresie. Całkowicie niezasadne jest kwestionowanie przez obrońcę przyjętej przez sąd obawy utrudniania postępowania przez podejrzanego, który przez trzy miesiące od zdarzenia nie manipulował czy też nie ukrywał żadnych okoliczności. Bezsporne jest bowiem, że tuż po zdarzeniu z aktywnym udziałem podejrzanego ustalono wersję jego przebiegu, zgodnie z którą przyczyną otwarcia ognia było uprzednie ostrzelanie z zabudowań wiosek" - powiedział sędzia.

Kpt. Olgierd C., jako jedyny z siedmiu aresztowanych w tej sprawie żołnierzy nie był na miejscu zdarzenia i nie uczestniczył w ostrzale afgańskiej wioski. W Afganistanie był dowódcą bazy. Według zeznań pozostałych podejrzanych, miał wydać rozkaz ostrzelania wioski.

"Ja wychodzę z tego założenia, że kpt. Olgierd C. nie popełnił zarzucanego mu przestępstwa. On twierdzi, że takiego polecenia (ostrzelania wioski) nie wydał" - powiedział obrońca kapitana, mec. Antoni Franczyk.

Według niego, oficer wydał natomiast rozkazy, które obligowały żołnierzy do działania w zupełnie innym rejonie, inne były też zasady użycia moździerza.

"C. wysłał grupę na polecenie swoich przełożonych, aby spenetrowali, gdzie znajdują się uzbrojeni talibowie, którzy wcześniej dokonali zamachu minowego na pojazdy wojskowe. W momencie, gdy dowiedział się, że jest prowadzony ostrzał tej miejscowości wydał rozkaz zaprzestania ostrzeliwania. Później osobiście pojechał na to miejsce i udzielił pomocy" - mówił Franczyk.

Obrona domagała się uchylenia aresztu i zastosowania innych środków zapobiegawczych: zawieszenia w czynnościach służbowych połączonych z dozorem przełożonego, oraz zakazem opuszczania kraju.

W poniedziałek i w środę sąd oddalił w sumie pięć zażaleń na aresztowania, które złożyli obrońcy chor. Andrzeja O., plut. Tomasza B., st. szer. Jacka J., st. szer. Roberta B. i ppor. Łukasza B. Sąd uznał, że podejrzani wcześniej mataczyli w śledztwie, podając nieprawdziwą wersję zdarzeń, które miały miejsce po tragicznym ostrzelaniu afgańskiej wioski i mogą to uczynić ponownie, a prawdopodobieństwo popełnienia zarzucanego żołnierzom czynu jest wysokie.

W piątek sąd rozpatrzy zażalenie w sprawie ostatniego z aresztowanych żołnierzy, Damiana L., na którym ciążą zarzuty ostrzelania niebronionego terytorium. Grozi mu kara do 25 lat więzienia.

15 listopada Sąd Garnizonowy w Poznaniu zdecydował o aresztowaniu siedmiu żołnierzy podejrzanych o udział w akcji w Afganistanie. Po zakończeniu śledztwa sprawa będzie toczyła się w Wojskowym Sądzie Okręgowym w Warszawie.

Do tragicznego zdarzenia doszło 16 sierpnia, gdy polscy żołnierze otworzyli ogień w kierunku jednej z afgańskich wiosek. Przed wyjazdem patrolu, w którego skład weszli zatrzymani żołnierze, doszło do ataku na inny polski patrol.

Według prokuratury, atak na wioskę nastąpił kilka godzin po ataku na patrol, a w osadzie nie było talibańskich bojowników. Wskutek ostrzału zginęło sześcioro Afgańczyków, wśród rannych były dzieci i kobiety.

pap, ss