Dziennikarze pikietowali siedzibę TVP

Dziennikarze pikietowali siedzibę TVP

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kilku dziennikarzy z ogólnopolskich redakcji pikietowało w poniedziałek siedzibę TVP przy pl. Powstańców w Warszawie. Domagali się m.in., by niezależna komisja wyjaśniła, czy doszło do opisywanych przez media przypadków korupcji, mobbingu i sterowania informacjami w TVP.

Krótka pikieta pod hasłem "Wolna TVP!!!" zakończyła się złożeniem w siedzibie TVP listu otwartego, skierowanego do prezesa Andrzeja Urbańskiego i szefowej Komisji Etyki TVP Krystyny Mokrosińskiej. Dwóch spośród pikietujących weszło do budynku TVP, gdzie rozmawiali z dyrektorem Agencji Informacji TVP Jarosławem Grzelakiem.

W wydanym późnym popołudniem oświadczeniu TVP zapewniła, że niezależność zalicza do najważniejszych wartości. "Niezależność dziennikarstwa jest dla telewizji publicznej jedną z najważniejszych wartości, dla obrony której jesteśmy skłonni - o ile zajdzie taka konieczność - wejść w konflikt z częścią środowiska dziennikarskiego i całym światem polityki" - napisał w oświadczeniu dyrektor Agencji Informacji TVP Jarosław Grzelak.

Dodał, że Telewizja Polska często "była pomawiana o działania sprzeczne z misją mediów publicznych", jednak zarzuty były ogólne, a ich autorzy nie potrafili przedstawić konkretnych dowodów.

Apel o zorganizowanie pikiety ogłosili w internecie czterej dziennikarze: Bertold Kittel (TVN, "Newsweek"), Wojciech Czuchnowski ("Gazeta Wyborcza"), Maciej Duda ("Newsweek") i Robert Zieliński ("Dziennik"). Podczas poniedziałkowej pikiety Czuchnowski był nieobecny.

Impulsem do demonstracji stała się opisywana przez media sytuacja w TVP, m.in. naciski polityczne, które miała wywierać na zespół "Wiadomości" wiceszefowa Agencji Informacji TVP Patrycja Kotecka.

"Nie rozumiemy, dlaczego zarząd telewizji, zamiast dążyć do szczegółowego i bezstronnego wyjaśnienia sprawy, przemawia z pozycji siły, zwalniając niewygodnych pracowników i strasząc pozwami sądowymi byłych dziennikarzy oraz redakcje, które opisują sytuację w TVP" - napisali dziennikarze w liście otwartym. Podpisało się pod nim 6 osób, oprócz inicjatorów, już w czasie pikiety zrobiły to Aleksandra Karasińska i Maria Bnińska.

Zdaniem autorów listu, oskarżenia wysuwane przez Łukasza Słapka czy "sprawa Piotra Glicnera", "zaangażowanie polityczne TVP przed wyborami", powinny zostać "dokładnie wyjaśnione przez niezależną komisję".

"Tylko niezależni od władz TVP, cieszący się autorytetem specjaliści mogą wyjaśnić, czy w publicznej telewizji dochodzi do ręcznego sterowania programami informacyjnymi, oraz czy uzasadnione są podejrzenia o korupcję i mobbing stosowane w celu manipulowania informacjami" - napisano w liście.

Według protestujących, w skład takiej niezależnej komisji, która miałaby wyjaśnić sytuację w TVP powinny wejść dziennikarskie autorytety, np. Stefan Bratkowski.

Organizatorzy pikiety zainicjowali ją w internecie. "Zapomnijmy na chwilę o tym, że pracujemy w konkurencyjnych redakcjach, że mamy różne poglądy, że zajmuje się różnymi działkami, że jesteśmy początkujący, albo wręcz przeciwnie, że jesteśmy znani. Zróbmy coś, żeby pokazać, że nie patrzymy obojętnie na to co się dzieje w publicznej i że nie zgadzamy się, żeby wracały praktyki, które nasze pokolenie zna doskonale z podręczników do historii" - napisali na jednym z forów.

Apel nie spotkał się z dużym odzewem. "Wszyscy, którzy popierają naszą akcję nie mogli tutaj przyjść - albo wyjechali, albo są zajęci w swoich redakcjach" - powiedział Kittel. Zapewnił jednocześnie, że odzew w internecie jest nieporównywalnie większy.

W ubiegłym tygodniu "Dziennik", opierając się na relacji zwolnionego z "Wiadomości" reportera Łukasza Słapka napisał, że wiceszefowa Agencji Informacji Patrycja Kotecka miała wywierać naciski na reporterów, by przygotowywali materiały kompromitujące PO. Według Słapka, nieprzyjęcie oferty Koteckiej było powodem jego zwolnienia z "Wiadomości". Kotecka zaprzecza i skierowała sprawę do sądu zarówno przeciwko Słapkowi, jak i redakcji "Dziennika". Wydawcy gazety proces wytoczyła z kolei TVP. Słapek poinformował, że nie wycofuje słów dotyczących działań Koteckiej.

Media opisywały też sprawę nieprzedłużenia umowy reporterowi "Panoramy" Piotrowi Glicnerowi. Według nieoficjalnych doniesień, powodem rozstania z Glicnerem miał być materiał o katalogach IPN, w którym przypomniał on "sprawę lojalki podpisanej przez prezesa Urbańskiego" (sam prezes TVP zaprzecza, by podpisał lojalkę). W obronie Glicnera wystąpił zespół "Panoramy", który przekazał w tej sprawie list do dyrekcji Agencji Informacji.

Jak głosi oświadczenie szefa Agencji Informacji TVP, "ostatnie artykuły, szczególnie w gazecie +Dziennik+ wskazują, że do sformułowania tezy i tytułu nie potrzeba żadnych dowodów ani stanowiska strony pomawianej", a podstawą tez o czystkach są wypowiedzi rozgoryczonego dziennikarza: "osobą pomawiającą TVP jest pan Łukasz Słapek - zwolniony z pracy dzień wcześniej".

Grzelak zapewnił, że "Pan Słapek był pierwszym i jak na razie jedynym dziennikarzem nie tylko +Wiadomości+ ale i całej Agencji Informacji TVP S.A., z którym za prezesury Andrzeja Urbańskiego została rozwiązana umowa o pracę", a powody były merytoryczne - nieumiejętność pracy w zespole i nierzetelność. "Dziennikarz, w którego obronie obecnie występują konkurencyjne redakcje, dał się poznać jako osoba wyjątkowo konfliktowa, arogancka, nie potrafiąca współpracować z zespołem. (...) Do jedynego, zrealizowanego przez niego poważnego materiału dziennikarskiego natychmiast nadesłano sprostowanie" - napisał dyrektor. Dodał, że zwolniony dziennikarz nie odwołał się od tej decyzji do sądu pracy.

Według Grzelaka, w "ataku na TVP nie chodzi o prawdę", lecz o "wzniecenie kampanii pomówień przez media bezpośrednio i pośrednio zainteresowane obniżeniem pozycji i prestiżu Telewizji Polskiej".

pap, ss