Prezydent pogratulował Tuskowi i Sikorskiemu

Prezydent pogratulował Tuskowi i Sikorskiemu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. A. Jagielak/Wprost
Według prezydenta Lecha Kaczyńskiego, 13 grudnia 2007 roku to "dzień polskiego sukcesu". Jego zdaniem, podpisany tego dnia w Lizbonie nowy Traktat Reformujący Unii Europejskiej jest dla naszego kraju dużo lepszy, niż projektowana wcześniej eurokonstytucja.

"Dzisiaj jest dzień polskiego sukcesu, ponieważ treść Traktatu Reformującego z punktu widzenia naszego kraju jest dużo lepsza dla nas, niż wstępna treść tzw. Projektu Traktatu Konstytucyjnego. Wywalczyliśmy może nie wszystko, ale 95 procent tego, co chcieliśmy wywalczyć" - powiedział prezydent dziennikarzom tuż przed odlotem do Warszawy.

"Można powiedzieć - zegar na mapie Europy zaczyna biec coraz szybciej" - dodał. Jak zaznaczył, "z pewnym zdumieniem" dowiedział się w Lizbonie, że Traktat ma wejść w życie nie 30 czerwca 2009, lecz już 1 stycznia 2009. "Nie wiem, czy to jest realne" - ocenił. Pytany, czy przewiduje kłopoty z ratyfikacją dokumentu, prezydent odparł: "Są kłopoty, one nie dotyczą naszego kraju tym razem - ja się cieszę z tego, ale kłopoty są".

Według L.Kaczyńskiego, nowy traktat "na pewno usprawni działanie Unii". "Zobaczymy, jak to będzie funkcjonowało. Ja uważam, że osiągnięto - na tym etapie, bo nie potrafię powiedzieć, co zrobią następne pokolenia - wszystko, co było do osiągnięcia" - powiedział prezydent.

Prezydent udał się z Lizbony do Warszawy. Premier Donald Tusk poleciał natomiast na szczyt UE do Brukseli. Początkowo również prezydent zamierzał udać się do Brukseli; zmienił zdanie po dwukrotnej rozmowie z Donaldem Tuskiem, który zauważył, że taki szczyt to "domena rządu".

Wygląda jednak na to, że prezydent nie zamierza składać w tej sprawie broni. Pytany, jak doszło do zmiany jego stanowiska i tego, że nie zdecydował się pojechać na szczyt do Brukseli, odparł: "Na razie tak się stało, będziemy jeszcze na ten temat rozmawiać. Ja nie sądzę, że to było najszczęśliwsze rozwiązanie, ale na to, co się będzie działo jutro, przyjęliśmy tego rodzaju rozwiązanie. Zobaczymy, jak to będzie wychodziło".

Prezydent powiedział, że jest mu przykro, iż w rozdawanej książeczce z nazwiskami i zdjęciami gości szczytu nie było jego nazwiska - o co pytali go polscy dziennikarze. "Przykro mi bardzo, bo to ja negocjowałem ten traktat od początku do końca" - powiedział prezydent.

Według niego, "to jest pytanie" do premiera i ministra spraw zagranicznych, "a w szczególności ministra spraw zagranicznych, bo to on odpowiada za skład delegacji, za wszystkie sprawy o charakterze technicznym". "Byłbym wdzięczny, gdyby państwo go o to zapytali" - dodał.

"Nie wiem, z jakiego to jest powodu, być może dlatego, że w Polsce prezydent ratyfikuje - wyraźnie o tym mówi konstytucja - traktaty międzynarodowe. Oczywiście taki traktat jak ten - za zgodą Sejmu wyrażoną większością dwóch trzecich głosów" - zauważył też prezydent.

W książeczce "Who is who" dostępnej dla dziennikarzy podczas szczytu znajdowały się nazwiska podpisujących Traktat - a więc premiera Donalda Tuska i szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego.

ab, pap