Religa przesłuchany jako świadek ws. korupcji

Religa przesłuchany jako świadek ws. korupcji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ponad cztery godziny trwało przesłuchanie b. ministra zdrowia prof. Zbigniewa Religi w łódzkiej prokuraturze w charakterze świadka w śledztwie dotyczącym korupcji w służbie zdrowia. Jednym z podejrzanych jest b. współpracownik Religi, b. wiceminister zdrowia Jarosław Pinkas.

Zarzuty, które wydział Prokuratury Krajowej w Łodzi przedstawił Pinkasowi, dotyczą okresu, gdy pełnił on funkcję zastępcy dyrektora ds. klinicznych i organizacyjnych Instytutu Kardiologii im. Prymasa Tysiąclecia Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Religa przed objęciem resortu zdrowia w rządzie PiS kierował Instytutem.

Naczelnik wydziału przestępczości zorganizowanej Prokuratury Krajowej w Łodzi Bogumiła Tarkowska potwierdziła, że profesor przesłuchiwany był w charakterze świadka, ale nie chciała mówić o szczegółach.

Po przesłuchaniu Religa przyznał, że był zaskoczony szerokim zakresem przesłuchania i brakiem pytań prokuratury związanych z osobą jego byłego zastępcy. "Zaskoczony jestem, że zakres rozmów był tak szeroki, dotyczył tak wielu spraw i że w ogóle sprawa osoby doktora Pinkasa nie była dzisiaj brana pod uwagę. Powiedziałem prokuratorowi, że jestem rozczarowany, że nie rozmawiamy o doktorze Pinkasie, o którym chciałem mówić same dobre rzeczy" - mówił Religa.

Przyznał, że nadal nie zna dokładnie zarzutów stawianych Pinkasowi, a na podstawie tego przesłuchania nie widzi najmniejszego powodu, żeby zmieniać swoje zdanie na jego temat. O Pinkasie mówił, że jest to "fantastyczny człowiek, ambitny, który chce iść do przodu, angażujący się i oddany pracy bez reszty".

Dodał, że prawdopodobnie kolejny raz zostanie przesłuchany w łódzkiej prokuraturze w tej sprawie 14 maja.

Religa przyznał, że sprawy poruszane podczas przesłuchania dotyczyły lat 2001-2005. "Sprawy dotyczyły niektórych przetargów w Instytucie i mojej wiedzy na ten temat" - mówił.

"Jestem człowiekiem, który nigdy nie wycofuje się z własnych decyzji. Wszystkie decyzje kierunkowe w Instytucie Kardiologii były przeze mnie podejmowane. Outsourcing to decyzja wyłącznie Religi. Natomiast takie rzeczy jak przetarg, wykonanie przetargu, to ludzie, którzy brali udział w przetargu. Ja już wtedy nie miałem z tym nic wspólnego. Natomiast wszystkie kierunkowe decyzje to jest moja odpowiedzialność" - podkreślił.

Pytany przez dziennikarzy, czy ma wrażenie, że prokuratura interesuje się także jego osobą, Religa odparł, że jeżeli "się interesuje mną, to jest mi bardzo miło. Natomiast tu ja nie widzę ani śladu zagrożenia dla mojej osoby" - powiedział.

Raz jeszcze podkreślił, że podjąłby teraz takie same decyzje jak wówczas, kiedy był szefem Instytutu. "To były bardzo mądre i dobre decyzje. Zastałem Instytut Kardiologii z zadłużeniem 28 mln zł, zadłużenie co rok spadało, a w 2006 roku - dwa miesiące po tym, jak zostałem ministrem, było już na zero. Kierunek działań zapoczątkowanych w Instytucie przeze mnie był prawidłowy. Decyzje zasadnicze, przełomowe jak np. outsourcing były istotnymi decyzjami, korzystnymi dla Instytutu" - zapewnił b. szef placówki.

Przypomniał, że na jego prośbę w 2005 roku ministerstwo zdrowia przeprowadziło kontrolę outsourcingu wykazując, że Instytut zyskuje na tym rocznie ponad milion złotych.

Religa przyznał, że jego gabinet został wyremontowany za pieniądze firmy zewnętrznej, podobnie jak wiele innych pomieszczeń Instytutu. "W założeniach przetargowych było, że firma, która wygra, ma za określone pieniądze wyremontować pomieszczenia w Instytucie. Jak się okazuje, limit finansowy na to przeznaczony nie był do końca wykorzystany i w związku z tym postanowiono te niewykorzystane pieniądze przeznaczyć na remont gabinetu dyrektora Instytutu" - powiedział.

Zaznaczył, że gabinet to takie samo miejsce pracy jak każde inne pomieszczenie w Instytucie.

Prokuratura wezwała b. ministra na świadka po tym, jak po ujawnieniu informacji o zatrzymaniu Pinkasa i postawieniu mu zarzutów prof. Religa zapowiedział, że będzie chciał zgłosić się do śledczych, by odnieść się do zarzutów postawionych jego byłemu współpracownikowi.

Przed przesłuchaniem Religa mówił, że ma bardzo dobre zdanie o Pinkasie. "W dalszym ciągu trudno mi przypuszczać, że był on włączony w jakąś sprawę korupcyjną" - powiedział. Dodał, iż gdyby w sądzie okazało się inaczej, to będzie to jego "psychologiczna porażka".

Podkreślił, że nie ma sobie nic do zarzucenia w tej sytuacji. Przyznał, że to on złożył Pinkasowi propozycje objęcia funkcji wicedyrektora Instytutu, a później wiceministra zdrowia. W jego ocenie były to "mądre i dobre decyzje".

Według prokuratury Jarosław Pinkas w związku z pełnieniem funkcji publicznej przyjął co najmniej 55 tys. zł i wieczne pióro warte prawie 3 tys. zł w zamian m.in. za ułatwienie jednej ze spółek wygrania przetargu zorganizowanego w Instytucie. Miał on również zażądać od firmy, która wygrała przetarg na świadczenia w zakresie diagnostyki laboratoryjnej w latach 2003-2005, pokrycia kosztów remontu pomieszczeń służbowych, zajmowanych przez ówczesnego dyrektora Instytutu. Koszt remontu wyniósł prawie 55 tys. zł.

B. wiceminister trafił na trzy miesiące do aresztu. Nie przyznaje się do winy. Jego obrońca wniósł zażalenie na areszt. Według prokuratury, Pinkasowi grozi kara do 10 lat więzienia.

Wraz z nim zarzuty korupcyjne usłyszały jeszcze dwie osoby pracujące w Instytucie Kardiologii. Są to: kierownik pracowni chemii klinicznej Danuta G. oraz kierownik zakładu biochemii klinicznej Instytutu Dariusz S. Wobec tej dwójki zastosowano poręczenie majątkowe i zakaz opuszczania kraju.

Zarzuty mają związek ze śledztwem dotyczącym nieprawidłowości dotyczących organizowania przetargów na dostawę sprzętu medycznego i odczynników oraz konkursów związanych z tzw. outsourcingiem dla publicznych Zakładów Opieki Zdrowotnej (ZOZ) z terenu całego kraju. Śledztwo obejmuje lata 2001-2007; w jego trakcie - według prokuratury - zbadano nieprawidłowości związane z działalnością spółek branży diagnostyki laboratoryjnej: DPC Polska, Diag System oraz Diagnostyka z Krakowa.

Ustalono, że przedstawiciele firm, w zamian za korzystne rozstrzygnięcia konkursów dotyczących przejęcia laboratoriów szpitalnych w całym kraju oraz przetargów na dostawę sprzętu medycznego i odczynników laboratoryjnych, wręczali korzyści majątkowe i osobiste pracownikom publicznych ZOZ-ów.

Do tej pory zarzuty w tej sprawie postawiono ponad 30 osobom. Wśród podejrzanych są osoby pełniące kierownicze funkcje w spółkach medycznych, przedstawiciele handlowi tych spółek, kierownicy i dyrektorzy szpitali oraz laboratoriów szpitalnych, a także m.in. funkcjonariusz policji i lekarz.

pap, ss, ab