Wyrok w sprawie "Wujka"

Wyrok w sprawie "Wujka"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. M.Stelmach/Wprost 
Sześć lat więzienia dla b. dowódcy plutonu specjalnego ZOMO Romualda Cieślaka; kary od 3,5 do 4 lat pozbawienia wolności dla 13 jego podwładnych; uniewinnienie byłego wiceszefa Komendy Wojewódzkiej MO w Katowicach - to wyrok w sprawie pacyfikacji na początku stanu wojennego kopalń "Wujek" i "Manifest Lipcowy".

Sprawa jednego z 17 oskarżonych została umorzona, tylko jeden b. zomowiec będzie miał kolejny proces. Tak orzekł we wtorek Sąd Apelacyjny w Katowicach, który w uzasadnieniu wyroku oddał hołd ofiarom. Sąd złagodził karę dla Cieślaka z 11 do sześciu lat więzienia, pozostałym 13 b. zomowcom zaostrzył kary. Pokrzywdzeni i rodziny ofiar z ulgą przyjęły prawomocne orzeczenie. Większość z nich komentowała wyrok pozytywnie.

W czasie pacyfikacji śląskich kopalń od milicyjnych kul zginęło dziewięciu górników z "Wujka". Kilkudziesięciu robotników z obu kopalń zostało rannych. Sprawę tej największej tragedii stanu wojennego śląskie sądy rozpatrywały od 15 lat.

Sąd Apelacyjny w Katowicach podkreślił, że rozpatrywał wyłącznie winę oskarżonych funkcjonariuszy, a nie osób odpowiedzialnych za wprowadzenie stanu wojennego. "Równie doniosłe, jak oddanie czci poległym i rannym górnikom jest stanowcze stwierdzenie sądu, że uwzględniając cały złożony historycznie kontekst sprawy, nie był niniejszy proces sądem karnym nad historycznymi, politycznymi czy osobistymi racjami tych, którzy 13 grudnia 1981 r. wprowadzili stan wojenny" - zaznaczył przewodniczący składu sędziowskiego, Waldemar Szmidt.

Uściślił, że proces dotyczył jedynie prawnej oceny zachowania kilkunastu funkcjonariuszy państwowych, milicjantów, szeregowców, podoficerów i oficerów. Jak zaznaczył, ocena ta miała dać odpowiedź na pytania o ich winę, czy przyczynili się do śmierci i ran ofiar, a także czy mieli prawo strzelać. "Należy stwierdzić, że pomimo upływu lat, zacierania śladów, matactw, skazani na karę pozbawienia wolności oskarżeni dopuścili się przestępstw, podlegają odpowiedzialności i poniosą karę" - podkreślił Szmidt.

"Wydając końcowe orzeczenie należy powiedzieć: Gloria Victis - chwała zwyciężonym, bo polegli w słusznej sprawie. Kara zaś dla tych, którym w sposób niewątpliwy można było wykazać, że dopuścili się czynów przestępczych" - mówił sędzia.

Oskarżeni działali wspólnie

Według sądu, w sposób niewątpliwy w toku procesu ustalić można było jedynie, że oskarżeni działali wspólnie oraz że w wyniku działań niektórych z nich, a za wiedzą pozostałych, śmierć ponieśli górnicy. "Za to odbywać będą kary pozbawienia wolności orzeczone wobec większości z nich w rozmiarze surowszym, niż to uczynił sąd I instancji" - podkreślił sąd.

"Ci, którzy do końca swoim milczeniem osłaniają zabójców, karę odbędą z poczuciem fałszywie pojętej koleżeńskiej wspólnoty. Ci zaś, którzy zabili, pozostaną ze świadomością popełnionej i nie w pełni ukaranej zbrodni, do końca swych dni" - wskazał przewodniczący składu orzekającego.

Apelacja dotyczyła trzeciego już wyroku w sprawie pacyfikacji śląskich kopalń. Ponad rok temu Sąd Okręgowy w Katowicach skazał 15 z 17 b. zomowców. 11 lat więzienia dostał Cieślak, jego 14 podwładnych - od 2 i pół roku do trzech lat. W dwóch wcześniejszych procesach b. milicjantów w I instancji uniewinniano lub umarzano wobec nich postępowanie. Oba orzeczenia sąd odwoławczy uchylał.

Sąd apelacyjny ostatecznie wymierzył Cieślakowi karę łączną sześciu lat pozbawienia wolności. Za samą pacyfikację "Wujka" dostał 10 lat więzienia, karę tę złagodzono o połowę na podstawie ustawy amnestyjnej, podobnie jak w przypadku pozostałych 13 skazanych.

Dwaj z nich, Ryszard Gaik i Andrzej Bilewicz, którym zarzucono aktywny udział w akcji w obu kopalniach, dostali po cztery lata więzienia. Pozostali za pacyfikację "Wujka" dostali po 3,5 roku. Są to Grzegorz Berdyn, Maciej Szulc, Grzegorz Włodarczyk, Antoni Nycz, Henryk Huber, Zbigniew Wróbel, Józef Rak, Marek Majdak, Edward Ratajczyk, Bonifacy Warecki i Grzegorz Furtak. Sąd orzekł wobec skazanych także 10-letni zakaz działań związanych z ochroną bezpieczeństwa publicznego.

Sprawę innego zomowca, który miał zarzuty związane jedynie z "Manifestem Lipcowym", sąd ostatecznie umorzył. Ponowny, czwarty już proces czeka jedynie Krzysztofa J., który od początku przekonywał, że nie brał udziału w pacyfikacji "Wujka", bo był w tzw. grupie śmigłowcowej i czekał na lotnisku na skierowanie do akcji. Podpisanie raportu o użyciu broni J. tłumaczył później solidarnością z kolegami.

Sąd apelacyjny oczekuje, że w nowym procesie sąd I instancji poczyni dodatkowe ustalenia na temat owej grupy śmigłowcowej. Jak mówił sędzia Piotr Mirek, J. mógł być w grupie śmigłowcowej, ale też brać udział w pacyfikacji. Ma to ustalić sąd I instancji.

"Mój trener i mistrz Jacek Jaworski twierdzi, że J. tam nie było. Ale on tego nie wie, tylko o tym słyszał. Widzimy dowody za i przeciw (...) Niech sąd to rozpatrzy. Gdy z nim rozmawiałem, twierdził że nie był na +Wujku+, ale co ma twierdzić?" - mówił później dziennikarzom górnik ranny w "Manifeście Lipcowym", Czesław Kłosek.

Jaworski, o którym mówi Kłosek to jeden z taterników, którzy złożyli w procesie zeznania obciążające część oskarżonych. Podczas szkoleń w Tatrach zomowcy mieli im opowiadać, jak strzelali do górników i że sygnał do otwarcia ognia dał Cieślak. Zdobyte informacje miały być zawarte w "raporcie taterników", który miał trafić do działaczy "Solidarności".

Sąd apelacyjny uznał, że sąd I instancji trafnie odniósł się do kwestionowanego przez oskarżonych raportu. Sąd nie podszedł do niego bezkrytycznie, zeznania były weryfikowane z innymi dowodami -  mówił sędzia Mirek.

13 skazanych zostanie wkrótce wezwanych do odbycia kary. Stosowne dokumenty zostaną przesłane do katowickiego sądu okręgowego. Stamtąd zostaną skazanym rozesłane wezwania do stawienia się w wyznaczonych zakładach karnych. Cieślak został aresztowany po ostatnim wyroku sądu okręgowego. Na poczet kary sąd apelacyjny zaliczył mu także okres wcześniejszego aresztowania - od kwietnia 1992 do sierpnia 1993 r. W sumie Cieślak przebywał w areszcie blisko 2,5 roku.

Spośród oskarżonych w areszcie przebywał także, przez 13 miesięcy, były wiceszef Komendy Wojewódzkiej MO w Katowicach Marian Okrutny. We wtorek został prawomocnie uniewinniony.

Kontrowersje

Od początku procesu istotne kontrowersje budziło zakwalifikowanie czynów zarzucanych oskarżonym. Prokuratura zarzucała im pobicie górników z użyciem niebezpiecznego narzędzia, czyli broni palnej, przy czym w przypadku "Wujka" owo pobicie miało skutek w postaci śmierci części ranionych. Sędzia Piotr Mirek mówił we wtorek, że biorąc pod uwagę okoliczności sprawy taka kwalifikacja może budzić "niesmak i zdziwienie", ale wynika ona z konieczności.

W prawomocnym wyroku sąd nie zgodził się na skazanie Cieślaka i Okrutnego za sprawstwo kierownicze zabójstwa. Ten drugi został uniewinniony, a przypadku dowódcy plutonu specjalnego ZOMO została zmieniona kwalifikacja przestępstwa z powodu "niedostatków dowodowych". Przypisanie mu sprawstwa kierowniczego zabójstwa sąd uznał za zbyt daleko idące.

Sędzia Mirek mówił, że Cieślak oddał strzał i powiedział "walimy", co dla podwładnych stanowiło sygnał do otwarcia ognia. Nie można jednak przyjąć, że mógł przewidywać skutek w postaci śmierci dziewięciu górników. Sędzia przypomniał, że dzień przed pacyfikacją "Wujka" zomowcy strzelali do górników w "Manifeście Lipcowym". Postrzelili wtedy cztery osoby, żadna z nich nie zginęła.

Sąd podkreślił, że Cieślak jako dowódca nie podejmował żadnych czynności wskazujących, że chciałby przerwać działania, które skutkowały śmiercią i ranieniem tylu górników. Sędziowie uznali za stosowne - by wyrok był sprawiedliwy i wewnętrznie spójny - podnieść pozostałym kary.

W przypadku Okrutnego sąd musiał się kierować zasadą, że nie dające się usunąć wątpliwości należy rozstrzygać na korzyść oskarżonego. W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Szmidt wrócił do kontrowersyjnego zapisu słów Okrutnego w dzienniku sztabowym z dnia pacyfikacji "Wujka": "Strzelają do góry". Według niektórych opinii, wiele wskazuje na to, że ktoś później dopisał "ą" do słowa "strzelaj".

Podobne wątpliwości dotyczą przecinka w zapisie "Nie, czekaj na rozkaz". Mimo ekspertyz, sądowi I instancji nie udało się wykazać, czy faktycznie doszło do fałszerstwa. Dlatego Okrutny został uniewinniony. Sąd odrzucił apelację oskarżycieli, którzy domagali się dla Okrutnego kolejnego procesu i przeprowadzenia w nim kolejnej analizy pismoznawczej.

Jak mówił sędzia Szmidt, postępowanie wykazało, że Okrutny nie miał uprawnień do kierowania plutonu specjalnego do akcji; nie podjął takiej decyzji, bo nie mógł tego zrobić. Jednostka ta podlegała wyłącznie komendantowi wojewódzkiemu MO, a w czasie akcji - dowódcy operacji.

Bezprawne użycie broni

Skład orzekający podkreślał w uzasadnieniu, że użycie broni palnej przez zomowców nie mieściło się w ramach ich obowiązków służbowych; nie można posługiwać się sloganem, że funkcjonariusze uczestniczący w akcji "przywracali ład i porządek". Jak zaznaczył sędzia Mirek, w myśl obowiązujących wówczas przepisów, broni palnej można było użyć tylko w wyjątkowych sytuacjach. Tymczasem - wbrew stanowisku obrony - kiedy oddawano strzały nie było zagrożenia dla zdrowia i życia funkcjonariuszy. Siły pacyfikujące kopalnię mogły się z niej w każdej chwili wycofać. "Nie było sytuacji, która uprawniałaby do użycia broni" - podkreślił sędzia Mirek.

Sąd podawał ustne motywy wyroku przez ponad dwie godziny. Przysłuchiwali się temu na sali rozpraw pokrzywdzeni i rodziny zastrzelonych górników. Po zakończeniu odczytywania uzasadnienia część z nich zaczęła bić brawo. Grupa przedstawicieli Konfederacji Polski Niepodległej rozłożyła na korytarzu sądowym transparent z napisem "Żądamy naprawy krzywd moralnych wyrządzonych patriotom", śpiewano patriotyczne pieśni.

Jako sprawiedliwy, lecz nieobejmujący wszystkich faktycznie odpowiedzialnych ocenił wyrok przywódca strajku w kopalni "Wujek" sprzed ponad 25 lat, Stanisław Płatek. "W uznaniu sądu jest to wyrok prawidłowy, więc muszę go przyjąć. Jeżeli jest zgodny z prawem, musi mnie satysfakcjonować" - mówił dziennikarzom po wyjściu z sali rozpraw Płatek. Zaznaczając, że nie zna się na prawie, mówił o swoim niedosycie wynikającym z tego, że wyrok nie obejmuje przełożonych b. milicjantów. Płatek mówił też, że wyrok otwiera pokrzywdzonym drogę do występowania o odszkodowania.

[[mm_2]]

Obie śląskie kopalnie zastrajkowały po wprowadzeniu stanu wojennego, zawieszeniu działalności "Solidarności" i internowaniu tysięcy osób. W czasie odblokowywania "Wujka" 16 grudnia 1981 r. od kul zginęło dziewięciu górników, 21 innych doznało ran postrzałowych. Dzień wcześniej, w czasie pacyfikacji "Manifestu Lipcowego", postrzelonych zostało czterech górników.

 

nd, ab, pap