Prezydent apeluje o zakończenie negocjacji

Prezydent apeluje o zakończenie negocjacji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prezydent Lech Kaczyński zaapelował do rządu o zakończenie sprawy rozmieszczenia w Polsce elementów tarczy antyrakietowej.

Wieczorem w Warszawie rozpoczęła się kolejna tura polsko-amerykańskich negocjacji w sprawie tarczy. Po wstępnej rozmowie Sikorski powiedział dziennikarzom, że strona amerykańska przywiozła nowe propozycje i jest zbliżenie stanowisk.

"Apeluję do rządu, żeby przyjął te rozwiązania, które w tej chwili już są dobre, a do tego, które zostały przyjęte w olbrzymim stopniu jeszcze wcześniej, nawet za rządów premiera Jarosława Kaczyńskiego" - powiedział prezydent w  wywiadzie dla TVP1.

Prezydent powiedział, że żenują go stwierdzenia, że poprzedni rząd nie stawiał żadnych warunków w negocjacjach w sprawie tarczy. "Poprzedni rząd chciał rakiet, nawet nowocześniejszych niż obecny" - oświadczył L. Kaczyński. Tylko - jak dodał - poprzedni rząd nie chciał się uzależniać od USA. "Wiedział, że Polska szybko się rozwija, że jest dużym państwem i raczej chciał na dobrych warunkach kupić niż przyjmować dary" - stwierdził prezydent.

Wyraził także zadowolenie, że polski rząd "być może pod wpływem (sytuacji w) Gruzji" przyjął stanowisko, które - w ocenie L. Kaczyńskiego - "jest w interesie naszego kraju i naszego bezpieczeństwa" i "przestał, być może na chwilę, traktować tę sprawę jako PR-owską".

L. Kaczyński stwierdził, że prowadzący obecnie negocjacje z USA w sprawie tarczy szef MSZ Radosław Sikorski, zobaczył podczas wizyty w  Gruzji, że "istnieją realne zagrożenia jeżeli chodzi o naszego rosyjskiego partnera". "Myślę, że to da znakomite rezultaty jeśli chodzi o tarczę" - dodał prezydent.

We wtorek premier Donald Tusk zapowiadając obecną rundę negocjacji, mówił że  "w tym tygodniu powinniśmy osiągnąć postęp w rozmowie ze stroną amerykańską w  sprawie tarczy antyrakietowej".

Szef rządu podkreślił, że priorytetem strony polskiej jest stałe stacjonowanie w Polsce rakiet Patriot, które broniłyby polskiego terytorium na  wypadek konfliktu i współpraca z Amerykanami na rzecz wzmacniania polskiej obrony przeciwlotniczej.

Prezydent pytany o współpracę z szefem MSZ podczas wyjazdu do Tbilisi, powiedział, że cieszy się, że Radosław Sikorski pojechał. "Myślę, że się czegoś nauczył" - dodał L. Kaczyński.

Dopytywany czego mógł nauczyć się szef polskiej dyplomacji, prezydent odparł, że Sikorski "zobaczył jak wyglądają rzeczywiste decyzje, jeśli chodzi o Unię Europejską". "Zobaczył na własne oczy i nie miał szczególnie tęgiej miny. Zobaczył, że  jeżeli chcemy ten mechanizm zmienić, to musimy działać tak jak ja, a nie tak jak sądził minister Sikorski" - mówił prezydent.

L. Kaczyński pytany był również o uwagi przedstawicieli rządu, że Sikorski pojechał do Gruzji, aby pilnować, by prezydent nie był zbyt radykalny.

"Powiedziałem to, co chciałem i jeśli premier twierdzi, że minister Sikorski może mnie pilnować, to jest to nie na miejscu. Prezydenta się nie pilnuje, nawet jeśli jest się szefem większościowego rządu" - odpowiedział L. Kaczyński. "Ta  różnica postaw ma podstawy w różnych kodach kulturowych" - dodał.

Za sukces prezydent uznał, że misję do Gruzji - w której brali też udział przywódcy Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy - udało się zorganizować bardzo szybko, że wszyscy przywódcy się zgodzili, aby "w warunkach wojny" jechać do  Tbilisi.

"To było moralne zwycięstwo Europy, to było moralne zwycięstwo także i narodu gruzińskiego i myślę, że nasze. Że udało się wygrać z różnego rodzaju uprzedzeniami, przekonaniami, że czysty pragmatyzm w każdej sytuacji jest wystarczający, bo pragmatyzm tego rodzaju oznacza kompletny brak wartości" -  powiedział prezydent. Wartości - stwierdził L. Kaczyński - "o których Europa bardzo dużo mówi". "A  idzie o to, żeby przynajmniej trochę robiła w tej sprawie" - dodał.

Prezydent był też pytany o stwierdzenie prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego, który podczas wtorkowych rozmów na Kremlu w sprawie rozwiązania kryzysu w Gruzji ocenił, że Rosja ma prawo bronić interesów ludności.

Zdaniem L. Kaczyńskiego, Rosja ma takie same prawa jak inne państwa. Za  "zgubną dla Europy" uznał zasadę, którą - w ocenie prezydenta - "przyjmują niektórzy politycy zachodnioeuropejscy", że "Rosja ma jakieś wyjątkowe prawo do  godności". "To oznacza prawo do agresji, do inwazji" - uważa Lech Kaczyński.

Według prezydenta, Rosjanie liczyli, że świat zajęty jest igrzyskami olimpijskimi w Pekinie i "jest to znakomity termin, do tego, aby zaatakować". "Prezydent Saakaszwili o tym, że to może nastąpić w sierpniu już mi mówił. Czasami sądziłem, że przesadza, ale nie mylił się" - dodał.

Oceniając reakcję USA na sytuację na Kaukazie, prezydent wyraził zadowolenie, że amerykańska sekretarz stanu Condoleezza Rice pojedzie do Gruzji. "Jeżeli Condoleezza Rice będzie w Tbilisi, to szansa na uratowanie niepodległości Gruzji jest znacznie większa" - uważa L. Kaczyński.

Pytany o krytykę jego wystąpienia w Tbilisi przez niektórych polskich polityków i nazywanie go "rusofobicznym", L. Kaczyński powiedział, że Polska chciałaby mieć dobre stosunki z Rosją i "miejmy nadzieję, że Rosja się kiedyś zmieni".

"Dzisiaj jest najgorszy z możliwych momentów, żeby tę sprawę rozpatrywać. Rosja ukazuje swoje neoimperialne oblicze" - uważa prezydent.

Jego zdaniem, "oczywistą podległością" byłaby próba poprawienia stosunków z  Rosją poprzez "przyjęcia postulatów tego, że polska polityka zagraniczna na  wschód od Polski nie istnieje lub że polski sektor paliwowy po części należy do  Rosji".

"To jest oczywista podległość. Czy my chcemy wracać do sytuacji sprzed 1989 roku czy nie chcemy? Ja reprezentuję cały naród, a przede wszystkim tych, którzy nie chcą" - podkreślił Lech Kaczyński. Jak dodał, wyjazdy do Moskwy, gdzie stuka się obcasami, "niczego dobrego nie przynoszą".


ND, PAP