Klich: odznaczenie pilota nie jest polityczną grą

Klich: odznaczenie pilota nie jest polityczną grą

Dodano:   /  Zmieniono: 
Odznaczenie pilota, który w sierpniu wioząc prezydenta Polski i przywódców kilku innych państw, odmówił zmiany trasy lotu i lądowania w Gruzji "nie jest żadną polityczną grą", ani "afrontem wobec prezydenta Lecha Kaczyńskiego" - powiedział szef MON Bogdan Klich.

"Traktuję swoje zadania poważnie i nie bawię się w gry, ani gierki. Chodziło o wyróżnienie pilota (srebrną oznaką ministra obrony narodowej) spośród innych za to, że zastosował się do obowiązujących go procedur" - wskazał Klich.

O odznaczeniu pilota poinformował szef MON w środę. Czwartkowy "Daily Telegraph" na swych internetowych stronach napisał, że odznaczenie jest "afrontem rządu Donalda Tuska wobec prezydenta Lecha Kaczyńskiego".

Lech Kaczyński udawał się do Gruzji z prezydentami Litwy i Estonii oraz  premierem Łotwy. Samolot poleciał przez Ukrainę do Azerbejdżanu, skąd delegacja udała się do stolicy Gruzji w kolumnie samochodów. Po międzylądowaniu w  Symferopolu na Ukrainie, gdzie na pokład wsiadł prezydent Ukrainy, L. Kaczyński chciał, by samolot nie leciał do Gandżi w Azerbejdżanie, lecz od razu do  Tbilisi. Po wylądowaniu w Azerbejdżanie prezydent zapowiadał, że "po powrocie do  kraju wprowadzimy porządek w tej sprawie", a podczas lotu powiedział o dowódcy załogi, że "oficer powinien być mniej lękliwy".

"W myśl ustawy oraz wynikających z niej rozporządzeń, to kapitan samolotu, biorąc pod uwagę różne czynniki decyduje o tym, czy lecieć, czy nie lecieć i w  jakim kierunku. Pilot przedstawił mi później przynajmniej 9 powodów, dla których nie zdecydował się na przelot do Tbilisi. Jednym z zasadniczych powodów było to, że jego misja była zaplanowana inaczej" - powiedział Klich.

Stwierdził też, iż nieprawdą są polskie komentarze sugerujące, iż pilot mógł zmienić trasę przelotu, ponieważ to od niego zależało.

"Właśnie chodziło o to, by dowolnie nie zmieniać tras przelotu. Pilot wykonał zadanie, które powierzył mu przełożony dowódca, konsultował się z szefami ochrony prezydentów Polski i Ukrainy, o czym zaświadczył stosownym meldunkiem na  piśmie, co więcej konsultował się też ze swoim przełożonym - dowódcą 36 pułku lotnictwa specjalnego, który podtrzymał rozkaz wydany mu poprzedniego dnia, że  ma wykonać zadanie zaplanowane, a nie modyfikowane" - wyjaśnił Klich.

"Trzeba uszanować ustawowe i prawne procedury rządzące w wojsku, bo bez szacunku dla nich nie będzie wojska" - zaznaczył.

ND, PAP