Kolejne zarzuty za utrudnianie śledztwa ws. Przemyka

Kolejne zarzuty za utrudnianie śledztwa ws. Przemyka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Siedmiu kolejnym byłym oficerom SB i MO warszawski pion śledczy IPN postawił zarzuty utrudniania śledztwa po śmierci Grzegorza Przemyka - 19-latka śmiertelnie pobitego w 1983 r. w stołecznym komisariacie przez milicję.

Była to jedna z najgłośniejszych zbrodni aparatu władzy PRL - wciąż nie do końca wyjaśniona i rozliczona.

Nowe zarzuty dotyczą nakłaniania m.in. groźbami do przyznania się do nie popełnionego przestępstwa sanitariuszy, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala - by wzajemnie obciążyli się winą za jego pobicie (stanęli oni wtedy przed sądem w sterowanym przez władze procesie i zostali skazani).

Według IPN, podejrzani m.in. psychicznie znęcali się nad sanitariuszami Jackiem S. i Michałem W. w celu wywołania u nich zagrożenia życia i zdrowia ich oraz ich rodzin. IPN zarzuca im, że robili to w celu uniknięcia odpowiedzialności karnej sprawców z MO - czym utrudniali ówczesne śledztwo w sprawie śmierci Przemyka i działali na szkodę wymiaru sprawiedliwości. Grozi im za to do 3 lat więzienia; nie przyznali się do winy.

Jacek Z. jest podejrzany o to, że od maja do grudnia 1983 r. jako porucznik SB przekroczył uprawnienia i nie dopełnił obowiązków służbowych - nakłaniając Jacka S. do przyznania się do nie popełnionego przestępstwa pobicia Przemyka w trakcie przewozu karetką oraz w stacji pogotowia i złożenia wyjaśnień potwierdzających dokonanie tego czynu wspólnie z Michałem W. Według IPN, Jacek Z. groził Jackowi S., że odmowa "wpłynie negatywnie na dalsze jego losy oraz przyszłość zawodową rodziny".

Wobec Michała W. Jacek Z. miał używać wielokrotnie gróźb bezprawnych w celu skłonienia go do przyznania się do nie popełnionego przestępstwa rozboju wobec Waldemara P., czym zmierzał do tworzenia fałszywych dowodów winy Michała W. oraz złożenia wyjaśnień potwierdzających czyn wspólnie z Jackiem S.

Według IPN, Jacek Z. miał psychicznie znęcać się nad Michałem W. podczas "wielogodzinnych i wielokrotnych przesłuchań w dzień i w nocy, mających na celu wywołanie u pokrzywdzonego stanu zagrożenia życia i zdrowia jego i rodziny, pozbawienia prawa do opieki nad dzieckiem oraz obciążenia siebie i Jacka S. winą za śmiertelne pobicie Grzegorza Przemyka".

Podobne zarzuty postawiono Zbigniewowi S., Janowi Adamowi P., Wiesławowi Janowi W. (wiceszefowi wydziału dochodzeniowo-śledczego stołecznej milicji), Tomaszowi Stanisławowi B., Tomaszowi M. i Ryszardowi C.

Tomasz B., Tomasz M., Jan P. i częściowo Zbigniew S. złożyli wyjaśnienia, pozostali skorzystali z prawa do ich odmowy. Jacek Z. i Zbigniew S. wnieśli o ponowne ich przesłuchanie po doręczeniu uzasadnienia postanowienia o przedstawieniu zarzutów.

12 maja 1983 r. Przemyk, świętujący wraz z Cezarym F. maturę, został zatrzymany przez MO na pl. Zamkowym i zabrany do komisariatu przy ul. Jezuickiej. Tam milicjanci skatowali go. Dostał ponad 40 ciosów pałkami po barkach i plecach oraz kilkanaście ciosów łokciem lub pięścią w brzuch. Przewieziony do szpitala, zmarł po dwóch dniach w wyniku ciężkich urazów jamy brzusznej. Pogrzeb Przemyka stał się wielką manifestacją sprzeciwu wobec władzy komunistycznej.

Prokuratura wszczęła wprawdzie śledztwo w sprawie śmierci Przemyka, ale jednocześnie władze podjęły bezprawne działania mające uchronić milicjantów. Winą chciano obarczyć sanitariuszy, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala. W aktach sprawy Przemyka zachowała się notatka ówczesnego szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka: "Ma być tylko jedna wersja śledztwa - sanitariusze". O tej tezie, jako jedynie słusznej, mówiła oficjalna propaganda, prowadząca również kampanię zniesławiania otoczenia Przemyka oraz jego matki Barbary Sadowskiej, poetki, zaangażowanej w prace prymasowskiego komitetu pomocy uwięzionym.

Biuro Polityczne KC PZPR powołało do sprawy śmierci Przemyka specjalny zespół pod kierownictwem odpowiedzialnego za bezpieczeństwo b. szefa MSW gen. Mirosława Milewskiego. "Gdybyśmy chcieli rozprawić się z Przemykiem, wzięlibyśmy fachowców" - mówił Kiszczak na posiedzeniu zespołu latem 1983 r. Realizując wytyczne zespołu, SB zastraszała Cezarego F. Pod zmyślonymi zarzutami aresztowano pełnomocnika Sadowskiej; pracę stracił prokurator, który sprzeciwiał się tym praktykom MSW.

W 1984 r., po sterowanym przez władze procesie, od zarzutu pobicia Przemyka uwolniono milicjantów Ireneusza K. i Arkadiusza Denkiewicza - dyżurnego komisariatu z Jezuickiej. Skazano zaś, po wymuszeniu w śledztwie nieprawdziwych zeznań, sanitariuszy. Bezprawne działania SB i MO wobec nich doprowadziły do tego, że zaczęli oskarżać się wzajemnie. Po 1989 r. wyroki te uchylono.

W 1997 r. ówczesny Sąd Wojewódzki w Warszawie uniewinnił K., a Denkiewicza skazał na 2 lata więzienia (nie odsiedział ani dnia, bo po wyroku doznał takich zmian w psychice, że odbywanie kary nie jest możliwe). Oficer KG MO Kazimierz Otłowski został wtedy skazany na półtora roku w zawieszeniu za próbę zniszczenia akt sprawy Przemyka w 1989 r. (po apelacji został uniewinniony).

W 2007 r. IPN postawił pierwsze zarzuty za utrudnianie śledztwa ws. Przemyka. Dwóch oficerów SB dostało wtedy zarzuty zastraszania głównego świadka pobicia, kolegi Przemyka Cezarego F. - tak aby wycofał się z zeznań, że bili milicjanci.

8 lat więzienia, zmniejszone na mocy amnestii o połowę - taki wyrok wydał w maju tego roku Sąd Okręgowy w Warszawie wyrok wobec Ireneusza K. O skazaniu - co nastąpiło po raz pierwszy - w jego piątym procesie przesądziło ujawnienie nowych materiałów. Obrona zapowiada apelację.

ab, pap, keb