Jaruzelski: groźba interwencji była realna

Jaruzelski: groźba interwencji była realna

Dodano:   /  Zmieniono: 
Groźba interwencji państw Układu Warszawskiego w Polsce w okresie 1980-1981 r. była realna - uważa gen. Wojciech Jaruzelski. Zaprzecza zarazem twierdzeniom pionu śledczego IPN, by miał on do takiej interwencji zachęcać.

We wtorek - trzeciego dnia wyjaśnień przed Sądem Okręgowym w Warszawie w procesie za wprowadzenie stanu wojennego w 1981 r. - 85-letni Jaruzelski przeciwstawił się głównej tezie aktu oskarżenia: że w 1981 r. nie było groźby interwencji. Dodał, że w latach 1980-1981 r. ZSRR "miał zdolność do interwencji", do której - zdaniem Jaruzelskiego - zachęcały go władze NRD, co "mogło doprowadzić nawet do korekt granicznych".

Były przywódca PRL polemizował z aktem oskarżenia autorstwa pionu śledczego IPN, według którego w grudniu 1981 r. nie było próby interwencji, bo ZSRR był za bardzo zaangażowany w Afganistanie, a stanowcze stanowisko zajęły USA i Jan Paweł II.

"Nie należy się powoływać na polskiego papieża nadaremno i sztucznie przypisywać mu oddziaływania na decyzję Kremla" - oświadczył Jaruzelski. Jego zdaniem, błędny jest też pogląd, że zaangażowanie w Afganistanie uniemożliwiłoby interwencję w Polsce. "ZSRR miał 4 mln żołnierzy" - mówił podsądny, a północna grupa wojsk Armii Czerwonej w Polsce "puchła od posiłków".

Według oskarżonego, IPN "staje się adwokatem Breżniewa, bo przyjmuje za dobrą monetę wszystko, co może obciążyć autorów stanu wojennego". Przyznał, że ZSRR było państwem sojuszniczym, ale on sam "znał bezwzględną logikę podzielonego świata", a naruszenie tego podziału mogło przynieść Polsce katastrofę. "Kto wam zagwarantuje granice zachodnie?" - cytował słowa polityków ZSRR, podkreślających, że gwarancje te dotyczą "tylko Polski zaprzyjaźnionej".

Podsądny zaprzeczył też twierdzeniom pionu śledczego IPN, by on sam miał zachęcać do interwencji. "IPN nie przedstawia na to dowodu" - oświadczył. Zarazem Jaruzelski wskazywał na bliskie zagrożenie interwencją jeszcze w grudniu 1980 r., pod pozorem ćwiczeń wojskowych pod polską granicą. "Potem nastąpiła polityczna prolongata" - dodał Jaruzelski.

Ironizował, że daje się wiarę płk. Ryszardowi Kuklińskiemu (który w 1981 r. przekazał CIA plany stanu wojennego, po czym opuścił potajemnie Polskę), gdy pisze on o agresywnych planach ataku na Zachód, a "zarazem eksponuje się lękliwość ZSRR do ataku na Polskę". Jaruzelski określił twierdzenia Kuklińskiego jako "półprawdy i kłamstwa". Odnosząc się do sprawy Kuklińskiego, Jaruzelski wniósł by sąd wystąpił do prokuratury wojskowej o odtajnienie pełnego uzasadnienia umorzenia śledztwa w sprawie Kuklińskiego z 1997 r. (czego odmówił mu IPN).

Wcześniej Jaruzelski omawiał sytuację tuż przed stanem wojennym. Podkreślił, że o jego wprowadzeniu przesądziły wyniki obrad Komisji Krajowej "Solidarności" w Radomiu w pierwszych dniach grudnia 1981 r. "To był punkt krytyczny, o którym w akcie oskarżenia jest tylko wzmianka" - powiedział. Dodał, że podczas obrad padały radykalne żądania, np. "Bój to będzie ich ostatni", mówiono o konieczności tzw. strajku czynnego.

Zdaniem Jaruzelskiego, najgroźniejsze było jednak potwierdzenie przez władze związku zwołania wielkiej demonstracji w Warszawie na 17 grudnia 1981 r., który to dzień miał być "ogólnopolskim dniem protestu". "To przesądziło o wprowadzeniu stanu wojennego" - dodał oskarżony. Ujawnił, że władze miały informacje, że może wtedy dojść do zajęcia gmachów radia i TV. "A więc: nieuchronna konfrontacja" - dodał podsądny.

"Rodzi się pytanie, kogo trzeba byłoby nazwać zbrodniarzem za doprowadzenie do sytuacji, gdy 17 grudnia zaczęłaby się krwawa awantura" - oświadczył b. przywódca PRL, odnosząc się do aktu oskarżenia, w którym zarzucono mu "zbrodnię komunistyczną".

"17 grudnia wisiał nad nami jak złowroga chmura; gdyby nie to, odwlekalibyśmy termin stanu wojennego, ale ryzyko stało się zbyt wielkie" - powiedział. Podkreślił, że władze były "obsesyjnie uczulone" na wychodzenie ludzi na ulice, bo groziło to "otwarciem drogi do krwawej konfrontacji".

Stan wojenny uchronił "Solidarność" od wielkiej konfrontacji ideowej i organizacyjnej - twierdzi Jaruzelski. "Wiosną 1982 r. +Solidarność+ rozpadłaby się tak, jak potem Obywatelski Klub Parlamentarny" - powiedział.

Podkreślił, że "S" nie była monolitem, a "realistyczne kręgi z Lechem Wałęsą na czele znajdowały się pod stałym wpływem ekstremistów". Dodał, że działaczy związku ogarnął w 1981 r. amok i przestano myśleć "w kategoriach politycznych". Według Jaruzelskiego I krajowy zjazd delegatów NSZZ "S" z lata i jesieni 1981 r. "praktycznie zrywał z linią porozumień sierpniowych z 1980 r".

Zdaniem oskarżonego, "najgroźniejszy był radykalizm niesterowalny". Przywołał tu m.in. wzrost przestępczości, bunty w więzieniach, ucieczki z aresztów, ataki na milicję. "Pojawiło się hasło: +A na drzewach zamiast liści, będą wisieć komuniści+" - dodał gen. Jaruzelski.

Prokuratura zaniechała wyjaśnienia działań tzw. "zdrowych sił" w aparacie partyjnym, które w 1981 r. blokowały zmiany i inspirowały "działania czynnika zewnętrznego" - mówił Jaruzelski. "Jakaś forma puczu była realna; cały czas trzeba było się z tym liczyć" - dodał. Podkreślił, że "zdrowe siły" potajemnie kontaktowały się z przedstawicielami państw socjalistycznych. "Były zachęty do interwencji" - dodał.

Spytany o ten wątek, prok. IPN Piotr Piątek powiedział, że wszystkie ważne okoliczności stanu wojennego są ujęte w akcie oskarżenia.

Ciąg dalszy wyjaśnień - 21 października (najprawdopodobniej jeszcze się one wtedy nie skończą). Jaruzelski nie przyznaje się do zarzutów. Powtarza, że stan wojenny był "mniejszym złem", bo "uratował Polskę przed wielowymiarową katastrofą".

Ówczesny I sekretarz PZPR, premier PRL, szef MON i Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego jest oskarżony o kierowanie "związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym, mającym na celu popełnianie przestępstw" - za co grozi do 10 lat więzienia. Drugi zarzut to podżeganie Rady Państwa do przekroczenia jej uprawnień przez uchwalenie dekretów o stanie wojennym wbrew konstytucji PRL.

W kwietniu 2007 r. pion śledczy IPN w Katowicach skierował akt oskarżenia wobec 9 osób - członków władz PRL, członków utworzonej w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. WRON oraz Rady Państwa PRL (która formalnie wprowadziła stan wojenny i wydała odpowiednie dekrety). Główni oskarżeni to Jaruzelski, 82-letni gen. Kiszczak - członek WRON i ówczesny szef MSW oraz 80-letni Kania, były już wtedy I sekretarz KC PZPR.

12 września tego roku ruszył proces siedmiu już tylko osób. Nie przeszkodziła temu nieobecność Kiszczaka, który nie stawia się na rozprawy tłumacząc się złym zdrowiem; sąd uznaje jego nieobecność za nieusprawiedliwioną. Ostatnio sąd zarządził jego badania lekarskie. We wtorek sąd nie uwzględnił wniosku Kiszczaka, by odroczyć proces do wydania opinii biegłych.

Podsądni odrzucają zarzuty - które przedawnią się dopiero w 2020 r. Twierdzą, że nie popełnili przestępstwa, bo działali w stanie wyższej konieczności wobec groźby sowieckiej interwencji. W grudniu 1981 r. nie było groźby takiej interwencji, a państwa Układu Warszawskiego uznały, że sprawa leży w wyłącznej gestii władz PRL - replikuje pion śledczy IPN.

Pod listem Aleksandra Kwaśniewskiego w obronie gen. Jaruzelskiego podpisało się kilka tysięcy osób. "Akcja ciągle trwa" - powiedział PAP redaktor naczelny "Przeglądu" Jerzy Domański. "Polska prawica, tym razem w barwach PO, w barwach rządu Donalda Tuska, zdecydowała się na polityczną dintojrę" - napisał były prezydent. Zaznaczył, że tak odbiera "pomysł zabrania emerytur członkom Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego". Według niego jest to "atak na gen. Wojciecha Jaruzelskiego, chyba nieprzypadkowo skorelowany z rozpoczętym procesem autorów stanu wojennego". Podpisali się pod nim m.in. Daniel Olbrychski, Ignacy Gogolewski, Mieczysław Rakowski, Jerzy Szmajdziński, Grzegorz Napieralski i Janusz Olejniczak.

ND, ab, PAP