Premier i prezydent "obok siebie" w Brukseli

Premier i prezydent "obok siebie" w Brukseli

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. A. Jagielak/Wprost 
Premier Donald Tusk udał się po południu na szczyt UE. W środę rano do Brukseli udaje się prezydent Lech Kaczyński, który - jak mówi - nie ma wątpliwości, że na posiedzeniu Rady Europejskiej obaj z premierem będą siedzieć obok siebie.

Spór między kancelariami prezydenta i premiera o delegację na szczyt UE, rozpoczynający się w środę trwa od kilku dni. Rozstrzygnięcia nie przyniosło poniedziałkowe wieczorne spotkanie L.Kaczyńskiego i Tuska. Prezydent poinformował, że udaje się na szczyt, szef rządu powtórzył, że w składzie delegacji nie ma L.Kaczyńskiego.

Prezydent mówił na konferencji prasowej w Międzyzdrojach, że obowiązkiem zarówno jego, jak i premiera jest współpraca w sprawie szczytu UE. "Powinniśmy współpracować. Taki jest obowiązek obydwu stron. Temu służyła wczorajsza rozmowa" - podkreślił.

Prezydent był pytany jak ta współpraca będzie wyglądała technicznie - L.Kaczyński nie znalazł się bowiem w składzie delegacji zatwierdzonym przez rząd, a w na szczycie każdemu krajowi przysługują tylko dwa miejsca.

"Kolejne krzesło to nie wiem, czy będzie. Sądzę, że prezydencja francuska - każda inna zresztą, wszystko jedno (...) - raczej pozwoli usiąść prezydentowi, szczególnie że (...) to, iż (na szczyt) przyjeżdżają prezydent i premier jakiegoś kraju, jest rzeczą normalną i w tym nie ma nic dziwnego" - mówił L.Kaczyński.

Pytany, czy będzie siedzieć koło Tuska, powiedział: "Tam jest tak, że delegacje poszczególnych krajów siedzą obok siebie, to dlatego nie ma wątpliwości, że będziemy siedzieć obok siebie".

Według prezydenta, "istota tego nieprzyjemnego rzeczywiście sporu" z premierem polega na tym, że on "nie kwestionuje prawa premiera, żeby poleciał do Brukseli, to premier kwestionuje jego prawo". Dodał, że obecność premiera w Brukseli jest w okresie kohabitacji całkowicie naturalna.

Prezydent odpierał też zarzut, że na szczycie UE w 2007 roku zgodził się na zapisy w pakiecie klimatycznym, które spowodują w Polsce podwyżkę cen energii elektrycznej o 90 proc., jest "absolutnie nieprawdziwy".

"Jeżeli ktoś usiłuje wmówić, że istnieją jakiekolwiek związki między przyjętymi wtedy konkluzjami, a ewentualną podwyżką cen energii, to mówi po prostu nieprawdę" - powiedział prezydent.

L.Kaczyński wyraził zdziwienie, że taki zarzut został wobec niego podniesiony. "Walka polityczna nie powinna polegać na tym, żeby otwarcie zarzucać komuś nieprawdę, łatwą do udowodnienia" - podkreślił.

Nie milkły komentarze dotyczące konfliktu na linii prezydent-premier w sprawie składu polskiej delegacji na posiedzenie Rady Europejskiej.

Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski uważa, że prezydent powinien respektować, że to rząd kształtuje politykę zagraniczną, a on wspiera te działania.

Komorowski - jak mówił - ma "wątpliwą satysfakcję" z tego, że w 1997 r. w trakcie pracy nad obecną konstytucją, zwracał uwagę i przestrzegał przed tworzeniem "dwugłowego systemu polskiego". "W państwie polskim musi być jasne, że jest jedna głowa, a nie dwie. Pod warunkiem, że ta sama osoba ma władzę i odpowiedzialność" - podkreślił Komorowski.

Jak zwrócił uwagę, zgodnie z polską konstytucją prezydent "nie ponosi żadnej odpowiedzialności". "Nawet przed wojną, od 1935 roku (od konstytucji kwietniowej) prezydent odpowiadał przed Bogiem i historią; w tej konstytucji prezydent nie odpowiada w ogóle przed nikim i za nic" - ocenił marszałek. Według niego, właśnie to jest "praźródłem kłopotów".

Ponadto - w opinii Komorowskiego - "dwugłowy system tworzy warunki do ucieczki od odpowiedzialności, a na końcu zachęca do konfliktu". Zdaniem marszałka "warto zbadać sprawę od strony konstytucyjności".

W jego ocenie problemem wtórnym jest kto ma lecieć na szczyt UE, a najważniejsze jest "czy istnieje możliwość prowadzenia jednolitej polityki państwa polskiego". "Nie może być tak, że ktoś jedzie i mówi co innego niż zakłada główny nurt polityki zagranicznej państwa polskiego" - podkreślił Komorowski. Prezydent: zarzut wobec mnie ws. pakietu klimatycznego - nieprawdziwy

Szef klubu PO Zbigniew Chlebowski obawia się, iż na szczycie UE dojdzie do gorszących scen.

"Obawiam się, że będziemy mieć do czynienia z gorszącymi scenami, zważywszy na fakt, że Kancelaria Prezydenta za wszelką cenę chce, żeby na szczycie pojawił się prezydent. Mam wrażenie, że urzędnicy Kancelarii na siłę wciskali Lecha Kaczyńskiego na szczyt, na którym nie powinno go być" - oświadczył Chlebowski.

Jego zdaniem, jeśli prezydent uda się na szczyt, to Polsce grozi kompromitacja. Jak podkreślił, konstytucja jasno wskazuje, że to rząd prowadzi politykę zagraniczną. "Sprawa jest jasna - szefem delegacji (na szczycie UE) na dzień dzisiejszy jest premier i mam nadzieję, że tutaj nic się nie zmieni" - dodał.

Szef SLD Grzegorz Napieralski nazwał spór między prezydentem a premierem "kompromitacją prawicy" i "żenującym spektaklem". Jak ocenił, prezydent Lech Kaczyński i premier Donald Tusk zamiast dbać o interesy kraju zajęli się kłótnią "kto jest istotniejszy".

Zdaniem szefa Sojuszu, takie zachowanie obu polityków to "totalna kompromitacja". "Jak będzie wyglądało, to że prezydent i premier będą walczyć o krzesło? (podczas posiedzenia Rady Europejskiej)" - pytał Napieralski.

Według niego, podobny "żenujący spektakl" nie był do pomyślenia kiedy prezydentem był Aleksander Kwaśniewski. Dyskusję na temat posiedzenia Rady Europejskiej nazwał "kompromitacją prawicy".

W sprawie szczytu UE oświadczenie wydał Business Centre Club, który uznał, że do Brukseli powinien udać się wyłącznie premier Donald Tusk, minister finansów Jacek Rostowski oraz eksperci.

"BCC jednoznacznie opowiada się, aby na unijny szczyt w Brukseli, poświęcony sprawom gospodarczym i finansowym, pojechał wyłącznie premier w towarzystwie ekspertów, zwłaszcza ministra finansów. Obecność prezydenta RP na tym właśnie szczycie może wprowadzić zamieszanie w porządku obrad, wystawiając Polsce niedobre świadectwo" - podkreślono w komunikacie BCC.

ab, pap, keb