Filmy pokazują, jak Mirosław G. bierze koperty

Filmy pokazują, jak Mirosław G. bierze koperty

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. CBA
Obejrzany przez sąd cztery filmy z ukrytej kamery pokazują m.in., jak dr Mirosław G. bierze koperty otrzymane od rodzin pacjentów. G. podkreśla, że na żadnym z filmów niczego nie żąda od pacjentów.

 

Obrona mówi o manipulowaniu nagraniami, których - jak się okazało - na potrzeby śledztwa CBA dokonała SKW. CBA twierdzi, że materiały nie zostały zmanipulowane.

W sobotę Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa obejrzał wraz ze stronami pierwsze cztery filmy, wykonane ukrytą kamerą w gabinecie G. - ówczesnego ordynatora kliniki kardiochirurgii, dziś oskarżonego o przyjmowanie łapówek od pacjentów (20 z nich zarzucono ich wręczanie). Na trzech filmach widać, jak poszczególne osoby pozostawiają lekarzowi na stole koperty - przeciw czemu on nie protestuje, a po ich wyjściu odkłada je na bok.

G. podkreślał po obejrzeniu tych filmów, że na żadnym z nich nie żąda łapówki. Wniósł, by sąd obejrzał także te filmy z ukrytej kamery, na których odmawia on przyjmowania kopert. Mówił, że "nie może obciążać swoich chorych" i nie może "przyporządkować danej koperty do danego pacjenta". "Nigdy nie wiem, co jest w takiej kopercie" - dodał.

Prok. Agnieszka Tyszkiewicz zwracała uwagę, że oskarżeni przyznawali, iż w kopertach były pieniądze.

Na czwartym filmie widać, jak kobieta wręcza G. książkę, którą on potem ogląda. G. oświadczył, że na obejrzanym przez sąd filmie nie ma scen wyjęcia przezeń koperty z pieniędzmi i ich przeliczenia oraz dodatkowych napisów, które - jak podkreślił - były w filmie ujawnionym podczas kampanii wyborczej w 2007 r. przez ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę oraz wyemitowanym w TVP przed orędziem prezydenta RP.

"Te manipulacje dowodzą, że konieczne będzie obejrzenie przez sąd całości tych nagrań" - oświadczyła wtedy obrońca G., mec. Magdalena Bentkowska. "Ograniczmy się do oglądania na rozprawie tylko materiałów odnoszących się do zarzutów" - replikowała prok. Tyszkiewicz.

"Materiał filmowy dotyczący Mirosława G. w żaden sposób nie został zmanipulowany przez Centralne Biuro Antykorupcyjne" - czytamy w oświadczeniu przesłanym przez rzecznika prasowego CBA Temistoklesa Brodowskiego.

Według oświadczenia "opinii publicznej zaprezentowano jedynie skrót tego materiału, zarejestrowano na nim osoby, które już wcześniej przed prokuratorem przyznały się do wręczania korzyści majątkowych Mirosławowi G.".

Nagrań ukrytą kamerą jest w sumie 500 godzin. Sąd sugerował, by ograniczyć ich odtworzenie do spraw związanych tylko z konkretnymi zarzutami aktu oskarżenia, ale samo to może zająć wiele rozpraw.

"Forma książki jako podziękowania dla lekarza wraz z dedykacją jest bardzo popularna, a dla mnie jest bardziej miła niż alkohole lub co innego; mam w domu tysiące takich książek" - mówił G. Dodał, że CBA zabrało mu z domu wszystkie książki z dedykacjami, m.in. - jak powiedział - od "ministrów, biskupów czy dziennikarzy" - które potem mu zwrócono. Podkreślił, że część dedykacji była w kopertach wkładanych w te książki.

G. powiedział przed sądem, że w nagraniach "brak jest ciągłości nagrywania, a przerwy sięgają kilku godzin; są też awarie wizji i fonii". Oświadczył, że nagrań dokonano od grudnia 2006 do lutego 2007 r. w ramach operacji "Mengele 7", prowadzonej - jak powiedział - "przez WSI" (które rozwiązano we wrześniu 2006 r. - PAP). Lekarz dodał, że na nagraniach nie ma dowodów na to, by miał on żądać łapówek od pacjentów; są jedynie "urywki pewnych sytuacji". "Są tam sceny, że pacjenci chcą mi coś dać, a tego nie biorę" - podkreślił G.

Prok. Tyszkiewicz oświadczyła, że nagrania są jawne oraz potwierdziła, że materiały te pochodzą od Służby Kontrwywiadu Wojskowego (która powstała w miejsce WSI - PAP).

Filmy, które oglądał już sąd, mają pojawiające się w regularnych odstępach zakłócenia obrazu i fonii, a głosy są słabo słyszalne. Według G., zakłócenia te mogą mieć znaczenie dla oceny materiału przez sąd, tym bardziej, że - jak powiedział - stenogramy z tych nagrań, dokonane przez CBA, są "wybiórcze". Lekarz wiąże ten fakt z nieznajomością przez agentów CBA slangu medycznego.

G. mówił też, że kopie nagrań, które oglądał w śledztwie, miały o wiele lepszą fonię i nie było na nich zakłóceń; sąd ogląda zaś oryginały przekazane przez CBA.

W sobotę sąd odczytał też przekazane przez warszawską prokuraturę protokoły przesłuchań G. jako świadka w śledztwie o "błędy medyczne" w szpitalu MSWiA. Zeznania dotyczyły m.in. przeszczepów serca u pacjentów z "podwyższonym ryzykiem"; niektórzy potem umierali. Jak wynika z protokołów, śledczy pytali G. m.in., czy można pobrać serce do przeszczepu od dawcy dwukrotnie starszego od biorcy - lekarz wyjaśniał, że to zależy od stanu pacjentów. Punktem wyjścia pytań do G. były też domniemane błędy lekarskie G. opisane w programie TVP "Misja specjalna" w lipcu 2007 r.

G. potwierdził treść swych zeznań, ale zwrócił uwagę, że przekazane protokoły są niepełne. Prokurator wyjaśniała, że może wynikać to stąd, że obecnie akta są u biegłych.

Lekarz oświadczył też w sobotę, że w klinice spotykał się z "powszechnym oporem", by operować ludzi w podeszłym wieku. "Po operacji pewnego 90-latka mówiono mi: 'Po co operować kogoś, kto już długo nie pożyje?'" - dodał G. Ujawnił, że innego niemal 100- latka nakłoniono zaś w szpitalu do rezygnacji z operacji. Zapewniał, że wszystkich pacjentów traktował zawsze jednakowo, choć wyjątkiem była np. "rodzina pana prezydenta w asyście BOR".

48-letni dr G. (dziś pracuje w prywatnej klinice) jest oskarżony o 41 przestępstw korupcyjnych, naruszanie praw pracowniczych personelu warszawskiego szpitala MSWiA, znęcanie się nad osobą najbliższą i zmuszanie pracownicy szpitala do "innej czynności seksualnej". Grozi mu do 10 lat więzienia. Proces jest precedensem jako sprawa o granice między korupcją a powszechnym w polskich szpitalach "okazywaniem wdzięczności" lekarzom przez pacjentów po operacjach.

Tydzień temu przed sądem G. nie przyznał się do zarzutów. W śledztwie zapewniał, że nigdy nie warunkował operacji od łapówki. Przyznawał zaś, że pacjenci sporadycznie zostawiali mu koperty z pieniędzmi, które on "oddawał na potrzeby szpitala". Dodał, że dostawał "kwiaty, flaszki, obraz" oraz, że "szarpał się" z pacjentami, gdy dawali mu alkohole. G. za pomówienia uznaje zeznania tych, których bliscy zmarli po operacjach.

W kolejną sobotę sąd będzie kontynuował oglądanie nagrań z gabinetu G.

ab, pap