Pierwsza rozprawa ws. Nangar Khel

Pierwsza rozprawa ws. Nangar Khel

Dodano:   /  Zmieniono: 
Photos.com
Proces siedmiu żołnierzy oskarżonych o zabicie cywili w afgańskiej wiosce Nangar Khel formalnie rozpoczął się przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie.
Wszyscy oskarżeni, którzy wciąż są zawieszeni w czynnościach służbowych, stawili się na rozprawę w galowych mundurach; nie przyznają się do winy. Dwóch z pięciu oskarżonych zgodziło się na publikowanie ich wizerunków.

Akt oskarżenia przeciwko żołnierzom z 18. Bielskiego Batalionu Desantowo-Szturmowego liczy 65 kart. Prokurator płk Jakub Mytych przedstawił jego założenia i krótkie uzasadnienie.

Kpt. Olgierd C. w odpowiedzi na akt oskarżenia stwierdził, że kategorycznie sprzeciwia się jego tezom i przypisywaniu mu, że wydał rozkaz ostrzelania wioski. "Treść rozkazu była inna i inne były cele postawione plutonowi szturmowemu, wysłanemu na miejsce zdarzenia" - streszczał treść pisma oskarżonego sędzia płk Mirosław Jaroszewski. Kpt. Olgierd C. protestuje w nim przeciwko nazywaniu "ludobójstwem" zarzuconego mu czynu, kwestionuje też czynności prokuratury.

Jego wyjaśnień sąd ma wysłuchać w środę. W zależności od tego, jak długo to potrwa, także w środę może rozpocząć się przesłuchanie kolejnych oskarżonych. Sąd zapowiedział, że wnioski dowodowe stron rozpatrzy w późniejszym terminie.

Z rozmów z adwokatami można wnioskować, że kpt. Olgierd C. ma inną linię obrony niż reszta oskarżonych - dowódca chce ustosunkowywać się do poszczególnych wątków, zaś pozostali oskarżeni zamierzają nie przyznać się do winy i odmówić składania wyjaśnień.

Wobec grożącej podsądnym kary dożywocia, sprawę osądzi pięcioosobowy skład sędziowski: dwóch sędziów zawodowych i trzech ławników wyznaczonych z dowództwa Garnizonu Warszawa. Dodatkowo, w związku z przypuszczeniem, że proces może długo trwać, rozprawom przysługiwać się będą: zapasowy sędzia oraz ławnik.

Nie da się oszacować, jak długo może potrwać proces. Ma być jawny, choć trzeba się liczyć z wyłączeniami jawności na czas prezentacji dowodów objętych tajemnicą państwową. Z informacji przekazywanych przez mecenasów wynika, że planowane jest wezwanie ok. 70 świadków.

Wskutek ostrzału wioski przez polskich żołnierzy 16 sierpnia 2007 r. na miejscu zginęło sześć osób - dwie kobiety i mężczyzna (pan młody przygotowujący się do uroczystości weselnej) oraz troje dzieci (w tym dwoje w wieku od trzech do pięciu lat). Trzy osoby, w tym kobieta w zaawansowanej ciąży, zostały ciężko ranne (kobieta urodziła potem martwego noworodka - PAP).

Ofiary - jak szczegółowo informował we wtorek płk Mytych - doznały rozległych obrażeń tułowia, kończyn dolnych i górnych, w następstwie czego wystąpił u nich wstrząs urazowy lub krwotoczny, co w konsekwencji doprowadziło do zgonu. Ranne kobiety doznały ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w postaci obrażeń tułowia oraz kończyn dolnych, które w konsekwencji doprowadziły do amputacji kończyn i spowodowały trwałe kalectwo.

Prokuratura oskarżyła siedmiu żołnierzy - sześciu z nich: chorążego Andrzeja O., plutonowego Tomasza B., kapitana Olgierda C., podporucznika Łukasza B., starszego szeregowego Jacka J. i starszego szeregowego Roberta B. o zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi kara dożywotniego więzienia. Siódmego - starszego szeregowego Damiana L. - oskarżono o ostrzelanie niebronionego obiektu, za co grozi kara od 5 do 15 lat pozbawienia wolności i - w wyjątkowych przypadkach - kara 25 lat więzienia.

Według biegłych, Jacek J., Robert B., Damian L. i Łukasz B. w chwili ostrzeliwania wioski mieli ograniczoną poczytalność. Opinia ta spowodowała modyfikację zarzutów wobec tych żołnierzy o zapis, że działali w stanie ograniczonej poczytalności. Nie powoduje to automatycznego zmniejszenia grożącej im kary.

Wszyscy oskarżeni, którzy byli aresztowani jesienią 2007 r., przebywają na wolności - trzech od maja ubr.; czterech - od czerwca 2008 roku.

Konwencja haska stwierdza, iż ludność cywilna na terenach objętych działaniami wojennymi jest chroniona jej przepisami "w takim zakresie, w jakim nie uczestniczy w walkach". Złamanie konwencji jest zbrodnią wojenną, ściganą zarówno przez prawo międzynarodowe, jak i polskie.

W śledztwie ustalono, że wyjazd na tragiczną w skutkach akcję nastąpił po upływie kilku godzin od ataku na patrol, w wyniku którego uszkodzono dwa pojazdy, w tym jeden polski. Z ustaleń prokuratury wynika, że wojsko kontrolowało rejon, gdzie udały się siły szybkiego reagowania, które miały zająć się zabezpieczeniem i ewakuacją uszkodzonego transportera. Sytuacja była na tyle spokojna, że oczekujący tam na wsparcie żołnierze zajęli się przygotowywaniem posiłku.

Oskarżeni obecnie żołnierze - wtedy z 1. plutonu szturmowego Zespołu Bojowego "C" (Charlie) PKW - ostrzelali wioskę Nangar Khel z wielkokalibrowego karabinu maszynowego (wystrzelono co najmniej 36 pocisków kalibru 12,7 mm), a następnie "obrzucili" ją granatami moździerzowymi (kalibru 60 mm), mimo iż - jak wskazuje prokuratura - mieszkańcy wioski ani nikt w okolicy nie stanowił zagrożenia.

W ocenie śledczych żołnierze wiedzieli, że ogień trafi w zabudowania - centrum i skraj wioski, widzieli poruszających się tam ludzi i bawiące się dzieci. Zdaniem prokuratury, działanie żołnierzy miało cechy "wstrzeliwania się w wytypowany cel".

Prokurator przywołał we wtorek znane już fragmenty aktu oskarżenia zawierające wypowiedzi żołnierzy m.in. "dowódca jest bojowo nastawiony, możemy walić w wioskę", "podajcie współrzędne wioski, bo nie wiemy, którą mamy rozwalić", "patrzcie ilu ich tam lata, przydałoby się przypier....; nie, już po komendzie wstrzymać ogień.; chyba Amerykanie nas podpierd...". Cytował także komentarz do uwagi, że w wiosce są kobiety i dzieci, który brzmiał: "właśnie do nich strzelamy".

Płk Mytych przypomniał także, że początkowo żołnierze podawali nieprawdziwą wersję wydarzeń uzgodnioną dla potrzeb prowadzonego postępowania służbowego i karnego. Głosiła ona, że do ostrzału doszło w następstwie wymiany ognia z bojownikami.

Obrona twierdzi, że jedną z przyczyn tragedii były wady broni i pocisków; prokuratura zaprzecza. Zdaniem prokuratury, stan techniczny moździerza i amunicji wykorzystanych do ostrzału wioski - mimo ich częściowej niesprawności - nie miał wpływu na możliwość skutecznego kierowania ogniem w warunkach pełnej widoczności.

Większość z kilkunastu wątków wyłączonych ze sprawy do odrębnego postępowania Naczelna Prokuratura Wojskowa zamierza zakończyć w lutym; dwa już zostały zamknięte. Prokuratura zdecydowała o umorzeniu sprawy Olgierda C., który miał znieważać swoich podwładnych, bo ani jego przełożony, ani pokrzywdzeni nie złożyli wniosków o ściganie i ukaranie sprawcy. Drugi zakończony już wątek, dotyczący pełnienia służby w obcym wojsku przez Damiana L., został przekazany prokuraturze powszechnej; sprawę bada Prokuratura Rejonowa Poznań-Stare Miasto.

Z powodu złych warunków lokalowych WSO nie zezwolił we wtorek mediom na rejestrację dźwięku i obrazu na procesie. Przewodniczący rozprawie płk Jaroszewski uzasadniał, że zgoda byłaby możliwa jedynie wtedy, gdyby działalność mediów elektronicznych nie utrudniała pracy sądu. Według sędziego nie było to możliwe nawet na tej największej, ale niezbyt dużej, sali sądu, która ledwie pomieściła siedmiu oskarżonych, ich kilkunastu obrońców i ponad 20 dziennikarzy. Zarazem sąd podkreślił, że rozprawa jest jawna i dziennikarze mogą się jej przysłuchiwać. Brak zgody na rejestrację procesu był też podyktowany chęcią zapobieżenia przez sąd "teatralizacji rozpraw" - mówił sędzia.

ND, ab, PAP

Pitbul: pies na polityków. Nowy portal rozrywkowy zaprasza!