Kpt. Olgierd C. zaprzecza, że to on sugerował żołnierzom, by tłumaczyli, iż ostrzał był odpowiedzią na atak bojowników talibańskich.
"Nie użyłem określenia, że ich zadaniem będzie napier.... wiosek, ja takich słów w ogóle nie używam. Mówiłem o +napylaniu+ po górach. Nigdy nie powiedziałem, że gniew boży ma spaść na te wioski" - mówił, odnosząc się do przypisywanych mu przez współoskarżonych stwierdzeń.
C. mówił śledczym (sąd odczytuje jego wyjaśnienia z prokuratury wojskowej), że będąc w bazie po otrzymaniu informacji, iż "żołnierze strzelali do wioski, bo taki mieli rozkaz", powiedział, że "tak tłumaczyli się naziści w Norymberdze".
Odnosząc się do faktu, że ostrzał Nangar Khel nastąpił kilka dni po śmierci w Afganistanie jednego z polskich żołnierzy, mówił, że "nigdy nie dawał podstawy, by obarczać za tę tragedię ludność cywilną".
W śledztwie C. zeznał, że w plutonie, z którego pochodzą oskarżeni, nie było "dobrej atmosfery". Przypomniał, że kilku żołnierzy chciało wrócić do kraju już po kilku tygodniach trwania misji, m.in. z powodu zbyt słabego opancerzenia pojazdów. Jak opowiadał, żołnierze z plutonu chcieli się wyróżniać - nosili na mundurach "trupie główki", a rysunek czaszki z piszczelami traktowali jak swoj emblemat. "Po zajściu wojsko się podzieliło na pierwszy pluton i resztę zespołu bojowego. W toalecie pojawiły się napisy - mordercy i zabójcy dzieci" - mówił w śledztwie.
Jak relacjonował, dochodziły do niego informacje, że "żołnierze uzgadniali między sobą wersję, żeby obciązyć go całą odpowiedzialnością" i że "jest wrabiany". "Byłem przekonany, że mi się wierzy, bo nawet raz nie byłem w Afganistanie przesłuchany, przełożeni mi ufali" - ocenił w śledztwie.Kpt. Olgierd C. mówił w śledztwie, że prokuratura wojskowa nie zna specyfiki działań wojennych, zaś on jest niewinny, a mimo to został aresztowany - z czym nie może się pogodzić.
Sędzia Mirosław Jaroszewski odczytuje w środę wyjaśnienia kpt. C., jakie składał on w Wydziale ds. Zwalczania Przestępczości Zorganizowanej Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Poznaniu. Kpt. C. mówił wtedy, że ma wiele zastrzeżeń do działań prokuratury. Powtarzał to później w odpowiedzi na akt oskarżenia, zarzucający mu wydanie rozkazu ostrzelania wioski, do czego on się nie przyznaje.
"Wszystko, w co wierzyłem: zasady, wiara w państwo prawa, przestały się liczyć, gdy zaczęły się liczyć czyjeś koniunkturalne interesy" - napisał kapitan w odpowiedzi na oskarżenie. Protestował przeciw temu, że jego nazwano zbrodniarzem, a "tragedię, która się wydarzyła - ludobójstwem". Żandarmerii Wojskowej zarzucił "brak podstawowych zasad szacunku dla munduru i stopnia wojskowego" przy zatrzymywaniu go.Wskutek ostrzału wioski przez polskich żołnierzy 16 sierpnia 2007 r. na miejscu zginęło sześć osób - dwie kobiety i mężczyzna (pan młody przygotowujący się do uroczystości weselnej) oraz troje dzieci (w tym dwoje w wieku od trzech do pięciu lat). Trzy osoby, w tym kobieta w zaawansowanej ciąży, zostały ciężko ranne (kobieta w wyniku obrażeń urodziła martwe dziecko).
Prokuratura oskarżyła siedmiu żołnierzy - sześciu z nich: chorążego Andrzeja O., plutonowego Tomasza B., kapitana Olgierda C., podporucznika Łukasza B., starszego szeregowego Jacka J. i starszego szeregowego Roberta B. o zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi kara dożywotniego więzienia. Siódmego - starszego szeregowego Damiana L. - oskarżono o ostrzelanie niebronionego obiektu, za co grozi kara od 5 do 15 lat pozbawienia wolności i- w wyjątkowych przypadkach - kara 25 lat więzienia.ab, pap, keb
Pitbul: pies na polityków. Nowy portal rozrywkowy zaprasza!