Perskie oko oprycha

Perskie oko oprycha

Dodano:   /  Zmieniono: 
Andrzej Czuma, minister sprawiedliwości przez chwilę stał się bliższy typom, których z urzędu zwalcza, czyli drobnym naciągaczom, hochsztaplerom, uchylającym się od spłacania długów itp. Nawet jeżeli to nieprawda i minister jest czysty jak łza, jak sam oświadczył na zwołanej przez siebie konferencji prasowej zaraz po wizycie na dywaniku u premiera Donalda Tuska, to w świat przestępczy poszła informacja, która niczym perskie oko oprycha, dała sygnał, że prokurator generalny też ma coś „za uszami”, a skoro tak, to swojak i nie trzeba się go wcale bać.
Andrzej Czuma (niepraktykujący prawnik) człowiek spoza klanów środowisk prawniczych wzbudził przez chwilę nadzieje uzdrowienia systemu wymiaru sprawiedliwości. Przemawiała za nim kryształowa przeszłość weterana walki z komunizmem i nieskazitelny charakter - czego wymaga ustawa o prokuraturze. 

Okazało się jednak, że to iluzja. Informacja o problemach ze spłacaniem długów, kiedy Czuma był na emigracji w USA zachwiała tą dobrą opinią. Wytknięcie mu kłopotów finansowych wcale jednak nie przypomina spisku na niewygodnego ministra. Raczej traktuje go jako łatwy obiekt krytyki, o co zresztą minister sam się prosił. Jako prokurator generalny Andrzej Czuma pokazał swój brak wyczucia już na wstępnie urzędowania, kiedy publiczne oświadczył, że wierzy poręczającym za oskarżonego prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego. Podważył tym samym autorytet podległych mu prokuratorów. Jeszcze większą wpadką ministra było oświadczenie, że polskie władze znają nazwiska morderców Piotra Stańczaka w Afganistanie i wypowiedź, że „władza pakistańska sprzyja bandytom".

Minister sprawiedliwości nie zaskoczył też propozycjami reform. Może, poza propozycją liberalizacji powszechnego dostępu do broni. Czemu trudno się dziwić. W Chicago miał dwa rewolwery, w Polsce - tylko długi nóż. Jak na pierwszego szeryfa RP, to trochę za mało.

Minister sprawiedliwości nie trafiłby dziś na czołówki gazet jako bohater kontrowersyjny, gdyby prawdę o sobie powiedział Donaldowi Tuskowi, zanim ten zdecydował się powołać go na ten urząd. Prawdopodobnie premier nie miałby dziś dylematu co dalej z Czumą.