Wyjście awaryjne

Wyjście awaryjne

Dodano:   /  Zmieniono: 
Poruszenie wśród posłów PiS wywołała rada minister Julii Pitery, aby policjanci - z powodu kryzysu - zaczęli patrolować ulice pieszo, zamiast szukać na siłę pieniędzy na paliwo do radiowozów. Wypowiedź nie całkiem pozbawiona sensu. Pani minister, świadomie czy nie, zwróciła uwagę na istotny problem.
Z ulic zniknęła w ostatnich latach część patroli pieszych. Stało się tak z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że część ludzi odeszła z policji, a inni przesiedli się do nowych nieoznakowanych samochodów, bo wolą jeździć niż chodzić po ulicach i podejmować interwencje.

Gdyby z powodu braków w budżecie na ulice trafiło więcej pieszych patroli, byłby to niewątpliwie zbawienny wpływ kryzysu na stan bezpieczeństwa publicznego. Tyle, że nie można tego robić w sposób mechaniczny, zabierając radiowozy i paliwo, żeby się w efekcie nie okazało, że owszem są patrole piesze, które często zapobiegają drobnej przestępczości, ale brak policjantów albo sprzętu (czy benzyny) do ścigania groźniejszych przestępców; a ci ostatni raczej piechotą nie chodzą.
 
 
Inną sprawą jest fatalne zarządzanie finansami policji. Przykładem niech będą zakupy z roku 2008. Pieniędzy nie żałowano na videorejestratory, fotoradary najnowszej generacji i inne "wynalazki" do karania kierowców przekraczających prędkość, brakuje za to środków na zakup nowoczesnego sprzętu dla techników kryminalistycznych. Znalazły się pieniądze na komputerowe bazy danych sprawców wykroczeń drogowych, ale brakuje wciąż programów do analizy informacji kryminalnych.
 
W 2008 roku pojawiały się pomysły zakupów dalszych urządzeń do kontrolowania prędkości. Pojawiła się nawet koncepcja zakupu robota pomiarowego wyposażonego w pętlę indukcyjną (pozwoliłoby to mierzyć prędkość każdego pojazdu na wybranym odcinku szosy). Z pomysłu tego zrezygnowano przez kryzys. Dziwnym trafem o zakupach sprzętu pomagającego wykrywać sprawców ciężkich przestępstw mówiło się jakoś mniej.

Skąpi się pieniędzy na stanowiska operacyjne i analityczne, a w tym samym czasie przyjmuje pracowników na stanowiska administracyjne. I to właśnie ich, mówiąc w dużym uproszczeniu, należałoby ruszyć zza biurek i wysłać na ulice. Swego czasu dzięki pieszym patrolom udało się Rudolfowi Gulianiemu poprawić bezpieczeństwo na ulicach Nowego Jorku. Tyle że znacznie zwiększył nakłady na te patrole, co w dobie szukania oszczędności nie będzie łatwe.