Karpiniuk szefem komisji śledczej ds. nacisków

Karpiniuk szefem komisji śledczej ds. nacisków

Dodano:   /  Zmieniono: 
J.Marczewski/Wprost
Sebastian Karpiniuk (PO) został przewodniczącym sejmowej komisji śledczej, która ma zbadać domniemane naciski m.in. na służby specjalne. Przeciwni mu posłowie PiS jako kontrkandydata zgłosili Mieczysława Łuczaka (PSL).

Polityk ludowców, obecnie wiceprzewodniczący komisji, nie zgodził się jednak na kandydowanie, bo - jak tłumaczył - ma zbyt wiele innych obowiązków sejmowych, by móc jeszcze przewodzić pracom tej komisji.

Jacek Kurski (PiS) chciał również rozszerzenia składu prezydium komisji z  dwóch do trzech osób. Tłumaczył, że opozycja również powinna mieć przedstawiciela w kierownictwie komisji.

"Dotychczasowy przebieg prac komisji, prawie 50 posiedzeń, potwierdza obawy, że brak przedstawiciela opozycji w prezydium położył się cieniem nad prawidłowością przebiegu, nad przestrzeganiem demokratycznych standardów" -  mówił poseł PiS.

Stanisław Chmielewski (PO) odpierał argumenty posła PiS, przekonując, że  zmiana na stanowisku przewodniczącego nie może być uzasadnieniem do tego, żeby zmieniać zasady działania komisji.

Ocenił też, że zastrzeżenia co do  prawidłowości prac komisji, o których mówił Kurski, są bardziej medialne niż  merytoryczne.

Ostatecznie posłowie nie rozszerzyli nawet porządku obrad o punkt dotyczący poszerzenia składu prezydium.

Chmielewski przekonywał do głosowania na Karpiniuka. Podkreślał, że to  doświadczony poseł. "Wykazał się dynamiką w działaniu, odpornością na stres, umiejętnością podejmowania szybkich decyzji, również zdolnościami interpersonalnymi, myślę, że również umiejętnością pracy w zespole" - wymieniał cechy swojego klubowego kolegi.

Jednak posłów PiS do niego nie przekonał. Jacek Kurski mówił, że Karpiniuk nie może być szefem komisji, bo zajmuje się ona trudnymi sprawami i wymaga na  stanowisku przewodniczącego człowieka dialogu i porozumienia.

"Z całym szacunkiem dla pana posła Karpiniuka, takim człowiekiem on nie jest. Raczej w toku prac komisji dał się poznać jako najbardziej, może nie zajadły, ale najbardziej napastliwy w swoich polemikach politycznych" - ocenił Kurski.

Poseł apelował, by wybrać na przewodniczącego komisji człowieka dialogu i  porozumienia, "kogoś kto mógłby na te spienione wody wylać nieco oliwy i  załagodzić atmosferę".

Sam Karpiniuk powiedział, już po wyborze na stanowisko szefa komisji, że ma nadzieję, iż jego obraz w oczach polityków PiS zmieni się w toku prac komisji. "Będę czynił starania, żeby tak się stało" - zadeklarował. "Postaram się być oliwą na wzburzone morze" - dodał.

W głosowaniu Karpiniuka poparło pięciu członków komisji, dwóch było przeciwnych, nikt nie wstrzymał się od głosu.

Karpiniuk objął funkcję przewodniczącego w miejsce Andrzeja Czumy, który pod  koniec stycznia został powołany na stanowisko ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego.

Posłowie podczas posiedzenia komisji odrzucili wniosek Arkadiusza Mularczyka (PiS), który chciał wystąpić do ministra sprawiedliwości o przekazanie komisji akt sprawy dyscyplinarnej prowadzonej przeciwko prokuratorowi Zbigniewowi Miłoszewskiemu.

W 2006 roku, na polecenie b. ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, Miłoszewski miał przedstawić prezesowi PiS dokumenty ze śledztwa w sprawie mafii paliwowej. Sprawa uchylenia immunitetu prok. Miłoszewskiemu toczy się przed sądem dyscyplinarnym przy prokuratorze generalnym.

Miłoszewski powiedział, że śledczy z Płocka nakłaniali go, by obciążył Ziobrę, zeznając, że ten namawiał go do ujawnienia akt. Kiedy Miłoszewski miał odmówić, płocka Prokuratura Okręgowa wystąpiła o uchylenie mu immunitetu prokuratorskiego.

Posłowie odrzucili także inny wniosek Mularczyka, który chciał wezwania w  charakterze świadka prokurator Ewy Szatałowicz-Schmydt.

Miłoszewski twierdził, że prowadząca śledztwo w sprawie przekazania akt w  sprawie mafii paliwowej J.Kaczyńskiemu prokurator z Płocka namawiała go, by  złożył zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro. Gdy odmówił, prokurator Ewa Szatałowicz-Szmydt miała ubolewać, że "teraz ją przeniosą do Gołdapi lub Suwałk".

ND, PAP