Sąd słucha nagrań podsłuchów z tzw. afery gruntowej

Sąd słucha nagrań podsłuchów z tzw. afery gruntowej

Dodano:   /  Zmieniono: 
Podsłuchy rozmów oskarżonych w tzw. aferze gruntowej Piotra Ryby i Andrzeja K. udowadniają zarzut z aktu oskarżenia, że powoływali się na wpływy w resorcie rolnictwa - mówił prok. Arkadiusz Dura po odtworzeniu przez sąd części tych nagrań. Obrona kwestionuje ich legalność.

Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia rozpoczął odtwarzanie nagrań podsłuchów, których w 2007 r. dokonało CBA w ramach operacji specjalnej mającej na celu wykryć korupcję w kierowanym przez Andrzeja Leppera ministerstwie. Biuro rejestrowało m.in. rozmowy Ryby z K., K. z udającym biznesmena agentem Biura "Sosnowskim", chcącym za łapówkę odrolnienia ziemi na Mazurach, czy Ryby z  szefem gabinetu politycznego Leppera Maciejem Jabłońskim, który pilotował tę  sprawę.

Na wniosek prokuratora sąd odtworzył kilkanaście nagrań - od końca maja 2007 r. do 27 czerwca 2007 r. (czyli na dwa tygodnie przed zatrzymaniem Ryby i K. przez CBA oraz ujawnieniem afery gruntowej - podsłuchy z "końcówki" akcji są w aktach tajnych). Odtworzono rozmowy Piotra Ryby z Andrzejem K. i Ryby z Jabłońskim.

Z akt sprawy wiadomo, że agent "Sosnowski" już od stycznia spotykał się z  Andrzejem K., który miał - według CBA - przechwalać się "dojściami" w  ministerstwie rolnictwa (według prokuratury za pośrednictwem Piotra Ryby). Wiadomo, że to agent podrzucił mu pomysł odrolnienia ziemi koło Mrągowa i  poprosił o pośrednictwo.

Według prokuratora Dury, który jest autorem aktu oskarżenia przeciwko Rybie i  Andrzejowi K., aby uznać ich za winnych przestępstwa płatnej protekcji (grozi za  nie do 8 lat więzienia) wystarczy wykazać, że powoływano się na wpływy w  instytucji państwowej, jaką jest ministerstwo rolnictwa i że robiono to w zamian za "korzyść osobistą lub majątkową".

Na początku rozprawy wydawało się, że może nie dojść do  odsłuchiwania nagrań, bo obrońcy Ryby - mecenasi Mariusz Paplaczyk i Wojciech Wiza - wnieśli o to, by sąd nie zaliczył tych podsłuchów w poczet materiału dowodowego. Legalność uznawania za dowody podsłuchów operacyjnych kwestionują oni od początku tego procesu - tym też motywowali w środę swój wniosek o  nieodtwarzanie nagrań.

"Ale to przecież panowie na początku procesu, w świetle kamer, nawoływali do  prowadzenia sprawy +przy otwartej kurtynie+. To na wasz wniosek sąd wystąpił do  CBA o odtajnienie nagrań z podsłuchów, a teraz, gdy nie ma już kamer, nie  chcecie ich słuchać?" - odparła na to przewodnicząca rozprawie sędzia Dorota Radlińska. Wniosek obrony ostatecznie upadł i rozpoczęło się słuchanie.

Andrzej K. - który kontaktował się z udającym biznesmena agentem i Rybą -  rozmawiający z urzędnikami w ministerstwie dzwonili do siebie niekiedy kilka razy dziennie, informując się o rozwoju wydarzeń. "No i jak?" - pytał Ryba. "Jest bardzo, bardzo dobrze - teoretycznie i praktycznie. Wyszedłem ze spotkania i powiem ci - ale nie przez telefon - że mam perspektywę fajną" - mówił K. 24 maja 2007 r. po spotkaniu z "Sosnowskim". Ryba odpowiadał, że widział się i  rozmawiał z człowiekiem z ministerstwa i że już niebawem ma znać termin załatwienia sprawy odrolnienia w resorcie.

Niezależnie od tego K. prowadził negocjacje z "Sosnowskim", który początkowo mówił o 3 mln zł za pośrednictwo w odrolnieniu ziemi w Mrągowie (ostatecznie stanęło na 100 tys. zł łapówki, nie doszło jednak do jej wręczenia). O  odtworzenie tych podsłuchów rozmów prokurator nie wnosił, ale są one jawne i ich obszerne fragmenty publikuje w środę "Gazeta Wyborcza" na portalu internetowym.

W jednej z tych rozmów K. z agentem CBA - z 26 stycznia 2007 r. - pada kwestia, którą później przypisywano oskarżonym. Rozmowa dotyczy wartości odralnianego gruntu pod Mrągowem. "6 mln 800 tys. za całe 80 ha?" - mówi agent i  pyta "Jakby to załatwić", na co Andrzej K. odpowiada: "Zrobimy, być może nie  wszystko pójdzie przelewem, bo na pewno część potrzeba będzie gotówki, natomiast znajdziemy podkładkę".

Wtedy to agent mówi: "to się trochę minister musi wyrobić, skoro poniżej miliona nie chce z nami rozmawiać", na co Andrzej K. stwierdza "absolutnie nie  chce w ogóle, bez wątpienia, a tam jest takich, co jest, ten opiekun musi swoje dostać itd., w związku z tym jest tam paru ludzi, nie ukrywam, że ja niestety nie mam z tego tyle, ile bym chciał, tak to bywa, natomiast liczy się dla mnie załatwienie pewnej sprawy i robienie kontaktów po obu stronach, ja wbrew pozorom żadnych kokosów z tego nie mam".

Im bardziej odwleka się w czasie formalne wydanie decyzji administracyjnej o  odrolnieniu gruntu (co musi się odbyć na posiedzeniu kierownictwa resortu), tym bardziej nerwowe są rozmowy Ryby z Andrzejem K. Maciej Jabłoński, z którym rozmawia Ryba, często powtarza, że nie wie, kiedy będzie kierownictwo. To on przekazuje Rybie, że we wniosku (sfabrykowanym przez CBA) brakuje kilku dokumentów i map terenu, które następnie Andrzej K. składa w biurze podawczym ministerstwa.

"Wygląda, że wszystko jest OK, jutro coś powinno się wydarzyć. Może uda się przepchnąć, musimy grać va banque" - mówi Ryba 14 czerwca Andrzejowi K. Załatwienie sprawy odwleka się jednak, a atmosfera staje się coraz bardziej nerwowa.

"Ja wiem, że to niczego nie zmienia, ale mój człowiek mówi mi, że nie wiadomo czy to (odrolnienie) jest do końca pewne" - mówi Ryba do Andrzeja K. 27 czerwca. "Ważne, że to wszystko jest legalne" - uspokaja go K. dodając podniesionym głosem: "nie wiem i nie chcę wiedzieć, co tam się dzieje (w Mrągowie, gdzie na odrolnionej ziemi miałby stanąć hotel). Czy tam są jakieś protesty, czy jakaś konkurencja. Na jego miejscu (agenta CBA podającego się za biznesmena) ja bym się wściekł. On już ze mną nie chce rozmawiać, ma mnie za oszusta i mówi, że jakby sam poszedł do ministerstwa to by wszystko załatwił". Ryba na to oponuje zauważając, że to od nich "biznesmen" dowiedział się, że trzeba uzupełnić dokumentację wniosku. "Ci wszyscy urzędnicy nadają się do zwolnienia, bo są nieudolni" - Mówi K., co znający Leppera Ryba kwituje: "masz rację, przekażę to +do góry+".

W wyniku akcji CBA z 6 lipca 2007 r. Ryba i Andrzej K. zostali zatrzymani. Szef CBA Mariusz Kamiński mówił wtedy, że Biuro dostało wiarygodną informację, iż są osoby, które mogą odrolnić dowolny grunt za łapówkę. Agenci CBA podali się za biznesmenów zainteresowanych transakcją i negocjowali stawkę łapówki z Rybą i  K.

W końcowej fazie akcji doszło do przecieku. 6 lipca Lepper miał się spotkać z  Rybą, ale spotkanie odwołał. K., który w tym czasie w hotelu przeliczał pieniądze dostarczone przez agentów CBA, zadzwonił do Ryby. Prawdopodobnie został ostrzeżony, bo opuścił hotel; wtedy obu ich zatrzymano. Przeciek z akcji CBA bada stołeczna prokuratura.

ND, PAP