Świadek: cele ostrzału nie pokrywały się z Nangar Khel

Świadek: cele ostrzału nie pokrywały się z Nangar Khel

Dodano:   /  Zmieniono: 
Żaden z oficjalnie wyznaczonych celów ostrzału, planowanego feralnego dnia, nie pokrywał się z wioską Nangar Khel ani okolicznymi zabudowaniami - mówił st. szer. Ryszard K., pierwszy świadek w procesie żołnierzy, oskarżonych o zabicie cywilów w Afganistanie.
"Celami były punkty obserwacyjne (rebeliantów-PAP) na wzgórzach" -  powiedział w Wojskowym Sądzie Okręgowym, przed którym toczy się proces.

Jak relacjonował K., cele oznaczono na mapie krzyżykami, zaś miejsca zamieszkane przez ludność, na które trzeba uważać, czerwonymi okręgami.

Świadek, który był w Afganistanie pomocnikiem oficera odpowiadającym za koordynację strzelań podkreślał, że przy ustalaniu celów korzystano ze zdjęć satelitarnych, "żeby odwzorować rzeczywistość i je doprecyzować".

Także drugi ze świadków, chor. Stanisław B. mówił, że widział na mapie wioski zaznaczone czerwonymi kółkami, które "oznaczają obszary wolne od ognia". Nie pamiętał, czy znajdowały się obok nich jakieś napisy.

K. opisywał, że słyszał jak dowódca oskarżonych żołnierzy mjr Olgierd C. rozmawiał po zajściu przez telefon satelitarny i przejęty mówił: "powiedzcie, że to nieprawda" i pytał "jakie mieliście zadania". Według K., mjr C. "wyglądał jak ktoś, komu kończy się życie". "Nigdy wcześniej go takim nie widziałem" - dodał.

Także w ocenie chor. B., Olgierd C. zazwyczaj spokojny i zasadniczy, był "zaskoczony" po otrzymaniu informacji o ostrzale. "Trudno powiedzieć, że się załamał, ale widać było, że lekko pobladł. Sytuacja go zaskoczyła" - mówił.

"Pierwszy plsz (pluton szturmowy -PAP) był oczkiem w głowie C." - ocenił we wtorek trzeci ze świadków, st. szer. Marek P. "Żołnierze pochodzili z jego kompanii; reszta to była zbieranina z innych pododdziałów" - powiedział.

St. szer. K. przypomniał, że wyjazd na akcję plutonów w ramach sił szybkiego reagowania tzw. QRF (Quick Reaction Force) nastąpił po otrzymaniu informacji, iż jeden z pojazdów został uszkodzony w wyniku eksplozji ładunku wybuchowego domowej roboty - IED (Improvised Explosive Device).

Jak mówił K., zaraz po otrzymaniu informacji o ofiarach wśród ludności cywilnej wezwano pomoc medyczną tzw. MEDEVAC. "Pamiętam to dokładnie, bo wezwaliśmy ich o 19, a przylecieli o 20.10, po ponad godzinie. Tyle musieliśmy czekać, aż Amerykańce przylecą. To mnie zbulwersowało" - mówił.

St. szer. Ryszard K. podał, że będąc w Afganistanie słyszał o problemach z bronią. "Mówiono o wadliwości amunicji, sytuacjach, że gdy strzelano, granaty spadały za Hesco (ogrodzeniem-PAP)" - mówił.

Obrona żołnierzy twierdzi, że problemy te były jedną z przyczyn tragedii. Zdaniem prokuratury, stan techniczny moździerza i amunicji wykorzystanych do ostrzału wioski - mimo ich częściowej niesprawności - nie miał jednak wpływu na możliwość skutecznego kierowania ogniem w warunkach pełnej widoczności.

Trzeci ze świadków Marek P., który feralnego dnia od godziny 20.00 do 8.00 dnia następnego miał dyżur w Centrum Operacji Taktycznych - tzw. TOC-u (Tactical Operations Center) - oznajmił, że nie sporządzał żadnych meldunków o zajściu w Nangar Khel i nie wysyłał ich do bazy w Szaranie. Takie dokumenty są jednak w aktach sprawy.

Sąd okazał mu dwa meldunki podpisane jego nazwiskiem; oba wysłano 17 marca, na jednym widnieje godzina 8.43, na drugim 9.45. "Powiedziano mi, że poszedł jeden meldunek. Zaakceptowałem, że zostałem pod nim podpisany, choć go nie sporządziłem, bo miałem wtedy służbę" - mówił. Jak podkreślał, w czasie pracy w TOC-u po zajściu w wiosce pomagali mu inni, bardziej doświadczeni żołnierze, bo "sam z pomocnikiem nie mógłby tego ogarnąć".

St. szer. Ryszard K. pytany, czy przekaz medialny mógł mieć wpływ na jego zeznania - co sugerował jeden z oskarżonych - zadeklarował, że nie. Jak mówił, informacje w środkach masowego przekazu często były sprzeczne, a nawet nieprawdziwe. "Telewizja kłamie" - oznajmił, wywołując wesołość na sali. Pytany, czy miał swobodę wypowiedzi podczas postępowania, st. szeregowy oznajmił, że "aż za dużą", czym także rozbawił uczestników rozprawy. Sędzia apelował o powagę. Pozostali dwaj świadkowie także oświadczyli, że nie wywierano na nich żadnych nacisków.

Wskutek ostrzału zabudowań przez polskich żołnierzy 16 sierpnia 2007 roku na miejscu zginęło sześć osób - dwie kobiety i mężczyzna oraz troje dzieci. Trzy osoby - w tym ciężarna kobieta - zostały ciężko ranne. Żołnierze - wówczas z 1. plutonu szturmowego Zespołu Bojowego "C" (Charlie) PKW - ostrzelali zabudowania w rejonie wioski Nangar Khel z wielkokalibrowego karabinu maszynowego (wystrzelono co najmniej 36 pocisków kalibru 12,7 mm), a następnie "obrzucili" ją granatami moździerzowymi (kalibru 60 mm).

Prokuratura oskarżyła sześciu wojskowych o zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi kara dożywotniego więzienia; jednego o ostrzelanie niebronionego obiektu, za co grozi kara od 5 do 15 lat pozbawienia wolności i - w wyjątkowych przypadkach - kara 25 lat więzienia.

ab, pap