Ruszył proces ws. tragedii na Juwenaliach

Ruszył proces ws. tragedii na Juwenaliach

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przed łódzkim sądem okręgowym rozpoczął się proces trojga policjantów oskarżonych w sprawie tragicznych wydarzeń podczas łódzkich Juwenaliów przed pięcioma laty.

Cała trójka jest oskarżona o niedopełnienie obowiązków oraz nieumyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa dla zdrowia i życia wielu osób, w wyniku czego śmierć poniosły dwie osoby. Grożą im kary do ośmiu lat więzienia.

W maju 2004 roku w trakcie Juwenaliów na osiedlu studenckim Uniwersytetu Łódzkiego grupa chuliganów wywołała zamieszki. Napastnicy obrzucili policjantów m.in. butelkami i kamieniami. Interweniujący policjanci, w wyniku pomyłki, oprócz gumowych kul użyli sześciu sztuk ostrej amunicji.

Postrzelone zostały trzy osoby, dwie z nich - 23-letnia Monika i 19-letni Damian - zmarły. Kilkadziesiąt osób w trakcie zajść odniosło lżejsze obrażenia, uszkodzonych zostało 10 radiowozów.

Prokuratura przedstawiła zarzuty trójce policjantów - ówczesnemu oficerowi dyżurnemu sekcji ruchu drogowego Romanowi I. i Małgorzacie Z. - policjantce, która feralnej nocy była jego pomocnikiem (to oni - zdaniem śledczych -  pomyłkowo wydali ostrą amunicję) oraz Radosławowi S., oficerowi komendy miejskiej, który koordynował policyjną akcję.

Oskarżeni odpowiadają z wolnej stopy. W śledztwie nie przyznali się do winy. W procesie pokrzywdzonych jest 46 osób. Po odczytaniu aktu oskarżenia sąd odroczył rozprawę do wtorku, kiedy to oskarżeni mają rozpocząć składanie wyjaśnień.

Z ustaleń prokuratury wynika, że w czasie tłumienia zamieszek policjantom zabrakło gumowych nabojów. Dyżurny stanowiska kierowania policji wezwał na  miejsce posiłki z całego miasta i polecił zabranie dodatkowej broni gładkolufowej i amunicji z magazynów podręcznych różnych jednostek policji, m.in. z sekcji ruchu drogowego. To właśnie tam wraz z gumowymi nabojami pomyłkowo wydano 25 sztuk ostrej amunicji, mimo że - zdaniem prokuratury - była ona dobrze oznakowana.

Według śledczych, oficer dyżurny sekcji ruchu drogowego i policjantka nie  sprawdzili rodzaju amunicji wydawanej funkcjonariuszom. Natomiast Radosław S., który koordynował akcję, mimo że otrzymał wiadomość o omyłkowym wydaniu ostrej amunicji, nie zareagował wystarczająco szybko, aby zapobiec jej użyciu przez policjantów.

"Od rozmowy z dyżurnym sekcji ruchu drogowego, w trakcie której przekazana mu została informacja o wydaniu groźnej dla życia człowieka amunicji, do  przekazania przez koordynatora komunikatu zawierającego ostrzeżenie do  dowodzącego policyjną akcją na miejscu zdarzenia, upłynęły 2 minuty i 23 sekundy" - mówiła prok. Agnieszka Czajka.

W śledztwie oskarżeni złożyli wyjaśnienia, ale nie przyznali się do winy. Dwoje z nich nadal pracuje w policji; trzeci - Roman I. - przeszedł na  emeryturę.

Oskarżeni nie chcieli rozmawiać z dziennikarzami. Radosław S. pytany, czy ma  wyrzuty sumienia, powiedział, że "wyrzuty sumienia pozostaną do końca życia".

Jego adwokat Michał Garus podkreślił, że jego klient czuje się niewinny. "Materiał dowodowy był gromadzony przez długi czas, a jego analiza musi być bezpośrednio przeprowadzona przed sądem. W postępowaniu sądowym będziemy dowodzić racji mojego klienta, że nie doszło do niedopełnienia obowiązków służbowych" - mówił.

Według niego błędy zostały popełnione na niższym szczeblu. "Chodzi o kwestie decyzyjności, a także wykonywania określonych zadań, w szczególności w momencie wydawania określonych sztuk amunicji, które nie były poddane jakimkolwiek oględzinom" - mówił mec. Garus.

Śledztwo w tej sprawie trwało ponad cztery lata; prokuratura tłumaczyła jego długotrwałość koniecznością wykonania ekspertyz dotyczących odtworzenia i  spisania stenogramów z zapisów rozmów z łączności radiowej policji tragicznego dnia, koniecznymi opiniami biegłych i przesłuchaniem ponad 330 świadków.

Pomimo tego w śledztwie prokuraturze nie udało się ustalić, którzy z  policjantów w trakcie akcji oddali śmiertelne strzały. W tym zakresie zostało ono umorzone.

Tragedia na Juwenaliach wstrząsnęła pięć lat temu całą Polską. Po tych wydarzeniach prezydent Łodzi ogłosił trzydniową żałobę w mieście, a główną ulicą - Piotrkowską - przeszedł kilkutysięczny marsz milczenia. Swoje stanowiska stracili m.in. ówczesny komendant wojewódzki i miejski policji w Łodzi.

Specjalny zespół powołany przez kolejnego szefa łódzkiej policji uznał, że  policja popełniła poważne błędy na etapie planowania zabezpieczenia Juwenaliów -  m.in. funkcjonariuszy było za mało, byli niedostatecznie wyposażeni, a dowodzący akcją nie miał doświadczenia.

Kilka miesięcy po zamieszkach policja zawarła ugody z rodzinami zastrzelonych osób i wypłaciła odszkodowania w wysokości około 230 tys. i 200 tys. zł. Natomiast sąd po długotrwałym procesie zdecydował, że ponad 30 tys. zł zadośćuczynienia i odszkodowania policja ma zapłacić też 23-latkowi, który podczas zamieszek został raniony gumową kulą w twarz. Przeszedł on operację połączoną z plastyką twarzy.

ab, ND, pap