Za wcześnie na zawieszenie finansowania

Za wcześnie na zawieszenie finansowania

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po zeszłotygodniowej, burzliwej debacie parlamentarnej o zawieszeniu finansowania partii nastała medialna cisza. Nie można jednak liczyć, że wojna o subwencje jest już za nami.
Spór ze zdwojoną siłą wybuchnie już za parę dni, kiedy posłom przyjdzie zagłosować nad rządowym projektem. Wszystko wskazuje na to, że pomysł platformy przepadnie. Proponowane zmiany krytykują nie tylko opozycyjne PiS i SLD, ale także koalicyjny PSL. Na szczęście także w samej Platformie nie ma konsensu co do zmian regulacji uchwalonych w 1997 roku.

Dlaczego zawieszenie subwencji dla partii byłoby szkodliwe dla polskiej demokracji? Najlepiej na to pytanie odpowiada … afera Misiaka. Senator PO najpierw pracował nad specustawą stoczniową, a następnie należąca do niego firma otrzymała bez przetargu kontrakt realizujący szczegółowe założenia nowego prawa. I nic nie przerwałoby korupcyjnego łańcuszka, gdyby nie dociekliwość dziennikarzy. Co z tego, że parlamentarzyści muszą publikować oświadczenia majątkowe, skoro żaden urząd nie sprawdza, czy aktywność polityczna posła lub senatora nie wchodzi w kolizję z prowadzoną działalnością biznesową. Chociaż wydaje się to oczywiste, jednak takich regulacji nie ma i nie widać, żeby miało się coś tej sprawie zmienić.

Podobnie jest z finansowaniem partii. Sama jawność nie przekłada się na sferę praworządności - mimo publikacji sprawozdań finansowych z kampanii wyborczych w każdej kolejnej elekcji dochodzi do nadużyć. Wszyscy, którzy w kontekście Polski przywołują amerykański model finansowania partii zapominają, że trwały system dwupartyjny blokuje możliwość gwałtownego rozwoju fikcyjnych ugrupowań, za którymi stoi wielki kapitał. A w polskim nieustabilizowanym systemie partyjnym takie zagrożenie jest realne – dowodzi tego m.in. wczorajsza publikacja „Dziennika", która przedstawia próby obejścia polskiego prawa wyborczego przez eurosceptyka Declana Ganleya.

Nie trudno wyobrazić sobie sytuację, w której partie same poszukują źródeł finansowania na bieżąca działalność i wyborczą rywalizację. Scenariusz jest przewidywalny. Politycy bojąc się o przetrwanie kolejnej kadencji trafiają na donatorów, którzy oczekując realnych profitów współpracy proponują cichą „umowę". Dalej jest prosto. Wybór pomiędzy niezależnością a wyparowaniem kończy się gorączkowym poszukiwanie sposobu „przyklepania” i legalnego  wypełniania „dealu”. A nie ma nic gorszego jak uzależnienie podmiotów politycznych od prywatnego kapitału. Taki model ukształtował się m.in. na Ukrainie. I wszyscy widzą z jakim skutkiem.