Kolejni prokuratorzy przed komisją śledczą ds. Olewnika

Kolejni prokuratorzy przed komisją śledczą ds. Olewnika

Dodano:   /  Zmieniono: 1
Komisja śledcza do zbadania sprawy Krzysztofa Olewnika przesłuchała dwóch kolejnych prokuratorów prowadzących w Warszawie śledztwo ws. jego porwania.

Czy komuś zależało, żeby tę sprawę odebrać osobie, która ma pomysł jak je  prowadzić? - zastanawiał się wiceszef komisji Zbigniew Wassermann po  przesłuchaniu prok. Katarzyny Kazimierczak. Wcześniej komisja przesłuchała prok. Roberta Skawińskiego, któremu Kazimierczak przekazała to śledztwo po tym, jak powierzono jej wielkie śledztwo w sprawie wyłudzeń kredytów bankowych.

To za czasów gdy Skawiński - od kwietnia 2003 r. do czerwca 2004 r. -  nadzorował policyjne śledztwo w sprawie porwania Olewnika, porywacze zabili uprowadzonego. Już po tym fakcie namówili rodzinę Olewnika do przekazania jej 300 tys euro okupu, a policja nie zabezpieczyła operacji jego przekazania. Na  domiar złego, z policyjnego samochodu skradziono akta sprawy porwania Olewnika, które policja wypożyczyła od prokuratury. Te zdarzenia doprowadziły do  przekazania w czerwcu 2004 r. śledztwa wydziałowi prokuratury ds. zwalczania przestępczości zorganizowanej, gdzie - według prok. Kazimierczak - sprawa powinna trafić już na początku.

Prok. Kazimierczak, która przez wiele lat wcześniej pracowała w prokuraturze w Pruszkowie, zeznała przed komisją, że w dwumiesięcznym okresie prowadzenia śledztwa przesłuchała rodzinę Olewników, która wskazała na tropy osób deklarujących pomoc w odnalezieniu Krzysztofa, ale w rzeczywistości wyciągającej od nich pieniądze.

Prokurator zleciła dalsze badanie tych wątków sprawy, chciała też zbadać billingi telefonów potencjalnych porywaczy, ale - jak zeznała - z dnia na dzień okazało się, że ma oddać to śledztwo, bo będzie jej przydzielona kilkudziesięciotomowa sprawa wyłudzeń bankowych kredytów. Sprawę przejął od niej prok. Skawiński.

"W tych warunkach Krzysztof nie miał szans na przeżycie, na odnalezienie się. I to jest bardzo smutna informacja" - komentował po posiedzeniu mec. Ireneusz Wilk, pełnomocnik rodziny Olewników, stały obserwator przy komisji śledczej.

Kazimierczak przesłuchiwała w śledztwie Jacka K. - przyjaciela domu Olewników i wspólnika Krzysztofa w biznesie. Jest on obecnie aresztowany pod zarzutem współudziału w porwaniu. W 2003 r. był przesłuchany jako świadek. "Pamiętam, że  i ja i policjanci ocenialiśmy te zeznania jako dziwne. Poleciłam funkcjonariuszom obserwowanie go" - oświadczyła. Chciała prowadzić dalej to  śledztwo, ale od kwietnia 2003 r. przekazano je prok. Skawińskiemu.

To on w czerwcu 2004 r. przygotował projekt zarzutów dla Sławomira Kościuka. "Jako prokurator, który w tamtym czasie był delegowany do Prokuratury Okręgowej z Prokuratury Rejonowej, sporządziłem notatkę służbową dla kierowniczki mego działu, naczelniczki i szefowej prokuratury. One miały na ten temat inną opinię i ostatecznie nie postawiliśmy mu wtedy zarzutów, lecz przesłuchaliśmy jako świadka" - powiedział przed komisją.

Skawiński oświadczył, że wersję śledczą porwania Krzysztofa Olewnika i taką, że on sam sfingował swoje porwanie, traktował "równoważnie" i badał je  "rutynowo".

"Policja zapewniała, że prowadzi szeroko zakrojone działania operacyjne" -  zeznał prok. Skawiński ujawniając, że policjanci, z którymi utrzymywał służbowy kontakt, wydali na nie od 2001 do 2003 r. 200 tys. zł. W ramach sprawdzania tego, czy Olewnik nie udaje porwania, dwóch policjantów z Komendy Wojewódzkiej w  Radomiu byli nawet w Berlinie. Skawiński przekonywał, że "były podstawy, by  zakładać, że porwany - w związku ze sprawami biznesowymi i towarzyskimi - mógł się przyczynić do tego, że został porwany".

Gdy Skawińskiego spytano o sporządzone do śledztwa przez Instytut Ekspertyz Sądowych profile sprawców (wynikało z nich, że jedna osoba może być związana z  policją lub wymiarem sprawiedliwości), Skawiński przyznał, że "wzbudziło to jego zastanowienie". "Ale nie wiem, co właściwie miałbym zrobić z tą informacją" -  dodał.

Skawiński często tłumaczył się niepamięcią co do szczegółów swoich działań dotyczących tych zdarzeń. Posłowie pytali m.in. o kradzież akt sprawy. Stało się to tuż po zatrzymaniu w czerwcu 2004 r. jednego ze sprawców zbrodni - Kościuka. Wówczas jednak został on przesłuchany jako świadek i zwolniony do domu. Zatrzymanie pod zarzutem udziału w zabójstwie nastąpiło rok później.

"Czy ta kradzież (akt z samochodu) wzbudziła u pana pewną refleksję?" -  pytał Paweł Olszewski (PO). "Owszem, zastanowiło mnie to. Przecież mogła ta  kradzież nastąpić wcześniej. To, że zdarzyła się właśnie teraz świadczyło, że  uderzyliśmy w czuły punkt" - odpowiedział prokurator.

Wiceszef komisji Zbigniew Wassermann pytał, czemu prokurator w ogóle wypożyczał policji akta główne śledztwa, a nie ich kopie. Według Skawińskiego taka była praktyka. "Panie prokuratorze, ja przez 30 lat sam byłem prokuratorem i zasadą było sporządzenie kopii na potrzeby wypożyczania akt" - odparł na to  Wassermann, b. Prokurator Krajowy.

Skawiński nie pamiętał szczegółów policyjnego zabezpieczenia operacji przekazania przez rodzinę Olewników okupu dla porywaczy. Mówił, że informował go  o tym na bieżąco szef policyjnej grupy Remigiusz M. Poseł Andrzej Dera (PiS) zauważył jednak, że dopiero po trzech dniach policjanci pojechali na oględziny miejsca, gdzie przekazywano okup.

Krzysztofa Olewnika porwano w 2001 r. Sprawcy więzili go przez wiele miesięcy, potem postanowili zabić. Już po tym jak został zamordowany, jego rodzina - upewniana przez bandytów, że Krzysztof żyje - zapłaciła 300 tys. euro okupu za jego uwolnienie. Rodzina ma największe pretensje do władz o to, że na początkowym etapie sprawy zajmowano się pobocznymi wątkami i forsowano wersję o  tym, że Olewnik - mając problemy w biznesie i życiu osobistym - sfingował swoje porwanie. Dopiero po kilku latach śledczy uwierzyli, że tak nie było.

ND, PAP