Policjant ze sprawy Olewnika: nie mieliśmy doświadczenia w tego typu sprawach

Policjant ze sprawy Olewnika: nie mieliśmy doświadczenia w tego typu sprawach

Dodano:   /  Zmieniono: 
Marek Majewski, jeden z policjantów grupy operacyjno-dochodzeniowej zajmującej się przez pewien czas zaginięciem Krzysztofa Olewnika, przyznał przed komisją śledczą, że zajmujący się tą sprawą nie mieli doświadczenia w tego typu przypadkach.

Przed komisją zeznania złożyli obsługująca kamerę funkcjonariuszka oraz  kierowca, który przywiózł ją na miejsce. Po samobójstwie Blidy kierowca ten wszedł do domu byłej posłanki - choć, zdaniem części członków komisji, nie  powinien on przebywać na miejscu tragedii wewnątrz budynku.

Funkcjonariusz z wydziału operacyjnego pełniący 25 kwietnia 2007 roku rolę kierowcy przyznał, iż po samobójczym strzale Blidy wszedł do jej domu i  przebywał w nim do późnego wieczora - około 16 godzin. Zaznaczył, iż polecenie wejścia do domu wydał mu naczelnik wydziału operacyjnego, który jednak nie  nadzorował całej akcji zatrzymania. Zgodnie z przepisami nadzór nad całą akcją zatrzymania należał do naczelnika wydziału postępowań karnych.

Zeznał, iż do domu Blidy wszedł na polecenie przełożonego, aby "sprawdzić, co  się dzieje". "Po wejściu przede wszystkim starałem się uspokoić kierownika grupy realizacyjnej" - mówił. Później, jak dodał, pomagał w akcji reanimacyjnej, brał udział w przeszukaniu posesji, a także zabezpieczał miejsce zdarzenia.

Posłowie pytali, dlaczego świadek został wiele godzin w domu Blidów. "Od żadnego przełożonego nie otrzymałem polecenia opuszczenia domu" - odpowiedział oficer ABW. "Pan pełnił rolę +męża zaufania+, ekipy się zmieniały, a pan cały czas trwał na miejscu, to był pan bez jedzenia?" - pytał Tadeusz Sławecki (PSL). "Trudno sobie wyobrazić, ale tak" - odpowiedział funkcjonariusz.

Na wiele szczegółowych pytań posłów funkcjonariusz jednak nie odpowiedział, zasłaniając się niepamięcią. Posłowie próbowali ustalić m.in., kto z  przełożonych dzwonił do funkcjonariusza, jakie konkretnie otrzymywał on polecenia i jak uzasadniano jego wielogodzinny pobyt w domu Blidów.

Funkcjonariusz nie pamiętał też szczegółów związanych z położeniem kosmetyczki w łazience domu Blidy. "Później, gdy badana była kosmetyczka i  grzebień, wyraźnie zatarto wszelkie ślady odcisków" - powiedział przewodniczący komisji Ryszard Kalisz (Lewica).

Drugi z przesłuchanych świadków - kobieta, która obsługiwała kamerę -  zeznała, iż do jej obowiązków należało filmowanie wejścia lub wyjścia funkcjonariuszy z miejsc dokonywanych zatrzymań. Dodała, że przeszła specjalne szkolenie dotyczące nagrywania materiałów.

"Ja nie widzę takiego przepisu podstawy prawnej, który uzasadniałby filmowanie nie dla potrzeb procesowych" - ocenił Kalisz.

Funkcjonariuszka zaznaczyła jednak, iż nie wie, czy materiał przez nią nagrany i później wyemitowany w telewizji był modyfikowany.

W czwartek komisja przesłucha kierownictwo katowickiej delegatury Agencji. Na  zakończenie środowego posiedzenia Danuta Pietraszewska (PO) złożyła wniosek w  sprawie sporządzenia bilingów połączeń między funkcjonariuszami na miejscu zdarzenia - w tym kierowcą z ekipy filmującej - a kierownictwem delegatury w  Katowicach i kierownictwem ABW, co pomoże "odświeżyć pamięć" świadkom. "Przywracanie pamięci agentom służb specjalnych jest zajęciem trudnym" -  skomentował Wojciech Szarama (PiS).

ND, PAP