Ziobro: gdybyśmy od początku pytali o Smoleńsk Jarosław Kaczyński byłby prezydentem

Ziobro: gdybyśmy od początku pytali o Smoleńsk Jarosław Kaczyński byłby prezydentem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zbigniew Ziobro (fot. FORUM)
Gdyby kampania prezydencka była poprowadzona inaczej Jarosław Kaczyński byłby dziś prezydentem - uważa eurodeputowany PiS Zbigniew Ziobro. Jego zdaniem PiS powinien był w trakcie kampanii mocniej akcentować kwestię śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej. Ziobro uważa też, że Marek Migalski nie powinien był publikować listu otwartego do Jarosława Kaczyńskiego. - Wbrew swoim intencjom dał naszym politycznym przeciwnikom mocny pretekst do kolejnych ataków na PiS - ocenia były minister sprawiedliwości.
- Jarosław Kaczyński w dniu ogłoszenia wyniku wyborów, gdy gratulował Bronisławowi Komorowskiemu zwycięstwa, zapowiedział dążenie do ustalenia odpowiedzialności moralnej, politycznej i prawnej za katastrofę smoleńską. Takiego wyjaśnienia wymaga interes państwa polskiego - podkreśla Ziobro tłumacząc zmianę retoryki PiS po wyborach. W czasie kampanii prezydenckiej, zdaniem byłego ministra sprawiedliwości, sztab koncentrował się na kampanii wizerunkowej i właściwie unikał polemiki z kontrkandydatem. - Problem w tym, że  Sformułowano zasadę, by nie mówić o tragedii smoleńskiej i śledztwie. Prezes Jarosław Kaczyński, Jacek Kurski i ja nie podzielaliśmy tego poglądu. Zwyciężyło, niestety, inne stanowisko - zaznacza Ziobro. I dodaje, że gdy Lech Kaczyński wygrał wybory w 2005 roku "kampania miała charakter polemiczny". A dlaczego PiS traci dziś poparcie skupiając się na katastrofie smoleńskiej? - Teraz nie da się już mówić o tragedii tak, jak było to możliwe w kampanii prezydenckiej. Wtedy Polacy żyli tą sprawą, zadawali pytania. Samo pojawienie się tematu katastrofy budziło silne emocje. Wówczas powinniśmy mówić o sprawie, ale bardzo spokojnie! - uważa Ziobro.

Ziobro zaznacza, że Joanna Kluzik-Rostkowska wykonała ciężką pracę jako szefowa sztabu Jarosława Kaczyńskiego, ale dodaje, że "przyjęta strategia była błędna". - Nie wszedłem do sztabu, gdyż uważałem, że sukces może przynieść inna strategia. Należało pokazywać różnice w poglądach Jarosława Kaczyńskiego i Bronisława Komorowskiego na prezydenturę i ważne polskie sprawy - tłumaczy.

Zdaniem Ziobry media pisząc o ostrej retoryce PiS powinny przyjrzeć się temu, jakim językiem posługują się politycy PO. - Palikot w oszczerczy sposób pomówił tragicznie zmarłego prezydenta. Twierdził, że był on pijany na pokładzie samolotu, jest więc odpowiedzialny za wypadek i ma „krew na rękach". Domagał się od Jarosława Kaczyńskiego oraz od córki pary prezydenckiej przeprosin za śmierć pozostałych ofiar. Te niezwykle haniebne kłamstwa i ataki muszą mieć poparcie Donalda Tuska. To smutne, że media w Polsce nie potępiają Palikota. Zamiast stosować wobec niego ostracyzm, godzą się na taką brutalność w życiu publicznym - ubolewa Ziobro.

Pytany o nazwanie przez Macierewicza katastrofy w Smoleńsku "zbrodnią" Ziobro tłumaczy, że Macierewicz "użył tego słowa w znaczeniu potocznym". - W słowniku języka polskiego można znaleźć definicję zbrodni rozumianej jako czyn, który spotkał się z potępieniem społecznym. Dyskusja o słowach Macierewicza nie może zastąpić refleksji o tym, co i dlaczego stało się w Smoleńsku. Nie możemy też zapomnieć, że zarzuty wobec prezesa PiS dotyczące zmiany wizerunku po 4 lipca są konsekwencją błędnego założenia, by milczeć o Smoleńsku przed wyborami - podkreśla Ziobro.

"Rzeczpospolita", arb