Do incydentu doszło w nocy z niedzieli na poniedziałek. Jak informował rzecznik komendanta stołecznego policji Maciej Karczyński, mężczyzna - mieszkaniec województwa warmińsko-mazurskiego - dzwonił kilka razy z budek telefonicznych w okolicach Krakowskiego Przedmieścia. Po raz pierwszy poinformował o podłożonym rzekomo ładunku wybuchowym ok. godz. 2:30. Policjanci sprawdzali teren aż do ok. godz. 6 rano. Okazało się, że alarm był głupim żartem. Mężczyznę zatrzymano, był kompletnie pijany, miał ok. 3,2 promila alkoholu we krwi. Według nieoficjalnych informacji ze źródeł zbliżonych do sprawy, na policję zgłosił się m.in. świadek, który powiedział, że 44-latek namawiał go, by zamiast niego zadzwonił z informacją o bombie.
To kolejny incydent, do którego doszło w ostatnim czasie przed Pałacem Prezydenckim. W miniony wtorek 71-letni mieszkaniec podlubelskiej miejscowości rzucił w tablicę upamiętniającą katastrofę prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem słoikiem z nieczystościami. Postawiono mu zarzut zbezczeszczenia miejsca czci i zwolniono do domu.
Dzień później 60-letni mieszkaniec Warszawy podszedł do przeciwników przeniesienia krzyża, ustawionego pod Pałacem w czasie żałoby narodowej, i miał im grozić pokazując - jak się okazało - rozbrojony granat. Na razie nie postawiono mu zarzutów. Również został zwolniony do domu.PAP, arb