"W wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej jesteśmy w tym samym miejscu co 3 miesiące temu"

"W wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej jesteśmy w tym samym miejscu co 3 miesiące temu"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. WPROST 
- Nasza wiedza w sprawie przyczyn katastrofy smoleńskiej nie powiększyła się od tych ostatnich 2-3 miesięcy. Być może jest to wynik tej żmudnej pracy, która nie pozwala pokazać niczego innego, niż to, co widzieliśmy 2-3 miesiące temu, a czego moglibyśmy się spodziewać - ocenia były dowódca 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego płk Tomasz Pietrzak.
- Cały czas myślę, że największą zagadką jest ten etap lotu od 100 metrów do uderzenia w ziemię. To jest najbardziej zastanawiające. Cały czas oczekuję tych informacji z "flight data recorderów", bo to są najistotniejsze dane - mówi Pietrzak w rozmowie z RMF FM.Kolejny miesiąc mamy tylko spekulacje, mając wyłącznie "voice recordery", my tylko domniemamy, co mogło być wtedy, co się mogło wydarzyć. Niestety musimy poznać więcej szczegółów, żeby naprawdę uciąć te spekulacje, te walki, które są na obecną chwilę w mediach - ocenia pułkownik. Dodaje, że ujawnienie danych o parametrach lotu "pozwoliłoby nam troszeczkę się uspokoić".

Pietrzak podkreśla, że nie zgadza się z tymi ekspertami, którzy winą za katastrofę obarczają pilotów. - Nie wolno w ten sposób mówić przed zakończeniem pracy komisji. To komisja musi ustalić przyczyny i zalecić profilaktykę - podkreśla. - Decyzje załogi były bardzo dobre. Była podjęta decyzja - i jej zapis mamy na "voice recorderze" - że zniżamy się do wysokości 100 metrów. I dlatego, ja cały czas mówię: poznajmy "flight data recordery" i dane z tego rejestratora. Wtedy będziemy wiedzieli, jaka była rzeczywista wysokość barometryczna, a nie radiowysokościomierz - zaznacza. Dodaje, że nie chce również przesądzać o winie kontrolerów z lotniska w Smoleńsku. - Niech komisja nam to powie. Tylko my możemy teraz oczekiwać większych, pełniejszych informacji - mówi.

Pytany o słowa Jarosława Kaczyńskiego, który dziwił się, że zderzenie z "brzózką o średnicy 40 cm" doprowadziło do odpadnięcia skrzydła Tupolewa Pietrzak stwierdza, że takie pytania powinny być kierowane do ekspertów. - Mamy możliwości komputerowe, mamy możliwości cyfrowe obliczenia, jaki jest wpływ takiego drzewa na samolot, który pędzi z prędkością 250-280 km/h, waży 80 ton, wiemy, jaka jest grubość tego skrzydła, wiemy jaka jest elastyczność tego drzewa, czy na tej wysokości ono się będzie uginało czy nie - niech oni się wypowiedzą. To jest kolejne pytanie, na które musimy oczekiwać, że znajdzie się odpowiedź niebawem - mówi Pietrzak. 

Pietrzak ubolewa, że wrak Tu-154M wciąż znajduje się pod gołym niebem przykryty brezentem.Co jakiś czas pojawiają się jakieś nowe fakty, dowody, które wymagają powrotu, do danego urządzenie, agregatu, czy też elementu. Gdyby był zabezpieczony, mielibyśmy go w takim dziewiczym stanie zaraz po katastrofie. Gdyby był to w jakimś zadaszonym, najlepiej w hangarze, gdzie było by czysto, właściwe warunki, wtedy mielibyśmy tę pewność, że nic więcej się nie dzieje. Ale teraz jeżeli te powiedzmy wszystkie urządzenia, cały samolot leży pod chmurą i rdzewieje, niestety nie będziemy w stanie wrócić, do stanu, jaki był po katastrofie - ubolewa pułkownik.

RMF FM, arb