"Król dopalaczy" zatrzymany przez policję. Zapewnia, że nie sprzedaje dopalaczy

"Król dopalaczy" zatrzymany przez policję. Zapewnia, że nie sprzedaje dopalaczy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mimo zakazu, Dawid Bratko - właściciel sieci sklepów z dopalaczami - otworzył sklep w Łodzi i zaczął sprzedawać towar. Został zatrzymany przez policję i przewieziony na komisariat. Grozi mu kara do dwóch lat więzienia.
Wcześniej Bratko publicznie zapowiadał, że nie zgadza się z decyzją o zamknięciu sklepów i że zacznie ponownie handlować dopalaczami. W środę wczesnym popołudniem przyjechał do jednego ze swoich lokali w centrum Łodzi. Wszedł do niego z torbą, w której miał towar na sprzedaż. Chwilę później został wyprowadzony ze sklepu przez policję. Stojąc przy radiowozie powiedział, że nie wie, dlaczego funkcjonariusze go zatrzymali. - My nie sprzedajemy dopalaczy. Nie jest to też towar kolekcjonerski - mówił Bratko. Pytany o to, co przywiózł do sklepu, powiedział, że są to "odczynniki chemiczne do użytku laboratoryjnego". - Przeanalizowaliśmy wypowiedzi pani z GIS-u i stwierdziliśmy, że jak nie będzie napisane, że są to produkty kolekcjonerskie, to będziemy mogli nimi swobodnie handlować - tłumaczył Bratko. Zapowiedział też, że będzie walczył o częściową legalizację dopalaczy i środków psychoaktywnych. - Te środki były, są i zawsze będą, więc jedynym wyjściem jest zacząć je kontrolować. Jeśli nie, to wszystko trafi na czarny rynek, i mafia będzie miała z tego pożytek, a nie miasto, państwo czy urząd skarbowy - ostrzegł Bratko.

Chwilę później Bratko wrócił do sklepu z pracownikami Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Oprócz nich do lokalu weszli również dziennikarze i osoby, które chciały nabyć towar oferowany przez Bratkę. Kilku z nich dokonało zakupu. Po transakcji Bratko został przez policję wyprowadzony ze sklepu i radiowozem przewieziony na jeden z łódzkich komisariatów. Rzecznik prasowy komendy wojewódzkiej policji w Łodzi Małgorzata Zielińska poinformowała, że Bratko będzie przesłuchany, a materiał z przesłuchań zostanie przekazany prokuraturze. Zielińska dodała, że gdy Bratko zerwał plomby i wszedł do sklepu popełnił jedynie wykroczenie, ale gdy rozpoczął sprzedaż - dopuścił się już przestępstwa zagrożonego karą do dwóch lat więzienia.

Bratko może usłyszeć zarzut z jednego z artykułów ustawy o Państwowej Inspekcji Sanitarnej, który mówi, że "kto wbrew decyzji Państwowego Inspektora Sanitarnego produkuje, wprowadza do obrotu lub nie wycofa z rynku substancji, preparatu lub wyrobu podlega karze grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do dwóch lat".

Bratko utrzymuje, że jego straty z powodu zamknięcia sklepów wynoszą ok. 1 mln zł.

pap, ps, arb