Sasin: dlaczego PO tak się spieszyło z przejęciem władzy 10 kwietnia?

Sasin: dlaczego PO tak się spieszyło z przejęciem władzy 10 kwietnia?

Dodano:   /  Zmieniono: 
O braku funkcjonariuszy BOR na lotnisku w Smoleńsku 10 kwietnia i pośpiechu, by obowiązki prezydenta przejął Bronisław Komorowski - mówił były wiceszef Kancelarii Prezydenta Jacek Sasin na spotkaniu z parlamentarnym zespołem ds. katastrofy smoleńskiej. Sasin, który 10 kwietnia rano przebywał na cmentarzu w Katyniu, relacjonował podczas posiedzenia zespołu, że na miejscu katastrofy Tu-154M był około godziny po tym zdarzeniu.
Sasin 10 kwietnia rozmawiał z ministrem prezydenckiej kancelarii Andrzejem Dudą, który relacjonował mu działania podjęte w Warszawie przez Kancelarię Sejmu. - Duda powiedział mi, iż jest takie oczekiwanie ze strony marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, wyrażone przez szefa Kancelarii Sejmu, aby stwierdzić, że nastąpiły konstytucyjne przesłanki do tego, by pan marszałek Komorowski rozpoczął wykonywanie funkcji prezydenta - tłumaczył Sasin. Jak dodał, Duda miał w tym kontekście użyć słów: "Tu już trwa zamach stanu". Według relacji Sasina, Duda spytał Czaplę na jakiej podstawie stwierdzono zgon prezydenta. Na co - dodał - miał usłyszeć odpowiedź, że na podstawie medialnych doniesień o katastrofie i zgonie prezydenta. - Minister Duda zdecydowanie odmówił podjęcia działań na tej podstawie - powiedział Sasin.

Nadzwyczajny pośpiech PO

Sasin relacjonował, że w kolejnym telefonie do Dudy z Kancelarii Sejmu poinformowano go, że prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew zadzwonił do premiera Donalda Tuska i przekazał informację, że prezydent Lech Kaczyński zginął w katastrofie lotniczej. Dodał, że wówczas zostały uruchomione procedury przejęcia funkcji prezydenta przez ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego. Sasin podkreślił, że te działania Kancelarii Sejmu miały miejsce 10 kwietnia między godziną 11 a 12. - Ciało prezydenta Lecha Kaczyńskiego zostało zidentyfikowane przez jego brata Jarosława Kaczyńskiego dopiero w godzinach wieczornych 10 kwietnia i wtedy mógł być stwierdzony zgon i wystawione dokumenty potwierdzające zgon - dodał.

Sasina, jak mówił, uderzał "nadzwyczajny pośpiech" Kancelarii Sejmu, który - według niego - nie miał żadnego uzasadnienia. - Nasz kraj nie był bezpośrednio zagrożony jakimikolwiek wydarzeniami czy to wewnętrznymi, czy zewnętrznymi, które nakazywały podejmowanie takich działań, które - nie chciałbym używać słów "być może" - ale przynajmniej na granicy prawa, być może z przekroczeniem konstytucji się odbywały - ocenił.

Gdzie był BOR?

Minister stwierdził także, że gdy przybył na miejsce katastrofy ok. godz. 9.30-9.40 czasu polskiego, nie była tam prowadzona akcja ratunkowa. Jak mówił, w pewnej odległości od wraku stały karetki pogotowia, a wokół nich zgromadzony był personel medyczny. - I to, co mnie wtedy uderzyło, to że właściwie akcja ratunkowa jako taka na miejscu katastrofy nie jest prowadzona - zaznaczył. Sasin dodał też, że według jego wiedzy na lotnisku w momencie katastrofy nie było funkcjonariuszy BOR. - Mamy bardzo rozbieżne informacje w tym przypadku, bo mamy z jednej strony stwierdzenie szefa BOR gen. Mariana Janickiego, że funkcjonariusze BOR znajdowali się na lotnisku. Ja mogę stwierdzić ze swojej wiedzy i swojej obserwacji, że tak po prostu nie było - podkreślił. Relacjonował, że gdy dowiedział się, że doszło do wypadku, poprosił funkcjonariusza BOR dowodzącego pozostałymi znajdującymi się na cmentarzu w Katyniu, by skontaktował się z BOR-owcami przebywającymi na lotnisku i spytał, co się tam wydarzyło. - Dla mnie było absolutnie naturalne, że na lotnisku są funkcjonariusze, którzy będą w stanie udzielić nam informacji, co się wydarzyło. On mnie poinformował, że takiej możliwości nie ma, bo funkcjonariusze BOR na lotnisku nie przebywają - oświadczył Sasin. Były prezydencki minister miał spytać wówczas funkcjonariusza BOR, kto będzie chronił prezydenta po lądowaniu. - Dostałem informację, że ci funkcjonariusze, ekipa, która leci z prezydentem samolotem - powiedział. - Ale jeśli gen. Janicki twierdzi, że było inaczej, to być może ci funkcjonariusze byli w jakiś sposób zakonspirowani. Ani ja, ani nikt z Kancelarii Prezydenta, ani też, jak się okazuje, ci funkcjonariusze BOR, którzy byli na cmentarzu, takiej wiedzy nie mieli - dodał.

Podczas posiedzenia zespołu Sasin zaprzeczył, jakoby decyzja o rozdzieleniu wizyt premiera i prezydenta w Katyniu była konsultowana z Kancelarią Prezydenta. Jak mówił, od momentu zgłoszenia przez Lecha Kaczyńskiego chęci wzięcia udziału w uroczystościach w Katyniu nie było oficjalnych rozmów z Kancelarią Prezydenta w tej sprawie. - Byliśmy przekonani, że będzie jedna wizyta - tłumaczył. Według Sasina, kontaktów nie było aż do momentu, w którym do Kancelarii Prezydenta wpłynęło pismo wiceministra Andrzeja Kremera z 23 lutego. Proszono w nim o potwierdzenie ostateczne, że prezydent chce uczestniczyć w uroczystościach w Katyniu i przewodniczyć polskiej delegacji. Jak zaznaczył Sasin, także wtedy Kancelaria była przekonana, że będzie to wspólna wizyta prezydenta i premiera. - Ale to nie trwało długo, bo 3 marca był komunikat medialny, że te wizyty będą rozdzielone. Dowiedzieliśmy się o tym z mediów - podkreślił Sasin.

PAP, arb