Palikot: MAK dowiódł, że miałem rację. Lech Kaczyński odpowiada za katastrofę

Palikot: MAK dowiódł, że miałem rację. Lech Kaczyński odpowiada za katastrofę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Janusz Palikot (fot. FORUM)
"Kiedy w kwietniu 2010 roku Donald Tusk żegnał, w czasie pogrzebu, prezydenta Kaczyńskiego w Warszawie czy na Wawelu wiedział, że to były prezydent Polski Lech Kaczyński wydał rozkaz do startowania z lotniska w Warszawie do Smoleńska. I, że zrobił to, pomimo braku informacji o pogodzie na miejscu lądowania – w Smoleńsku" - pisze na swoim blogu Janusz Palikot. Palikot przypomina też, że już w lipcu 2010 roku mówił, iż "prezydent Lech Kaczyński ma krew na rękach i jest odpowiedzialny za katastrofę". Teraz - zdaniem Palikota - jego słowa potwierdza raport MAK-u
Palikot przekonuje, że o odpowiedzialności prezydenta za katastrofę świadczyła obecność w kabinie pilotów Tu-154 dowódcy sił powietrznych gen. Andrzeja Błasika, a także "zwykły zdrowy rozsądek". "A jednak premier milczał. Więcej - budował i entuzjastycznie wspierał front obłudy w tej sprawie" - ubolewa Palikot.

Były poseł PO dowodzi, że prawdę o przyczynach katastrofy ujawnia raport MAK-u. Powołuje się na fragmenty raportu, które opublikowały media, a z których wynika, że zdaniem rosyjskich śledczych "prezydent kazał lecieć pomimo braku prognozy pogody ze Smoleńska".  "Jest i pozostaje w mocy pytanie dlaczego premier okłamywał naród w tej sprawie? Dlaczego nie powiedział nam prawdy? A przecież wiedza o braku prognozy, to wiedza, którą minister Klich musiał dostarczyć na samym początku, tuż po katastrofie, bo to wiedza z polskiego lotniska" - podkreśla poseł z Lublina.

Palikot o obłudę i oszustwo oskarża również Jarosława Kaczyńskiego. "Przez kilka tygodni kwietnia Jarosław Kaczyński chodził prawie codziennie do szpitala w Warszawie gdzie leżała Jadwiga Kaczyńska – matka braci – i udawał, że jest Lechem. Zaprzyjaźniona politycznie Rzeczpospolita drukowała nawet fikcyjne numery gazety z informacjami o działalności prezydenta. Jarosław Kaczyński został w tym czasie kandydatem PIS-u w wyborach prezydenckich i twierdził, że jest innym człowiekiem. Mówił, że lubi Rosjan, że potrzeba pojednania, ze każdy może się zmienić" - przypomina poseł. "Kiedy przegrał powiedział matce, że Lech nie żyje, a opinii publicznej, ze nic się nie zmieniło, a on mówił bzdury gdyż brał środki przeciw-lękowe i nie wiedział, co mówi. W sierpniu zaczął zdecydowanie krytykować szefów sztabu – Kluzik-Rostkowską i Poncyliusza, a następnie wyrzucił ich z partii. Wówczas też sformułował tezę, że Lech nie jest pochowany na Wawelu i ze ciało zostało podmienione. Nikt w kraju nie zadał pytania; dlaczego stojąc na Wawelu w czasie pogrzebu towarzyszył trumnie z podmienionym ciałem?  Dlaczego oszukał naród? Na Wawelu w teatrze obłudy stali ramię w ramię Tusk i Kaczyński" - podkreśla Palikot.

Zdaniem Palikota dziś "sprawa zbliża się już do końca". "Trochę się rząd pokłóci z tymi niedobrymi Rosjanami o raport, tak aby cały naród miał pewność, ze władza stoi po dobrej stronie i po rocznicowych wielkich wspominkach i będzie można zamknąć to wieko na zawsze. A nam zostanie w sercach jak zwykle; iluzja, że zdarzyło się coś bardzo ważnego, symbolicznego, a nie, że po prostu znów ktoś się wygłupił i wydał idiotyczny rozkaz. W naszej ojczyźnie fałszywi bohaterowie są bezkarni. Prawdziwi – martwi!" - podsumowuje poseł.

arb