"Widać, że Rosjanom się nie spieszyło". Nagrania ze Smoleńska w Sejmie

"Widać, że Rosjanom się nie spieszyło". Nagrania ze Smoleńska w Sejmie

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. Wikipedia) 
Operator Telewizji Polskiej Sławomir Wiśniewski, który jako jeden z pierwszych był w Smoleńsku na miejscu tragedii 10 kwietnia, przedstawił posłom podczas posiedzenia parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej materiały, jakie wówczas nagrał.
Wiśniewski powiedział, że był na miejscu katastrofy około godziny 8.49. Wtedy, według niego, interwencję podjęła straż pożarna. Jak mówił, wówczas pojawiły się pierwsze karetki. Dodał, że na miejscu katastrofy było wtedy kilka osób. Zapewnił posłów, że jego materiały nie zostały zmontowane.

Wiśniewski najpierw przedstawił kilkuminutowy film nakręcony tuż po katastrofie samolotu Tu-154, który jest dostępny w internecie, jest też znany z telewizji. Wyjaśnił, że w tle nie słychać strzałów, tylko trzask płonącego drzewa. Podkreślił, że w późniejszej fazie filmu słychać też sygnały alarmowe straży pożarnej i karetek pogotowia. Dodał, że zastanowiło go  dlaczego na miejscu katastrofy było tak cicho. - Nawet ptaki nie  ćwierkały, nic się nie pali - zauważył.

"Sztuczna mgła? Mało prawdopodobne"

- Widać, że Rosjanom za bardzo się nie spieszyło - odpowiedział, pytany o sprawność działania straży pożarnej i pogotowia na miejscu katastrofy. Operator TVP powiedział też, że nakręcił najprawdopodobniej "część techniczną samolotu" i dlatego nie są na filmie widoczne np. osobiste rzeczy ofiar katastrofy. Mówił, że na miejscu katastrofy zobaczył teren prawdopodobnie przeorany skrzydłem, "które było pionowo w dół". Powiedział też, że w dniu katastrofy była gęsta mgła. - Sugestie, że ktoś ją sztucznie stworzył, według mnie, są mało prawdopodobne - ocenił.

"Usłyszałem: zniszczyć mu sprzęt"

Wiśniewski mówił też posłom o okolicznościach zatrzymania go  przez rosyjskie służby 10 kwietnia. Podkreślił, że rosyjskim funkcjonariuszom towarzyszył polski dyplomata. - Rozmowa była dość krótka. Przedstawiłem się kim jestem, powiedziałem, że jestem dziennikarzem, mam akredytację. Zapytali się polskiego dyplomatę, czy wie kim jestem. Powiedział: "nie znam tego człowieka, proszę go aresztować, zabrać mu i zniszczyć sprzęt" -  relacjonował.

Pracownik TVP podkreślił, że polski dyplomata nie przedstawił się. Opisał go jako człowieka po pięćdziesiątce, z krótkimi szpakowatymi włosami, średniej budowy ciała, w beżowym płaszczu. Dodał, że nie wie czy to był Tomasz Turowski odpowiedzialny za organizację wizyty w Katyniu 7 i 10 kwietnia 2010 r. Poinformował też, że nie zeznawał jako świadek w rosyjskiej prokuraturze; nie był też proszony przez polską komisję (badającą przyczyny katastrofy), której przewodniczy szef MSWiA Jerzy Miller o  złożenie wyjaśnień.

Wiśniewski zaprezentował też film z kamery zamontowanej 10 kwietnia w oknie hotelowym przedstawiający podchodzenie do lądowania o godzinie 8.38 rosyjskiego samolotu Ił-76.

Element wsparcia, nie sensacji

Rano w radiu Zet Wiśniewski odniósł się do zapowiedzi w mediach szefa biura zespołu Bartłomieja Misiewicza, że ma na posiedzeniu zespołu zaprezentować nowe, dotychczas nieznane materiały z miejsca katastrofy. - Odnoszę wrażenie, że ktoś namieszał, prawdopodobnie pan Bartłomiej Misiewicz, który nie wiem skąd wpadł na genialny pomysł, by powiedzieć, że ja mam jakiś dotąd niepublikowany, nie wiadomo skąd zebrany materiał. Powiedziałem, że mam materiały, które wezmę do Sejmu, jako element wsparcia pamięci niż sensacji - powiedział Wiśniewski w radiu ZET.

Film z okna

- W rozmowie z dziennikarzem zrelacjonowałem moją rozmowę telefoniczną z panem Wiśniewskim. Poinformował mnie, że zaprezentuje na  posiedzeniu zespołu trzy filmy. Jeden 7-minutowy, który obiegł cały świat, jeden - cytuję - ogólnikowy godzinny, i jeden z miejsca katastrofy, który nie był znany opinii publicznej - wyjaśnił Misiewicz. - Nie było zamieszania. Filmy zaprezentowane podczas posiedzenia zespołu nie były zmontowane, zostały przedstawione w całości. W jednym z  pokazanych fragmentów było widoczne zatrzymanie operatora o godz. 8.56, co nie pojawia się w  dostępnych, na przykład w internecie nagraniach. Wiśniewski zaprezentował też nagranie z hotelowego okna, które wcześniej także nie było szerzej prezentowane - dodał.

Premier krzyczy na wdowę

W pierwszej części czwartkowego posiedzenia zespołu część rodzin ofiar katastrofy mówiła posłom o przebiegu spotkania z premierem Donaldem Tuskiem 11 grudnia zeszłego roku. "Super Express" dotarł do nagrania z tego spotkania, na którym słychać jak zdenerwowany premier krzyczy na wdowę po rzeczniku praw obywatelskich Januszu Kochanowskim. W spotkaniu uczestniczyli także szef MSWiA Jerzy Miller oraz minister zdrowia Ewa Kopacz. Według "SE", całe spotkanie odbywało się w nerwowej atmosferze. Prawdziwa burza rozpętała się, gdy Ewa Kochanowska zapytała Donalda Tuska o ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem, jakie jej córka, miała usłyszeć od litewskiego europosła Vytautasa Landsbergisa. Na to pytanie premier Tusk odpowiedział ze zdenerwowaniem uderzając najprawdopodobniej pięścią w stół: "Bardzo cenię sobie pani pytanie, ale jest ono oburzające. Mam dosyć wysłuchiwania uwag na  temat domniemanego zabójstwa".

W środę rzecznik rządu Paweł Graś powiedział, że uważa za  zamkniętą sprawę spotkania premiera z rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej 11 grudnia. Mówił, że przeprasza wdowę po Januszu Kochanowskim, jeżeli -  jak zastrzegł "jego przeprosiny mogą cokolwiek wnieść". Podkreślił też, że premiera "bardzo dotknęły" słowa Ewy Kochanowskiej.

Niech się mama Grasia martwi

- Nie chcę tego komentować. To zmartwienie mamy pana Grasia jak on kłamie, czy źle się zachowuje, a nie moje - skomentowała sprawę w czwartek Ewa Kochanowska. - Dlaczego po ponad dwóch miesiącach po incydencie sprawa wraca. Budzi to moje zaniepokojenie i podejrzenia, że znowu coś przykrywamy. Dlaczego teraz okazuje się, że  mówię prawdę, a minister Graś trochę nazmyślał - dodała.

Andrzej Melak, brat tragicznie zmarłego w Smoleńsku Stefana Melaka dzielił się wrażeniami ze spotkania rodzin ofiar z premierem z 10 listopada ubiegłego roku. Według Melaka w trakcie posiedzenia padały dziesiątki "bardzo trudnych pytań" - m.in. czy premier występował o wspólne śledztwo w sprawie wyjaśnienia przyczyn katastrofy. - Z rozbrajającą szczerością premier powiedział: "nie wystąpiłem i  nigdy nie wystąpię" - relacjonował Melak. Według niego Tusk miał też oświadczyć, że Rosjanie prowadzą śledztwo wzorowo.

zew, PAP