Dramat w kopalni - 4 górników uwięzionych pod ziemią, 2 ratowników zaginęło

Dramat w kopalni - 4 górników uwięzionych pod ziemią, 2 ratowników zaginęło

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. sxc.hu Źródło:FreeImages.com
Dwóch ratowników zaginęło podczas akcji w należącej do Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW) kopalni "Krupiński" w Suszcu pod Pszczyną. 5 maja doszło tam do zapalenia się metanu. Poparzonych zostało 12 górników, 4 z nich dotąd nie udało się ewakuować.
Dyrekcja zakładu zdecydowała już o wstrzymaniu od pierwszej zmiany wydobycia we wszystkich rejonach kopalni. Pod ziemię zjeżdżają tylko ratownicy i osoby odpowiedzialne za utrzymanie bezpieczeństwa pod ziemią. Wszyscy pozostali pracownicy zostali wysłani na płatne urlopy.

Rzeczniczka JSW Katarzyna Jabłońska-Bajer poinformowała, że za zaginionych uznano dwóch ratowników pracujących w zagrożonym rejonie. Do zapalenia się metanu doszło tam 5 maja przed godziną 20 na poziomie 820 metrów. W pobliżu były łącznie 32 osoby. 20 pracowników wyjechało po  zdarzeniu na powierzchnię bez poważniejszych obrażeń. Siedmiu kolejnych rozwieziono krótko po wypadku do szpitali - czterech do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich, pozostałych do pobliskich szpitali w Pszczynie i Jastrzębiu Zdroju.

Do ostatnich pięciu rannych górników ratownicy zdołali dotrzeć ponad cztery godziny po zdarzeniu. W  nocy trwały starania, by przetransportować ich na powierzchnię i do szpitali. Przed godziną 3 do siemianowickiej oparzeniówki przewieziono jednego górnika z tej grupy, pozostałych - wobec trwającego pod ziemią pożaru - nie udawało się wydostać z zagrożonego rejonu. Wiadomo, że górnicy ci mają dostęp do tzw. lutniociągu, czyli przewodu wentylacyjnego, którym dociera do nich świeże powietrze. Choć jest z nimi kontakt, miejsce, w którym się znajdują, jest odcięte przez pożar. W nocy próbowało przedostać się do nich dwóch ratowników, jednak nie doszli do celu, a  kontakt z nimi się zerwał. Wobec pogarszających się warunków: m.in. narastającego pożaru i wysokiego stężenia tlenków, pozostałych ratowników trzeba było wycofać. Na razie nie wiadomo, co stało się z zaginionymi.

W akcji ratunkowej uczestniczy zmieniając się dziesięć zastępów ratowników - sześć zastępów kopalnianych, dwa z Okręgowej Stacji Ratownictwa Górniczego w Wodzisławiu Śląskim i dwa z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w  Bytomiu. Do kopalni po wypadku przyjechali przedstawiciele właściciela i  dyrekcji zakładu, a także Okręgowego Urzędu Górniczego w Rybniku. Po zakończeniu akcji ratunkowej specjaliści będą wyjaśniać m.in., dlaczego niebezpieczna ilość metanu zgromadziła się w jednym miejscu - czy powodem był nagły wypływ, czy też np. niewystarczająca wentylacja. Będą również badać przyczynę zapłonu gazu. Przedstawiciele nadzoru górniczego ocenili wstępnie, że w "Krupińskim" nie doszło do wybuchu (metan wybucha w stężeniach od 5 do  15 proc.), a do lokalnego zapalenia się metanu. Do ostatniego zapłonu tego gazu, w którym nie zostali poszkodowani górnicy, doszło w połowie marca w katowickiej kopalni "Staszic". Ostatnia spowodowana wybuchem metanu katastrofa górnicza miała miejsce 18 września 2009 r. w kopalni "Wujek". W dniu wypadku zginęło tam 12 górników, ośmiu kolejnych zmarło w następnych dniach w szpitalach.

Według danych Wyższego Urzędu Górniczego, od początku roku do końca marca w całym polskim górnictwie doszło do 722 do rozmaitych wypadków, z czego 563 w kopalniach węgla kamiennego. Do 5 maja zginęło 14 górników, w tym dziesięciu z kopalń węgla kamiennego. Ciężkie obrażenia odniosło 6 górników, w tym 4 w kopalniach węgla kamiennego.

PAP, arb