Żołnierz z Nangar Khel nie ma wyrzutów sumienia

Żołnierz z Nangar Khel nie ma wyrzutów sumienia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Chor. Andrzej Osiecki (fot. Forum)
- Nie mam wyrzutów sumienia - mówi w RMF FM uniewinniony z zarzutu dokonania zbrodni wojennej w Nangar Khel chor. Andrzej Osiecki. - Wierzę w nasz naród. Wiedziałem, że wyjdziemy z aresztu - dodaje.
16 sierpnia 2007 roku polscy żołnierze otworzyli maszynowy i moździerzowy ogień w kierunku afgańskiej wioski Nangar Khel. W wyniku ostrzału śmierć poniosło ośmioro Afgańczyków. Sześć osób zginęło na miejscu, dwie zmarły w szpitalu. Pociski wystrzelone przez polskich żołnierzy zabiły pana młodego przygotowującego się do wesela, dwie kobiety oraz troje dzieci, w tym dwoje w wieku od trzech do pięciu lat. W wyniku ataku ranne zostały dzieci i kobiety, trzy z nich zostały trwale okaleczone. W środę Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie z braku dowodów nieprawomocnie uniewinnił siedmiu oskarżonych o zbrodnię wojenną żołnierzy.

Zginęły dzieci? "Różne dzieją się rzeczy"

- Nangar Khel było przede wszystkim wielką tragedią dla nas - twierdzi Osiecki. - Ale także dla osób, które zginęły i zostały ranne - dodaje w drugiej kolejności. Według chorążego, nieuzbrojeni cywile zginęli w wyniku "splotu złych okoliczności". - To jest wojna. Na wojnie różne dzieją się rzeczy - broni się Osiecki.

Pytany o tragedię z 16 sierpnia chorąży wyznaje, że nie ma wyrzutów sumienia. - Ale jest parę rzeczy, które teraz z takim doświadczeniem można było trochę zmienić - mówi. Jakie to rzeczy? - Nie będziemy o tym rozmawiać - ucina wyjaśniając tylko, że chodzi o "rzeczy wojskowe i techniczne".

"Pytajcie tych spod Smoleńska"

Chorąży oznajmia, że on i "wszyscy generalnie" pozostali oskarżeni za Nangar Khel nie czują się kozłami ofiarnymi. Na pytanie, czy komuś mogło zależeć, by odpowiedzialni za śmierć pod Nangar Khel zostali "przykładnie ukarani", Osiecki odpowiada: "Część osób, która mogłaby odpowiedzieć na to pytanie już nie żyje, więc w zasadzie nie ma się kogo pytać". Dopytywany wyjaśnia, że ma na myśli kogoś, kto zginął w katastrofie smoleńskiej. - Myślę, że pan minister (obrony - red.) Aleksander Szczygło dużo więcej wiedział na ten temat i on mógłby (więcej - red.) powiedzieć tu na antenie niż ja - dodaje chor. Osiecki.

Chorąży wierzył w naród

Rozmówca RMF FM deklaruje, że od początku sprawy Nangar Khel był pewien uniewinnienia. - Można mieć chwile zwątpienia do systemu, ale generalnie ja wierzę w nasz naród i ja wiedziałem, że wyjdziemy z aresztu - mówi. Dodaje, że czuł wsparcie społeczeństwa. Wśród popierających oskarżonych wymienił twórcę i dwukrotnego dowódcę GROM-u gen. Sławomira Petelickiego oraz byłego dowódcę Wojsk Lądowych gen. Waldemara Skrzypczaka.

"Zapraszam do Afganistanu"

Uniewinnienie w sprawie Nangar Khel przewodnicząca Rady Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka Halina Bortnowska nazwała "od strony moralnej i psychologicznej rzeczą groźną". - Jeśli ludzie, którzy w coś takiego byli zaplątani, są uniewinnieni, to znaczy, że można tak postępować, że wszystko było w porządku - podkreślała. - Zapraszam do Afganistanu - brzmi odpowiedź chorążego Andrzeja Osieckiego.

Uniknęli dożywocia

Prokurator oskarżył o zbrodnię wojenną pod Nangar Khel siedmiu żołnierzy: dowódcę grupy kpt. Olgierda C., ppor. Łukasza Bywalca, chor. Andrzeja Osieckiego, plut. Tomasza Borysiewicza, starszych szeregowych Jacka Janika i Roberta Boksy oraz st. szer. rezerwy Damiana Ligockiego (jako jedyny nie miał on zarzutu zabójstwa cywili, lecz ostrzelania niebronionego obiektu). Groziło im do dożywocia, a Ligockiemu - do 15 lat więzienia. Prokuratura żądała dla nich kar od 12 do pięciu lat więzienia. Obrona i oskarżeni wnosili o uniewinnienie.

zew, RMF FM, PAP