Domy udręki

Dodano:   /  Zmieniono: 
W co czwartym z trzystu domów starców, które powstały po 1990 r., ale nie zostały zgłoszone do rejestru domów opieki, pensjonariusze są okradani, głodzeni, poniżani, a nawet bici. Domy prowadzi także mafia!
Zakładaniem domów starców trudni się też polska mafia. Trzy takie placówki na wybrzeżu należały do nieżyjącego już Andrzeja Kolikowskiego, pseudonim Pershing, bossa gangu pruszkowskiego - napisaliśmy między innymi kilka tygodni temu w artykule "Domy okradania starców". Po publikacji do autorów zgłosiły się osoby, których bliscy przebywali w podobnych placówkach i spotkali się z równie okrutnym traktowaniem. Czytelnicy dodali też nowe wątki do spraw już przez nas opisanych.
Brat Marek
Marka Nowaka, jednego z opisywanych przez nas właścicieli domów opieki, rodziny osób starszych zapamiętały jako... zakonnika. Przynajmniej raz w miesiącu Nowak przyjeżdża do Warszawy i odwiedza kilka stołecznych szpitali, gdzie wśród pacjentów i rodzin reklamuje swoje placówki. - Utrzymujemy z nim kontakty od kilku lat. Wiem, że z naszej rekomendacji do prowadzonych przez niego domów opieki trafiło co najmniej 10 osób - przyznaje pielęgniarka ze Szpitala Wolskiego. Wobec potencjalnych klientów Nowak występuje jako brat Marek, zakonnik ze Zgromadzenia Albertynów. Często pojawia się w szpitalach w koloratce. - Poznałam Nowaka jako osobę duchowną. Nie miałam żadnych podejrzeń, bo personel w szpitalu zwracał się do Nowaka: "bracie Marku". To zadecydowało, że bez obaw umieściłam matkę w jego domu - opowiada czytelniczka "Wprost", mieszkająca na stałe w Holandii.
Zadzwoniliśmy do Marka Nowaka z pytaniem, czy można w prowadzonym przez niego domu umieścić krewnego. - Możemy rozmawiać z bratem Markiem Nowakiem? - zapytaliśmy. - Słucham, tu brat Marek - odpowiedział Nowak. Podczas naszej rozmowy kilkakrotnie podkreślał, że jest zakonnikiem - albertynem, prowadzącym w imieniu zakonu dom opieki. - To nieprawda. Żaden Marek Nowak nie jest członkiem naszego zgromadzenia. Nikt też nie prowadzi w naszym imieniu domu opieki. To jakieś oszustwo! - nie kryje oburzenia w rozmowie z "Wprost" ojciec Paweł Flis ze Zgromadzenia Albertynów. Prokuratura w Myszkowie, na której terenie działa Marek Nowak, nie miała doniesienia, że podszywa się on pod zakonnika. Nie wszczęła też śledztwa w sprawie domu prowadzonego przez niego w Białej Wielkiej, w pobliżu Częstochowy. Zawiadomienie o popełnieniu przez Nowaka przestępstwa złożył Marian Korczak-Siwicki, były pensjonariusz. Zarzuca on Nowakowi przywłaszczenie ponad 2 tys. zł z jego emerytury oraz znęcanie się nad pensjonariuszami. "Do bardzo schorowanego człowieka, domagającego się pomocy lekarskiej Nowak mówił: ČTy skurwysynu, tobie potrzebny jest karawan, a nie pogotowieÇ" - napisał w zawiadomieniu do prokuratury Korczak-Siwicki.
Oskarżony Archiciński
Jeszcze w tym miesiącu prokuratura w Nowym Dworze Mazowieckim skieruje do sądu akt oskarżenia przeciwko Januszowi Archicińskiemu, innemu z opisywanych przez nas właścicieli domów starców (w Łomnej Lesie pod Warszawą). Opisaliśmy dwa tajemnicze zgony w tej placówce. Śledztwo w sprawie umorzono, gdyż biegły nie dopatrzył sięĘprzestępstwa, uznając zgony za naturalne. Archiciński odpowie za przestępstwa gospodarcze, m.in. za przywłaszczenie mienia. Gdy sprawą prowadzonego przez niego domu zainteresowali się dziennikarze i prokuratura, zlikwidował dom opieki w Łomnej. Archiciński przeniósł pensjonariuszy do miejscowości Dębe Wielkie, gdzie mieszka jego matka. Starsze kobiety umieszczono w rozpadającym się domu bez bieżącej wody i toalet. W Dębem Wielkim pojawiła się policja. Sprawa jednak nie miała dalszego ciągu, bo zastraszeni pensjonariusze nie złożyli skargi. Jedną z czterech kobiet zabrała rodzina, reszta nadal tam przebywa.

Nie zaznasz spokoju!
Po opublikowaniu artykułu skontaktowała się z nami ponownie Marta D., która pracowała w należącym do trójmiejskich gangsterów domu starców w Rumi. To ona opowiadała, że w ciągu roku zdarzyło się tam pięciokrotnie więcej zgonów niż w innych domach w okolicach Trójmiasta, w których wcześniej była zatrudniona. Gdy dom zamknięto, zmuszono ją do podpisania dokumentu, jakoby pożyczyła od właściciela 100 tys. zł. - To na wypadek, gdyby pani była zbyt rozmowna - powiedziano jej wówczas. Teraz przestępcy ją odnaleźli i zagrozili, że jeśli wymieni jakiekolwiek nazwisko, "nie zazna spokoju nawet na Grenlandii".
Janina Blikowska
Jarosław Gajewski
Pełny tekst "Domów udręki" w najnowszym, 1034 numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 16 września
W numerze także: Moda na wierność