Halina G., ps. Inka, została oskarżona o pomoc w zabójstwie ministra Dębskiego. Sprawca nie żyje, zleceniodawca nie odpowie za zbrodnię przed polskim sądem.
"Można powiedzieć, że doszło do rozwikłania tej zbrodni" - powiedział w poniedziałek Maciej Kujawski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Zatrzymaną następnego dnia po zabójstwie G. oskarżono o to, że w noc zabójstwa - 11 kwietnia 2001 roku - "przewidując możliwość dokonania zabójstwa Jacka Dębskiego przez inne osoby i godząc się na to udzieliła im pomocy".
Pomoc "kobiety do towarzystwa" Haliny G. miała polegać - według ustaleń prokuratury - wyprowadzeniu byłego ministra na zewnątrz restauracji, w której spędzała z nim wieczór. Na dworze - jak twierdzi prokuratura - czekał Tadeusz M., który śmiertelnie postrzelił Dębskiego. "Halina G. wcześniej znała M." - podkreślił Kujawski.
Tadeusza M. policja zatrzymała w czerwcu tego roku. Dzień po przedstawieniu zarzutu zabójstwa Dębskiego M. powiesił się w celi. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Apelacyjna w Warszawie. "Już teraz - po dwóch sekcjach zwłok - możemy wykluczyć, że wobec M. zastosowano przed śmiercią siłę fizyczną, czy też użyto jakiejś trucizny. Z przyczyn formalnych czekamy jeszcze na wyniki kilku ekspertyz" - powiedział w poniedziałek PAP szef warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej Zygmunt Kapusta.
Oprócz pomocnictwa w zabójstwie Dębskiego Prokuratura Okręgowa zarzuciła G. również posiadanie fałszywych dokumentów - w mieszkaniu "Inki" znaleziono fałszywe słowackie prawo jazdy z jej danymi i jej zdjęciem.
W rozwiązaniu tej sprawy pomogła nam ścisła współpraca z austriackimi organami ścigania (Jeremiasz B. mieszkał w Austrii) i analiza billingów uzyskiwanych od operatorów polskich i austriackich. Dodał, że G. nie przyznaje się do stawianych zarzutów, choć - zeznając w kwietniu 2001 r. przed sądem, który ją wtedy aresztował - powiedziała, że "wykonała prośbę Jeremiasza wyprowadzenia na zewnątrz restauracji Jacka Dębskiego". Kujawski dodał, że w śledztwie wykorzystano także informacje z podsłuchów, jakie założono Jeremiaszowi B.
Jeremiasz B., pseudonim Baranina, był rezydentem gangu pruszkowskiego w Austrii. Zatrzymano go w Wiedniu jeszcze w ubiegłym roku. Będzie on sądzony w Austrii, bowiem na terenie tego kraju miał się dopuścić przestępstwa, czyli zlecenia zabójstwa Dębskiego. Prasa spekulowała, że "Baranina" był już wcześniej znany austriackiej policji, m.in. z handlu narkotykami. W zamian jednak za współpracę z organami ścigania miały one "przymykać oczy" na jego działalność. Do Austrii - w ramach międzynarodowej pomocy prawnej - trafiły już materiały na temat "Baraniny" zebrane przez polską prokuraturę.
W tej sytuacji - śmierci Tadeusza M. i pobytu "Baraniny" w Austrii - jedyną osobą, która odpowie przed polskim sądem w sprawie zabójstwa Dębskiego, będzie Halina G.
Krótko po zabójstwie Dębskiego policja wykluczyła polityczny i towarzysko-obyczajowy motyw zabójstwa. W śledztwie brana pod uwagę była głównie wersja, że Dębski został zastrzelony, bo nie spełnił obietnic danych światu zorganizowanej przestępczości.
"Dębski dużo obiecywał przestępcom - zwłaszcza z +Pruszkowa+. Powoływał się na swoje kontakty w administracji państwowej, mówił, że nie ma dla niego spraw nie do załatwienia. Brał duże zaliczki, które wydawał na wystawne życie" - mówił dzień po zabójstwie pragnący zachować anonimowość informator związany z organami ścigania.
les, pap
Pomoc "kobiety do towarzystwa" Haliny G. miała polegać - według ustaleń prokuratury - wyprowadzeniu byłego ministra na zewnątrz restauracji, w której spędzała z nim wieczór. Na dworze - jak twierdzi prokuratura - czekał Tadeusz M., który śmiertelnie postrzelił Dębskiego. "Halina G. wcześniej znała M." - podkreślił Kujawski.
Tadeusza M. policja zatrzymała w czerwcu tego roku. Dzień po przedstawieniu zarzutu zabójstwa Dębskiego M. powiesił się w celi. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Apelacyjna w Warszawie. "Już teraz - po dwóch sekcjach zwłok - możemy wykluczyć, że wobec M. zastosowano przed śmiercią siłę fizyczną, czy też użyto jakiejś trucizny. Z przyczyn formalnych czekamy jeszcze na wyniki kilku ekspertyz" - powiedział w poniedziałek PAP szef warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej Zygmunt Kapusta.
Oprócz pomocnictwa w zabójstwie Dębskiego Prokuratura Okręgowa zarzuciła G. również posiadanie fałszywych dokumentów - w mieszkaniu "Inki" znaleziono fałszywe słowackie prawo jazdy z jej danymi i jej zdjęciem.
W rozwiązaniu tej sprawy pomogła nam ścisła współpraca z austriackimi organami ścigania (Jeremiasz B. mieszkał w Austrii) i analiza billingów uzyskiwanych od operatorów polskich i austriackich. Dodał, że G. nie przyznaje się do stawianych zarzutów, choć - zeznając w kwietniu 2001 r. przed sądem, który ją wtedy aresztował - powiedziała, że "wykonała prośbę Jeremiasza wyprowadzenia na zewnątrz restauracji Jacka Dębskiego". Kujawski dodał, że w śledztwie wykorzystano także informacje z podsłuchów, jakie założono Jeremiaszowi B.
Jeremiasz B., pseudonim Baranina, był rezydentem gangu pruszkowskiego w Austrii. Zatrzymano go w Wiedniu jeszcze w ubiegłym roku. Będzie on sądzony w Austrii, bowiem na terenie tego kraju miał się dopuścić przestępstwa, czyli zlecenia zabójstwa Dębskiego. Prasa spekulowała, że "Baranina" był już wcześniej znany austriackiej policji, m.in. z handlu narkotykami. W zamian jednak za współpracę z organami ścigania miały one "przymykać oczy" na jego działalność. Do Austrii - w ramach międzynarodowej pomocy prawnej - trafiły już materiały na temat "Baraniny" zebrane przez polską prokuraturę.
W tej sytuacji - śmierci Tadeusza M. i pobytu "Baraniny" w Austrii - jedyną osobą, która odpowie przed polskim sądem w sprawie zabójstwa Dębskiego, będzie Halina G.
Krótko po zabójstwie Dębskiego policja wykluczyła polityczny i towarzysko-obyczajowy motyw zabójstwa. W śledztwie brana pod uwagę była głównie wersja, że Dębski został zastrzelony, bo nie spełnił obietnic danych światu zorganizowanej przestępczości.
"Dębski dużo obiecywał przestępcom - zwłaszcza z +Pruszkowa+. Powoływał się na swoje kontakty w administracji państwowej, mówił, że nie ma dla niego spraw nie do załatwienia. Brał duże zaliczki, które wydawał na wystawne życie" - mówił dzień po zabójstwie pragnący zachować anonimowość informator związany z organami ścigania.
les, pap