"Biznes jest ważny, ale prawa człowieka też". Protest przed ambasadą Chin

"Biznes jest ważny, ale prawa człowieka też". Protest przed ambasadą Chin

Dodano:   /  Zmieniono: 
Portrety Tybetańczyków, którzy podpalili się na znak protestu (fot. PAP/Jacek Turczyk) 
Około 20 osób, w tym mieszkający w Polsce Tybetańczycy, pikietowało ambasadę Chin w Warszawie. Dziś przypada światowy dzień protestu przeciw chińskim represjom w Tybecie.
„Tybet płonie, mówimy »dość«", „Wolny Tybet” – głosiły transparenty. Pikietujący ustawili portrety 20 Tybetańczyków, którzy podpalili się na znak protestu, a spośród których 12 zmarło. Przed zdjęciami stały niewielkie urny owinięte tybetańskimi flagami, na chodniku płonęły dziesiątki zniczy. - Najnowsze doniesienia mówią o kolejnej osobie, która podpaliła się we wschodnim Tybecie. Dzisiejsze czuwanie w intencji tych, którzy poświęcili życie w walce o wolny Tybet, to wspólna akcja światowego Ruchu na rzecz Tybetu, którą poparł też tybetański rząd na emigracji – powiedział Piotr Cykowski z fundacji Inna Przestrzeń.

"Protesty będą trwały"

- Działania, jakie podejmują chińskie wojsko i służba bezpieczeństwa, spowodują tylko większe napięcia i więcej niepokoju. Dopóki żądania wolności religii, wolności Tybetu, powrotu Dalajlamy nie zostaną spełnione, protesty będą trwały – powiedział Yeshi Lhosar. Odczytał też przesłanie lamy, który dokonał samospalenia w styczniu bieżącego roku.

Cykowski wyraził obawę, że kolejne samospalenie kolejnego mnicha w proteście przeciw represjom i torturom „to dopiero początek tego, co będzie działo się w tym roku w Tybecie". Przypomniał, że w 2012 roku przypada setna rocznica uzyskania przez Tybet niepodległości, a w marcu, w rocznicę powstania 1959 r., Tybetański Region Autonomiczny jest zamykany dla turystów. Cykowski mówił też, że stale utrudnia się pracę zagranicznym dziennikarzom, a tych Tybetańczyków, którzy im pomagają np. jako kierowcy, spotykają represje ze strony chińskich władz.

"Wizyta Komorowskiego rozczarowała"

- Będziemy przyglądać się wizytom naszych polityków w Chinach, bo biznes jest ważny, ale prawa człowieka dla Polaków również wiele znaczą – zadeklarował Cykowski. Wyraził rozczarowanie wynikami grudniowej wizyty prezydenta Bronisława Komorowskiego w Chinach. - Naszym zdaniem potencjał tego prezydenta, z tą historią, z tym zapleczem politycznym nie został wykorzystany dla wzmocnienia dialogu na temat praw człowieka. Liczymy, że jednak został zapoczątkowany jakiś dialog – powiedział. Postulował, by w trakcie wizyty szefa MSZ w Chinach „również głos osób zainteresowanych sytuacją praw człowieka był słyszalny".

Ugaszeni trafiają za kraty

W niedzielę Radio Wolna Azja podało, że kolejnych trzech buddyjskich mnichów podpaliło się w ubiegły piątek w prowincji Syczuan na znak protestu przeciwko polityce władz chińskich wobec Tybetu. Jeden z nich zmarł, dwaj są w ciężkim stanie. Obrońcy praw człowieka zwracają uwagę, że samobójstwa przez samospalenie, dawniej niespotykane w Tybecie, to desperacka odpowiedź na represje kulturalne i religijne Pekinu w tybetańskich rejonach Syczuanu. Sytuacja w regionie jest napięta od marca ub. roku, kiedy 20-letni mnich Phuntsok Jarutsang podpalił się w rocznicę pacyfikacji protestów z 2008 r.

Ludzi, którzy dokonują samopodpaleń, chińskie MSZ nazywa terrorystami; jeżeli uda się ich ugasić, trafiają do więzienia. Dalajlama, duchowy przywódca Tybetańczyków żyjący na uchodźstwie w Indiach, potępia samospalenia, zaznaczając, że to brutalna polityka Chin popycha Tybetańczyków do takich kroków. Chiny obwiniają Dalajlamę o podburzanie do samospaleń przez nawoływanie do separatyzmu.

zew, PAP