Ziobryści: minister edukacji kontynuuje tradycję niszczenia systemu

Ziobryści: minister edukacji kontynuuje tradycję niszczenia systemu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Krystyna Szumilas (fot. PAP/Radek Pietruszka)
Posłanka Solidarnej Polski Marzena Wróbel, podsumowując 100 dni urzędowania minister Krystyny Szumilas w resorcie oświaty oceniła, że odpowiada ona za "falę likwidacji szkół". Posłanka krytykowała też minister za zmiany podstawy programowej nauczania w liceach.
Posłanka Wróbel powiedziała, że  Krystyna Szumilas w poprzedniej kadencji rządu Donalda Tuska była w  resorcie oświaty jednym z zastępców ówczesnej minister Katarzyny Hall, w  związku z tym również odpowiada za "dokonania" poprzedniej ekipy. - Z przykrością muszę też stwierdzić, że kontynuuje jednak tradycje niszczenia systemu edukacji, który został zapoczątkowany przez panią minister Hall - mówiła.

"Likwidacja szkół? Edukacja utraci niezbędną bazę"

Zdaniem Wróbel, tym co szczególnie niepokoi po stu dniach urzędowania Szumilas w resorcie edukacji, jest "nasilający się proces likwidacji szkół, w tym także szkół podstawowych". - Ministerstwo do końca nie ma wiedzy, jaką bazą będzie dysponowało w  2014 roku, bo nad procesem likwidacji szkół praktycznie nie panuje. To  jest efekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty z 2009 roku, która w  praktyce odebrała kuratorom wszystkie narzędzia nadzoru nad siecią szkół - uważa Wróbel. Posłanka SP zaznaczyła, że obawy są tym większe, że wraz z likwidacją szkół, edukacja utraci niezbędną bazę, która zostanie przez samorządy lokalne zagospodarowana na inne cele. - Odtworzenie tej bazy będzie później niezwykle kosztowne dla państwa - uważa Wróbel.

Największa wpadka minister edukacji

Jej zdaniem, do likwidacji szkół przyczyniło się także niedoszacowanie subwencji oświatowej. Jako największą "wpadkę" resortu pod kierownictwem Szumilas posłanka określiła wysłanie 6-latków do szkół. - W naszej opinii nie została przygotowana do tej reformy zarówno baza edukacyjna, jak i nauczyciele. Nie wszyscy z nich zostali poddani kursom doskonalącym, co przy zmianie podstawy programowej jest szczególnie niepokojące - mówiła Wróbel. Jej zdaniem, resort oświaty przygotowując reformę nie wsłuchał się w głosy rodziców, którzy protestowali przeciwko zmianom.

Zgodnie z nowelizacją ustawy o systemie oświaty z marca 2009 r., od 1 września 2012 r. obniżony miał zostać wiek rozpoczynania obowiązkowej nauki w szkole z siedmiu do sześciu lat. W styczniu tego roku, po  protestach rodziców, przesunięto jednak o dwa lata - z 2012 r. na 2014 r. - wprowadzenie obowiązku szkolnego dla sześciolatków. Do tego czasu decyzję o rozpoczęciu nauki w szkole podstawowej przez 6-latki będą podejmować rodzice. Oznacza to, że dzieci urodzone w 2008 r. będą pierwszym rocznikiem, który będzie musiał pójść do pierwszej klasy szkoły podstawowej w wieku sześciu lat.

"Problem z 6-latkami w szkole stworzyli rodzice"

Premier Donald Tusk po  spotkaniu z minister edukacji powiedział, że faktyczna likwidacja szkół dotyczy tych placówek, "które de facto od dłuższego czasu nie mają już uczniów". Dodał, że w celu zracjonalizowania sieci szkół w Polsce, poszczególne placówki są łączone lub przekształcane. Szef rządu zwracał też uwagę na wzrost subwencji oświatowej w  ostatnich latach. Podkreślił, że w 2007 r. wynosiła ona 28 mld zł, a w  roku 2011 prawie 38 mld zł. - To jest wzrost gigantyczny, jeśli weźmiemy pod uwagę dodatkowo fakt, że jednak dzieci do szkoły chodzi mniej, a nie więcej - ocenił. Tusk powiedział też, że przesunięcie w czasie wprowadzenia obowiązku szkolnego dla 6-latków było spowodowane, "dość powszechnym, choć może subiektywnym, przekonaniem rodziców, że ani oni, ani szkoły nie są do  tego przygotowane". Dodał, że władza nie może lekceważyć lęku rodziców o  własne dzieci, więc "trzeba więc było trochę więcej czasu także po to, aby rodzice nabywali większej pewności".

"System nie dadzą młodym ludziom możliwości odwrotu"

Wróbel skrytykowała też resort edukacji za  zmiany w podstawie programowej nauczania w liceach. - Chodzi o wczesne profilowanie nauczania. W praktyce ten system nauczania, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, czyli system oparty na nauczaniu poszczególnych przedmiotów, ma się zakończyć na pierwszej klasie liceum, natomiast druga, trzecia klasa liceum, to będą tak zwane zajęcia specjalistyczne, ukierunkowane - mówiła posłanka. W jej ocenie oznacza to, że młody człowiek na dwa lata przed maturą ma określić już kim będzie - humanistą, ekonomistą, matematykiem czy  architektem. - Młodzież bardzo często tuż przed maturą zmieniała swoje preferencje w tej sprawie. Obawiamy się, że przy takiej zmianie podstawy programowej młody człowiek, który tuż przed maturą stwierdzi, że źle wybrał, praktycznie nie będzie miał już drogi odwrotu - mówiła.

Wróbel uważa, że zmiany te mogą skutkować też ograniczeniem treści nauczania w liceach, zwłaszcza niepokojące jest dla niej ograniczenie treści humanistycznych w innych profilach. - Niepokoi nas to, że młody człowiek może nie mieć pełnego obrazu historii Polski i historii literatury polskiej, a to już jest w naszej ocenie groźne także dla  poczucia tożsamości narodowej - podkreśliła Wróbel.

ja, PAP