BOR nie interesował się bezpieczeństwem Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku?

BOR nie interesował się bezpieczeństwem Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tu-154M rozbił się w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku (fot. PRSteam.net/Wikipedia)
Prokuratura badająca działania BOR przed katastrofą smoleńską ocenia, że szef BOR gen. Marian Janicki "nie posiadał podstawowej wiedzy na temat zabezpieczenia wizyty Prezydenta i Premiera w kwietniu 2010 roku w Smoleńsku i w Katyniu". Śledczy przypominają, że w 2007 roku - przed wizytą w Smoleńsku prezydenta Lecha Kaczyńskiego - Rosjanie na wniosek BOR przedłużyli pas startowy lotniska. W 2010 roku kierownictwo BOR uznało, że funkcjonariusze nie muszą się nawet zapoznać z tym jak wygląda lotnisko na którym lądowali polski premier i prezydent.
Prokurator prowadzący sprawę dotyczącą uchybień BOR-u w czasie organizacji wizyt Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego w Katyniu w 2010 roku, wysłał list z najpoważniejszymi grzechami Biura do szefa MSW Jacka Cichockiego, który sprawuje nadzór nad BOR-em. Śledczy zarzucają kierownictwu Biura nie przeprowadzenie rekonesansu w Smoleńsku w 2010 roku. Po katastrofie smoleńskiej gen. Janicki tłumaczył, że BOR-owcy nie mieli kompetencji, by sprawdzać stan lotniska Siewiernyj w Smoleńsku, a poza tym na ich wejście na płytę nie godzili się Rosjanie. Prokuratura przypomina jednak, że w 2007 roku Rosjanie godzili się na rekonesanse lotniska mimo początkowych sprzeciwów, pozwolili funkcjonariuszom sprawdzać stan zabezpieczeń, a nawet zezwolili im na posiadanie broni. Trzy lata przed katastrofą smoleńską Rosjanie wyjaśniali też ze szczegółami, jak będzie lądować Tu 154M z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie.

Strona rosyjska - pod presją BOR-u - zgodziła się wówczas również na wydłużenie pasa startowego na lotnisku w Smoleńsku. BOR ustalił bowiem, że pas lądowania na lotnisku jest za krótki dla Tu-154M.

TVN24.pl, arb