"Nie wiedziałam czy dożyję". Na wizytę u lekarza poczekamy nawet... 4 lata

"Nie wiedziałam czy dożyję". Na wizytę u lekarza poczekamy nawet... 4 lata

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. sxc.hu Źródło:FreeImages.com
Kolejki do lekarzy specjalistów są w Polsce coraz dłuższe. W wielu miastach na wizytę czekać musimy już nie miesiące, a... lata. Wiele lat.
Dane o długości okresu oczekiwania na przyjęcie przez lekarza są dostępne na stronach NFZ. I tak na operację zaćmy trzeba poczekać nawet dwa lata, na wizytę u ortodonty cztery i trzy na rehabilitację. Cztery lata "w kolejce" spędzić trzeba by dostać się do fizjoterapeuty w Ustroniu, prawie dwa lata na endokrynologa w Płocku, rok na... kardiologa w Słupsku. Na przyjęcie na oddział okulistyczny w Gdańsku liczyć można najwcześniej za 1238 dni - niemal cztery lata.

- W jakim my żyjemy kraju?! Przecież to jest skandal, żeby służba zdrowia była na takim poziomie. Ja mam 80 lat. Jak mi kazali przyjść za pół roku, to ja nie wiedziałam czy dożyję. To jest nie do pomyślenia. Przecież to nie znaczy, że starsi ludzie mają umierać - starszych też trzeba leczyć - skarży się w RMF FM staruszka czekająca na wizytę u specjalisty.

- Nie mogłam czekać. Rezonans magnetyczny był potrzebny natychmiast, a mi kazali czekać pół roku. Nie było wyjścia, poszłam prywatnie - dodaje kobieta, która półtora miesiąca temu miała wypadek samochodowy.

Dlaczego kolejki do lekarzy są tak długie? Najczęściej spotykaną odpowiedzią jest brak pieniędzy. Problem jest jednak szerszy - donosi RMF FM. Winna jest również organizacja, a raczej... jej brak. Zintegrowany i spójny system rejestracji po prostu nie istnieje. Każdy pacjent może się wielokrotnie zapisywać na listy oczekujących w wielu placówkach. Oznacza to, że wiele kolejek jest sztucznie "napompowanych", zapisy się dublują. Takim sytuacjom powinien zapobiegać specjalny system, który pokazywałby również, gdzie pacjent czekać będzie najkrócej.

Często powtarza się także sytuacja, w której chorzy trafiają do nieodpowiednich lekarzy. Dodatkowo, co czwarty pacjent mógłby rozwiązać swój problem u lekarza rodzinnego, a mimo to trafia do specjalisty. Kardiolodzy częściej niż leczeniem zajmować się muszą wypisywaniem recept.

Sytuację pogarsza też fakt, że niektórych specjalistów po prostu brakuje. Za mało jest m.in okulistów, gastrologów, endokrynologów a geriatrów... praktycznie wcale nie ma.

mp, RMF FM