Lekarz ze Smoleńska: tam nie było fiołków - jak mam opisywać tragedię?

Lekarz ze Smoleńska: tam nie było fiołków - jak mam opisywać tragedię?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dymitr Książek (fot. Maksymilian Rigamonti dla "Wprost") 
Długo nie pisałem, ale różne czynniki zaistniały w moim życiu i musiałem zebrać myśli, które się trochę porozbiegały - pisze na blogu Dymitr Książek, lekarz Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, który tuż po 10 kwietnia 2010 roku był w Smoleńsku a kilka tygodni temu na łamach "Wprost" opowiadał o kulisach identyfikacji zwłok ofiar katastrofy. Wpis Książka na blogu nosi tytuł "Pa kupa".
Pa kupa – tytuł zaczerpnięty z jednej wypowiedzi mojego 2 letniego synka, żegnającego w sposób emocjonalny różne rzeczy znikające w oddali. Tytuł oddaje to do czego teraz doszedłem

PA KUPA=ROZLICZENIE

Wywiad. Nie będę pisał dlaczego? I po co? Ci co zrozumieli - chwała. Ci, którzy mnie oskarżają, oczerniają, wyzywają - nie żądam od Was zrozumienia, znaczy, że nie jesteście z mojego świata. I Pa, obyśmy nigdy nie musieli się spotkać. Oskarżono mnie o zdradę tajemnicy lekarskiej - niestety zrobili to ludzie, którym ufam, szkoda, że tak się stało, ale… mają prawo do swojego zdania. Tak, żałuję, że z nimi wcześniej nie porozmawiałem, ale i tak bym zrobił to co zrobiłem. Nie oskarżyłem ich, nie mówiłem o nich, ich przeżycia zostawiłem im. Chyba nie zasłużyłem na tak bezpośredni atak.

Dopiero publikacja zdjęć z sekcji jest jawnym naruszeniem wszelkich praw etycznych. Czy moi drodzy koledzy nie powinniście wydać oświadczenia?

Nie uważam, żebym sprzeniewierzył się kodeksowi lekarskiemu. Nie zdradziłem szczegółów, widocznie ludzie nie rozumiejąc kontekstu, chcieli się doszukać takowych i mnie oskarżyć, bo… mam inne zdanie, bo wierzę, że nie można milczeć w tak ważnych sprawach. Pewnie… było drastycznie i miejscami brutalnie, ale tam nie było łąki i  fiołków… Jak mam opisywać rozpacz, mrok i tragedię? Dlaczego mam nie mówić o ludzkich uczuciach? Czy ludzie mają tylko słuchać serialowego pitolenia? Nie jestem bawełniany. Jestem lekarzem (na co dzień obcuję z ludzkimi dramatami, ludzką duszą, która często jest zagubiona, zraniona cierpieniem) i dlatego mówię o śmierci, dlatego dałem znać rodzinom, że chcę mówić o ich zmarłych. To według mnie jest zawarte w kodeksie etyki lekarskiej…- rodziny mają prawo wiedzieć - nasze człowieczeństwo zobowiązuje do dawania świadectw, moje człowieczeństwo zobowiązuje do pomocy drugiemu... Zawsze, nawet na granicy norm społecznych.

Tylko dlaczego zrobiłem to przez media? Bo chciałem dotrzeć do wszystkich. Wybrałem nie "Wprost", tylko Magdę i nie interesowało mnie to, gdzie ona pracuje, nie to się liczy… I… do niektórych trafiłem, wiele dała mi wypowiedź Pani Kurtyki.Ta wypowiedź jest kwintesencją moich rozmów z różnymi ludźmi, którzy mają podobne zdanie. Jednego tylko nie mogę zapomnieć - nie jesteśmy plemieniem żmijowym, jesteśmy ludźmi, każdy z Nas miał inne powody żeby milczeć. Ja doszedłem do tego, że chcę Krzyczeć jak w tytule artykułu pani Kurtyki. Oni nie chcą - i to jest ich święte prawo.

A z mediami jest jak ze Stadionem Narodowym - zasunąć dach w słoneczny dzień, w burzę zostawić otwarty, a murawa jednomeczowa i bajoro.  Zero koncepcji. Temat nie chwycił (ktoś nie chciał żeby chwycił) - forgot about it, zajmijmy się kogo dziś pobił Maserak. Dno.  Dobrze, że w moim życiu zaistnieli Rigamonti - jeszcze wierzę w misję dziennikarską.

A syf wychodzi, pełznie i atakuje… I nadal wielu przechodzi obok

Więcej o Smoleńsku nie będzie.

Wpis można przeczytać na blogu Dymitra Książka.