"Giną świadkowie katastrofy. Nie można mówić o przypadku"

"Giną świadkowie katastrofy. Nie można mówić o przypadku"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wrak Tu-154 po katastrofie (fot. Stauffenberg/Wikipedia)
- Śmierć Remigiusza M. jest kolejnym dowodem na to, że Polska nie zdała egzaminu ani 10 kwietnia 2010 r., ani nie udało jej się to do tej pory - powiedział w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Władysław Protasiuk, ojciec majora Arkadiusza Protasiuka, dowódcy Tu-154 podczas lotu do Smoleńska. Dodał, że śmierć M. jest na rękę wszystkim, którzy chcą aby przyczyny katastrofy smoleńskiej nie zostały wyjaśnione.
- Tych dziwnych zgonów mamy już zbyt dużo, by można było mówić o przypadku. Giną świadkowie i ci, którzy mają jakąś większą wiedzę odnośnie do tej strasznej tragedii, która miała miejsce pod Smoleńskiem. Zastanawiam się, ilu jeszcze niewinnych ludzi musi zginąć, by nasz kraj, nasi rządzący, zrobili wreszcie coś, by bronić swoich obywateli i żołnierzy, a tym samym swojego dobrego imienia - mówił w wywiadzie ojciec pilota. Dodał, że docierają do niego informacje, że wielu spośród pilotów 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego od czasu katastrofy smoleńskiej "żyje w jakimś niezrozumiałym strachu".

Zdaniem Protasiuka nagrania z magnetofonu pokładowego Jaka-40 powinny rzucić nowe światło na katastrofę. Mogą także podważyć tezy MAK oraz tzw. komisji Millera. - Być może nagrania z magnetofonu znajdującego się na pokładzie Jaka-40 brzmią zupełnie inaczej niż zaprezentowane nam zapisy z czarnej skrzynki. To zaś świadczy o tym, że ktoś kłamie, że udostępnione nam nagrania, bo nie dostaliśmy do tej pory należących do nas czarnych skrzynek, są zwyczajnie sfałszowane.- tłumaczył Protasiuk.

Remigiusz M. był technikiem pokładowym rządowego Jaka-40, który 10 kwietnia 2010 roku wylądował na lotnisku w Smoleńsku na około godzinę przed planowanym przylotem Tu-154. Lotnik został znaleziony martwy w nocy z 27 na 28 października. Okoliczności zdarzenia, według prokuratury wskazują na samobójstwo.

"Nasz Dziennika", ml