Kaczyński: jestem przekonany, że to był zamach

Kaczyński: jestem przekonany, że to był zamach

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jarosław Kaczyński (fot. Wprost) Źródło: Wprost
- Te badania, według naszej wiedzy, wykazywały jednoznacznie obecność materiałów wybuchowych. Prokuratura użyła tu bardzo charakterystycznego chwytu. Mówi się coś, co jest zgodne z metodologią przyjętą w prokuraturze - tylko to nie ma wiele wspólnego z prawdą materialną. To pozwala na zakwestionowanie tych faktów - stwierdził Jarosław Kaczyński w audycji "Rozmowa Niezależna" przeprowadzonej przez redakcję "Gazety Polskiej". Prezes PiS odniósł się w ten sposób do oświadczenia prokuratury, która poinformowała, iż "nie stwierdzono obecności trotylu we wraku Tu-154M".
Zdaniem Kaczyńskiego są inne dowody na obecność trotylu we wraku tupolewa. Jako przykład podał badania przeprowadzone w USA, w których stwierdzono obecność trotylu na pasie bezpieczeństwa jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej.

- Muszę się zgodzić z jednym z publicystów, który stwierdził, że to nie jest śledztwo, tylko sprzątanie dowodów - oświadczył prezes Prawa i Sprawiedliwości. - To akcja, która ma na celu ukrycie prawdy, a nie jej ujawnienie. Jest tak wiele przesłanek odnoszących się do tego, że aż wstyd je powtarzać - powiedział Kaczyński. Jak dodał powiedział prok. Szelągowi co myśli na temat prowadzonego przez niego śledztwa.

Kaczyński mówiąc o katastrofie smoleńskiej podkreślił, że jest głęboko osobiście przekonany, iż był to zamach. - Ja nie wiem kto dokonał zamachu, ale jestem głęboko osobiście przekonany, że taki zamach był. To trzeba by było sprawdzić w niezależnym i intensywnym śledztwie - stwierdził Kaczyński.

"Materiały wybuchowe we wraku"

30 października "Rzeczpospolita" napisała, że polscy prokuratorzy i biegli badający wrak Tu-154M w Rosji odkryli na nim ślady trotylu i nitrogliceryny. Wyniki ich ekspertyz od kilkunastu dni ma znać prokurator generalny Andrzej Seremet. Polscy biegli pojechali do Rosji ponieważ ich zastrzeżenia wzbudziła rosyjska ekspertyza pirotechniczna, której nie chcieli podpisać bez ponownego przebadania wraku. Prokuratorzy tłumaczyli, że eksperci z Polski mieli wcześniej do dyspozycji zbyt małą liczbę próbek, by wykluczyć obecność materiałów wybuchowych.

Pierwsze badanie na obecność materiałów wybuchowych dało wynik pozytywny - na 30 fotelach lotniczych znajdują się ślady trotylu oraz nitrogliceryny. Substancje te znaleziono również na śródpłaciu samolotu, w miejscu łączenia kadłuba ze skrzydłem. Ich ilość była bardzo duża. Ślady obecności materiałów wybuchowych nosiły również nowo znalezione elementy samolotu - pisała "Rz".

Prokuratura wojskowa zaprzecza

Płk Ireneusz Szeląg z Naczelnej Prokuratury Wojskowej zaprzeczył doniesieniom "Rzeczpospolitej" jakoby biegli i prokuratorzy stwierdzili obecność trotylu i nitrogliceryny na wraku Tu-154M. - Nie jest prawdą, że na elementach Tupolewa znaleziono ślady trotylu i nitrogliceryny - podkreślił płk Szeląg. Prokurator zaznaczył, że wnioski z działań śledczych w Smoleńsku, jakie przedstawił autor artykułu w "Rzeczpospolitej", może "sformułować jedynie laik".

Szeląg dodał też, iż nie mówił, że na miejscu nie było trotylu lecz tylko że nie stwierdzono jego obecności.

Oświadczenie "Rzeczpospolitej"

"Pomyliliśmy się pisząc dziś  o trotylu i nitroglicerynie. To mogły być te składniki, ale nie musiały. Aby ostatecznie przekonać się, czy to materiały wybuchowe, okazuje się, że potrzeba aż pół roku badań laboratoryjnych. Dopiero wtedy, czyli ponad trzy lata po katastrofie, mamy dowiedzieć się, czy doszło do eksplozji, czy nie" - napisano w oświadczeniu "Rzeczpospolitej".

Redakcja dziennika pyta, dlaczego - jeśli chodzi tylko o cząstki zjonizowane - prokuratura i rząd nie powiadomili opinii publicznej? "Co w tej informacji było tak tajemniczego?" - pyta "Rz". Gazeta chce też wiedzieć, dlaczego prokuratura nie dodała, że z Moskwy przywieziono jedynie odczyty a nie próbki materiałów. Czy teraz - pyta "Rz" - badania będą polegały na sprawdzaniu odczytów, czy znowu na czekaniu na wyniki badań prowadzących w Moskwie?

"Dlaczego wreszcie  prokuratura czekała z podaniem tych informacji do 13.30, w pocie czoła wypracowując staranie swoje stanowisko. Dlaczego dopiero teraz zbadano samolot nowoczesnym sprzętem pirotechnicznym, Rosjanie nie pozwalali, nie było ku temu woli politycznej? Dlaczego wcześniejsze  badania ekspertów uznano za nie wystarczające?" - pyta "Rzeczpospolita" dodając, że na to pytanie prokurator również nie miał jednoznacznej odpowiedzi.

"Teorie o wybuchu na pokładzie bezzasadne"

"Wiemy natomiast, że na wraku odkryto coś, co może być śladem materiałów wybuchowych. To jest pewne" - napisała redakcja "Rz". Jak dodała, nie dowiemy się szybko, czy tak było. Redakcja "Rz" dodała, iż jej zdaniem, sprawdzenie tej informacji powinno być teraz priorytetem komisji, prokuratury i rządu.

"Pisząc to jeszcze raz podkreślamy,  że bezzasadne pozostają teorie o prawdopodobnym wybuchu na pokładzie, ale też w kontekście mnożących się teorii spiskowych, niezrozumiała jest zwłoka i chomikowanie tak ważnych informacji. Które bez naszej publikacji pewnie przez wiele jeszcze miesięcy nie zostałyby ujawnione" - kończy swoje oświadczenie redakcja "Rzeczpospolitej".

Zmiana oświadczenia

Kilka godzin później z oświadczenia redakcji "Rzeczpospolitej" zniknęły słowa o pomyłce. Na stronie dziennika pojawiło się za to wideo, na którym redaktor naczelny gazety Tomasz Wróblewski stwierdził, że "to co było przesłaniem naszej publikacji - że śledztwo się ciągnie i że tak ciężko przychodzi wyeliminowanie tezy o zamachu - pozostaje problemem".

ja, vod.gazetapolska.pl
Ankieta: Czy wierzysz, że w Smoleńsku mogło dojść do zamachu na Tu-154M?