Hajdarowicz: Wróblewski chciał zwolnić Gmyza przed tekstem o trotylu

Hajdarowicz: Wróblewski chciał zwolnić Gmyza przed tekstem o trotylu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Grzegorz Hajdarowicz (fot.Wprost) 
Wydawca "Rzeczpospolitej" Grzegorz Hajdarowicz w rozmowie z TVP przyznał, że był zaskoczony tym, iż były już redaktor naczelny dziennika Tomasz Wróblewski uwierzył Cezarowi Gmyzowi w zapewnienia, że tekst o trotylu odkrytym na wraku Tu-154M jest dobrze udokumentowany, ponieważ jeszcze przed publikacją tekstu Wróblewski chciał zwolnić Gmyza. Hajdarowicz dodał, że już po publikacji artykułu i zdementowaniu podanych w nim informacji przez prokuraturę Gmyz w rozmowie z nim "opowiadał takie bzdury, że nie wierzył własnym uszom, że to mówi redaktor z wieloletnim doświadczeniem".
Hajdarowicz dodał, że Tomasz Wróblewski chciał zwolnić Cezarego Gmyza od 12 października, a więc przed publikacją tekstu o trotylu. - Wypowiedzenie dla dziennikarza Wróblewski podpisał 12 października - wyjaśnił wydawca.

"Wróblewski zachował się jak człowiek bez honoru"

Właściciel "Rzeczpospolitej" pytany o to czy redaktor naczelny powinien publikować tekst o takim znaczeniu dostarczony przez osobę, którą chciał dwa tygodnie wczesniej zwolnic powiedział, że "na spotkaniu z radą nadzorczą Tomasz Wróblewski w obecności sześciu osób powiedział, patrząc nam w oczy, że został oszukany przed redaktora Gmyza, że jest to największe oszustwo, jakie dokonano na nim w jego dorosłym życiu". Dodał jednak, że Wróblewski zachował się "nieodpowiedzialnie". - Myślę, że to Tomasz Wróblewski powinien 5 listopada sam złożyć rezygnację i zachować się jak człowiek honoru. A zachował się jak człowiek bez honoru - dodał Hajdarowicz.

"Wróblewski po prostu mnie okłamał"

W momencie kiedy w nocy z 29 na 30 października zarząd "Rzeczpospolitej" naradzał się nad publikacją artykułu Wróblewski "wobec dwóch pozostałych członków zarządu po prostu okłamał" Hajdarowicza. - Powiedział, że tekst jest niegotowy, nie ma tytułu i ciągle grupa dziennikarzy pracuje nad tekstem. Wyszedł ode mnie około godziny 00.50, a z tego, co sprawdziliśmy, to pierwsza strona do druku została wysłana 00.46, czyli zanim wyszedł ode mnie. Więc oszukuje teraz ludzi, opowiadając, że ja dałem mu zgodę. On w ogóle na tę decyzję nie czekał, podjął decyzję parę godzin wcześniej o druku - wyjaśnił kulisy decyzji o publikacji tekstu właściciel dziennika.

Cezary Gmyz nie pokazał dowodów

- Cezary Gmyz nic nie przyniósł. Bo mógł przynieść równie dobrze zalepioną kopertę i powiedzieć, że zgodnie z prawem prasowym pokaże ją tylko redaktorowi naczelnemu. Też tego nie zrobił. Jest prawo prasowe, są relacje między wydawcą a dziennikarzem. Jeżeli redaktor naczelny by to potwierdził, to nie miałbym innego wyjścia jako wydawca. Natomiast [Gmyz - red.] nawet się o to nie pofatygował - powiedział Hajdarowicz o zachowaniu autora artykułu.

"Graś i Hajdarowicz siedzieli w jednej ławce. Dzwoniłem jak do kolegi"

Właściciel "Rzeczpospolitej" ujawnił także powody nocnego spotkania z rzecznikiem rządu Pawłem Grasiem [w noc przed publikacją tekstu o trotylu - red.]. - Pawła Grasia znam od 1984 r., razem spotkaliśmy się chyba na pierwszych wykładach na Uniwersytecie Jagiellońskim, studiowaliśmy prawo. Była duża grupa, od A do H. Więc Graś i Hajdarowicz siedzieli w jednej ławce. Dzwoniłem do niego jak do kolegi przerażony tym, co zobaczyłem, tym, że może to być jakaś wielka manipulacja, jakichś - nie wiem - może obcych służb, nie wiem kogo - wyjaśnił Hajdarowicz. Później jednak dodał, że w taką manipulację nie wierzy.

arb, ml, Gazeta Wyborcza