Poparzone skarżą (aktl.)

Poparzone skarżą (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Białymstoku rozpoczął się proces lekarki i fizyka z Ośrodka Onkologicznego oskarżonych o ciężkie poparzenie 5 pacjentek podczas radioterapii.
Zdarzenie miało miejsce w lutym 2001 r. Awarii uległ w szpitalu stary, już wcześniej psujący się aparat do naświetlań "Neptun". Pięć kobiet, które poddano zabiegom doznało ciężkich obrażeń i  trudno gojących się ran. Ich skomplikowane leczenie trwa do dziś. Dwie z nich przeszły leczenie we Francji.

Do sądu przyszły cztery poszkodowane kobiety, które występują w  procesie w charakterze oskarżycieli posiłkowych. Piąta jest nieobecna ze względu na stan zdrowia.

Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku - z długimi przerwami m.in. ze względu na stan zdrowia poszkodowanych kobiet - toczą się cywilne proces wytoczone Szpitalowi Onkologicznemu przez wszystkie poparzone kobiety o wysokie odszkodowania.

Po chwilowym zaniku prądu aparat w żaden sposób nie wskazał, że doszło do awarii skutkującej podaniem innej, niż zalecana, dawki promieniowania - bronił się przed sądem fizyk z Białostockiego Ośrodka Onkologicznego. Aparat ma układ elektroniczny, który powinien świeceniem diody zasygnalizować, że dawka promieniowania jest inna od zalecanej.

Oskarżony mówił też, że po zaniku napięcia rutynowo regulował wiązkę promieni, przekręcając śrubokrętem odpowiednią śrubkę. W tym czasie jedna z pacjentek była naświetlana. "Cieszę się, że to zrobiłem, bo gdybym tego nie zrobił promienie mogłyby zadziałać jak piła, jak siekiera, a tak zostały równomiernie rozłożone" - powiedział Jarosław B. Przyznał, odpowiadając na pytanie prokuratora, że robił to "na chybił trafił" i że mogło się to równie dobrze nie udać. Ufał swemu doświadczeniu, bo przy Neptunie pracował od 17 lat.

Według niego awarie, do których był wzywany, zdarzały się średnio raz w miesiącu. "Sto razy było tak samo. Nie było powodu nie wierzyć maszynie. Problem jest w tym, że Polska jest biednym krajem. Na  Zachodzie akceleratory pracują przez 6 lat, a u nas 10. Ten pracował 17 lat".

Dopiero po wypadku zostały wypracowane ogólnopolskie normy postępowania z aparatami po awariach. "To był stan ogromnej awarii. Nigdzie się to dotąd jeszcze coś takiego nie zdarzyło" -  mówił oskarżony.

Oskarżona lekarka podkreślała, że jest jej przykro, iż pacjentki zostały narażone na cierpienia psychiczne i fizyczne. Twierdzi, że obsługa aparatu wezwała ją, bo była w najbliższym pokoju, ale nie ona była tzw. lekarzem prowadzącym.

Oceniła, że zaczerwienienia na skórze u obu kobiet, które widziała, to zwykły objaw po naświetlaniu. Gdy zobaczyła trzecią pacjentkę, podjęła jednak decyzję o wyłączeniu aparatu i  zaprzestaniu naświetlań. Zdecydowała tak, bo zaniepokoiło ją zbyt duże zaczerwienienie, którego przy zaleconej dawce być nie  powinno. Jak mówi, zaufała wezwanemu do aparatury współoskarżonemu technikowi-fizykowi, który powiedział jej, że z  urządzeniem wszystko w porządku, dlatego zabiegi kontynuowano.

Powołując się na protokoły pokontrolne po wypadku, m.in. wykonane przez Państwową Agencję Atomistyki, oskarżona lekarka Jolanta Sz. mówiła, że aparat Neptun nie sygnalizując niczego na wskaźnikach, emitował wyższą dawkę promieni niż wskazywał.

"Aparat był wyeksploatowany, ale mieliśmy zapewnienia producenta, że pracuje bez zarzutu" - mówiła Jolanta Sz. Od 2000 r. szpital nie miał jednak z producentem Neptuna umowy na jego serwis, o co lekarka wnioskowała. Jak zauważył prowadzący sprawę prokurator, taki obowiązek dla wszystkich szpitali minister zdrowia wprowadził dopiero od tego roku i to po białostockim wypadku. Szpital też wielokrotnie - bez efektów - czynił starania o wymianę tego często psującego się sprzętu.

Oboje oskarżeni mówili, że polski producent Neptuna nie dał wiary ich późniejszym wyliczeniom na temat dawki, jaką mogły dostać poparzone pacjentki, bo tłumaczono, że jest to nierealne i niemożliwe. Wyliczyli oni, że kobiety mogły dostać 7,2-9,4 tys. centygrejów, podczas gdy normalnie było to 150-200 centygrejów. Dane te za wiarygodne uznali natomiast specjaliści z Międzynarodowej Agencji Atomistyki w Wiedniu.

sg, pap