Witaj nam 2003!

Dodano:   /  Zmieniono: 
Miłościwie panujący nam od kilkunastu godzin Nowy Rok 2003 Polacy witali jak co roku, w domach, na balach, na świeżym powietrzu. Niektórzy potraktowali go z góry...
Na wysokości ponad 1987 metrów n.p.m. w Wysokogórskim Obserwatorium Meteorologicznym na Kasprowym Wierchu w Tatrach witała Nowy Rok Monika Janocik z grupką kolegów z pracy i przyjaciół. Był to najwyższy w Polsce punkt, w jakim spędzano sylwestrową noc.

Pani Monika tej nocy prowadziła dyżur meteorologiczny. Dyżury na Kasprowym Wierchu pełnione są zwykle przez jedną osobę, ale w sylwestra wolny od pracy personel obserwatorium ma w zwyczaju odwiedzać dyżurnego obserwatora, aby nie spędzał tej nocy samotnie.

W noc sylwestrową na szczycie odnotowano 14 stopni mrozu. Niebo było bezchmurne, a bardzo dobra widoczność - sięgająca 50 km - pozwalała podziwiać z Kasprowego Wierchu fajerwerki nad prawie całym Podhalem.

28 m niżej - w restauracji przy górnej stacji kolei linowej na Kasprowym Wierchu na balu Nowy Rok powitało kilkadziesiąt osób, które wjechały na szczyt we wtorek wieczorem specjalnym kursem kolejki, która w inne dni roku o tak późnej porze już nie kursuje. Restauracja na Kasprowym Wierchu położona jest na wysokości 1959 m n.p.m. W Nowy Rok goście zjeżdżają ze szczytu do Zakopanego kolejką. Przed laty jednak silny wiatr unieruchomił w pierwszym dniu roku kolejkę na Kasprowy Wierch i gości w strojach balowych trzeba było sprowadzać ze szczytu po śniegu i lodzie. Po tym incydencie przez dłuższy czas nie organizowano zabaw sylwestrowych na Kasprowym Wierchu.

W górach witano też nowy rok w schroniskach tatrzańskich. Tam jednak, aby wziąć udział w zabawie, trzeba było dojść na własnych nogach, z plecakiem, w dobrym ubraniu i najlepiej w rakach na  butach, bo szlaki były bardzo oblodzone.

Kilka tysięcy osób bawiło się w Zakopanem "pod chmurką" przy ponad 10-stopniowym mrozie na imprezie zorganizowanej przez władze miasta na Równi Krupowej, czyli miejskiej łące w centrum miasta, oraz - na tradycyjnie obleganych w sylwestra - Krupówkach.

Pół godziny przed północą w Zakopanem i okolicach doszło do pierwszego urazu spowodowanego eksplozją petardy i  pożaru wywołanego przez racę świetlną. Dyspozytornia pogotowia ratunkowego po godz. 23. nie dysponowała żadnym wolnym ambulansem -  wszystkie były w rozjazdach.

Tadeusz Dzik, adwokat z Gdyni, tradycyjnie już od kilkudziesięciu lat wita Nowy Rok z wyższej z Wież Kościoła Mariackiego razem z krakowskim hejnalistą i co roku w tym celu przyjeżdża do Krakowa w Sylwestra.

"Urodziłem się w Krakowie, tu się wychowałem i skończyłem Uniwersytet Jagielloński. To jest moje miasto, dlatego tu przyjeżdżam. Nie będzie mnie tylko wtedy, kiedy umrę"- powiedział.

Wieża hejnałowa ma 81 metrów wysokości. Aby dotrzeć do stanowiska hejnalistów, trzeba pokonać prawie 240 krętych i stromych schodów.

W tym roku na hejnalicy było jednak wyjątkowo tłoczno: przyszli znajomi, emerytowani strażacy i dziennikarze. Były życzenia i  noworoczny toast.

"To już tradycja, że pan Tadeusz jest z nami w Sylwestra. Można powiedzieć, iż jest to przypisane do naszych i jego obowiązków. Jak co roku atmosfera panująca na dole na Rynku udziela się także tu na górze" -  mówił starszy strażak Jan Sergiel, który pełnił dyżur.

Mimo tej niezwykłej atmosfery, hejnał rozlegał się nad Krakowem jak zwykle - obwieszczając północ, a potem kolejne godziny Nowego Roku.

Na dole pod wieżą nad krakowskim rynkiem, gdzie Nowy Rok witało około 90 tys. osób, o północy rozbłysło blisko 3,5 tys. fajerwerków. Uczestników zabawy, nie zniechęcił nawet 14-stopniowy mróz.

Publiczność, zgromadzoną pod sceną przy kościele św. Wojciecha, rozgrzał DJ Adamus, a później wystąpiły zespół Blue Cafe oraz  Kasia Kowalska. Po drugiej stronie Sukiennic, pod Wieżą Ratuszową umieszczony był telebim, aby koncert mogli zobaczyć wszyscy chętni. Ludzie tańczyli i przechadzali się po Rynku w małych karnawałowych czapeczkach i czapkach św. Mikołaja. O północy na Rynek tradycyjnie już wylegli goście z kawiarni, restauracji i pubów, by  wspólnie z innymi przywitać Nowy Rok. W tym roku zakazano wnoszenia na rynek alkoholu i materiałów pirotechnicznych. Mimo to już w trakcie koncertu w różnych punktach placu i na okolicznych ulicach strzelały fajerwerki i odpalane były świetlne race.

W Lublinie nadejście 2003 roku wraz z życzeniami od prezydenta miasta obwieścił kilku tysiącom mieszkańców, zebranym na Placu Litewskim i deptaku w centrum miasta klikon, czyli miejski krzykacz, ubrany w barwny strój nawiązujący do średniowiecznej tradycji.

"Mieszczanie królewskiego grodu Lublina! Zatrzymajcie się i  posłuchajcie! Nadszedł Rok Pański 2003, który jest trzecim rokiem pierwszego stulecia, trzeciego tysiąclecia!" - krzyczał lubelski klikon.

Wcześniej jednak o północy strzeliły korki od szampana, a trębacz odegrał hejnał miasta.

W rolę miejskiego krzykacza od wielu lat przy różnych uroczystościach wciela się znany w Lublinie społecznik Władysław Stefan Grzyb. Pierwszy tradycyjny strój klikona ufundowało mu angielskie miasto Dartmouth w 1997 roku, gdy został mianowany honorowym zamorskim członkiem Gildii Angielskich Krzykaczy Miejskich.

"Staram się przywracać dawne tradycje. W Europie jest to  bardzo popularne. Jako krzykacz już jestem zintegrowany ze  strukturami europejskimi, bo przed kilkoma miesiącami zostałem przyjęty do Gildii Krzykaczy Miejskich Kontynentu Europejskiego" -  powiedział Grzyb.

Główną atrakcją dla witających w mroźną noc Nowy Rok łodzian był koncert Oddziału Zamkniętego i pokaz sztucznych ogni tuż po północy. Kilka tysięcy mieszkańców tego miasta uczestniczyło w sylwestrze zorganizowanym na Placu Wolności przez władze Łodzi i Fundację Ulicy Piotrkowskiej.

Główną scenę, na której odbywały się występy zespołów muzycznych ustawiono pod pomnikiem Tadeusza Kościuszki. Po  południu, we wtorek, odbył się tam "Sylwester dla najmłodszych" -  podczas imprezy wystąpiły zespoły dziecięce, przygotowano również zabawy i konkurs dla dzieci.

Przed północą dorosłą publiczność rozgrzewało kilka zespołów muzycznych. Odbyły się również wybory Miss Sylwestra 2002/2003.

A po imprezie na ulicy zostały tylko puste butelki i spalone race...

em, pap