Oralne molestowanie

Oralne molestowanie

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Polski lotnik poleci nawet na drzwiach od stodoły" -  politycy słownie molestujący słuchaczy wygrywają z pytiami i złośliwcami. Konkurs Srebrne Usta "Trójki" i "Wprost":
Polski lotnik, jak trzeba będzie, to poleci nawet na drzwiach od stodoły - powiedział Bronisław Komorowski, minister obrony w rządzie Jerzego Buzka. Dziś Komorowski jest faworytem w plebiscycie Srebrne Usta radiowej Trójki i tygodnika "Wprost". "Drzwi od stodoły" zrobiły taką karierę w mediach, jak kilka lat temu "mężne serce w prężnej piersi" Leszka Millera (tak mówił o Aleksandrze Jakubowskiej). W Stanach Zjednoczonych George W. Bush bawi sentencjami w rodzaju: "człowiek i ryba potrafią żyć w pokojowej koegzystencji". Koloryt językowy przysparza Bushowi (jak niegdyś Lechowi Wałęsie) sympatii ogółu. Zwykłym ludziom łatwiej się z nim identyfikować.

- Politycy szukają krótkich, dosadnych sformułowań, brutalnych określeń. Żeby zdobyć 20 sekund na ekranie, trzeba być oryginalnym - mówi dr Katarzyna Mosiołek-Kłosińska, która zajmuje się językiem polityki ostatniej dekady. Posługiwanie się bon motami wymusza na politykach rynek. Bez tego nie mają czego w polityce szukać, a przynajmniej bardzo pomniejszają swoje szanse na sukces.

Sposób pierwszy - na seks

Najczęściej politycy przyciągają uwagę skojarzeniami seksualnymi. "Na mojej wypowiedzi zaważyły kontakty niemalże codzienne i conocne z rządem. (...) Były to jednak stosunki nie spełnionych nadziei. Powiem więcej, nie wykorzystanych szans" - mówił w grudniu 1991 r. poseł Jan Rulewski. "Gdyby te posłanki skierować do pracy w przemyśle zbrojeniowym... Już widzę, jak lufy czołgów prężą się na widok Oli Jakubowskiej" - stwierdził wiosną ubiegłego roku Jacek Piechota, wówczas minister gospodarki, po pokazie mody, na którym posłanki prezentowały śmiałe kreacje. W erotycznych aluzjach celował Bill Clinton (zaniechał ich po aferze z Moniką Lewinsky). Aluzje erotyczne to jednak broń niebezpieczna: łatwo popaść w rubaszność lub obrazić publiczność - jak zdarzyło się Władimirowi Żyrinowskiemu, który powiedział w parlamencie: "Duma musi p... ustawę".

Polscy politycy mniej lub bardzie nieudolnie próbują naśladować erotycznie nacechowane powiedzonka Leszka Millera z czasów, gdy jeszcze nie był premierem. "Panie marszałku, Wysoka Izbo! Na wstępie bardzo chciałbym podziękować paniom z Platformy Obywatelskiej, które darzą mnie szczególną sympatią i które stymulują moją męskość" - przemówił do opozycji były minister zdrowia Mariusz Łapiński. "Jeżeli rząd popadł w takie podniecenie, że ręce wsadza wam w kieszenie, jeżeli uprawia molestowanie fiskalne podatnika, to jedną ręką łapcie się za kieszeń, w której trzymacie portfel, a drugą ręką walcie go za to molestowanie po łapach! Zrozumieją! Zrozumieją!" - wzywał z trybuny prawicowy poseł Ludwik Dorn (PiS).

Sposób drugi - na patos

"Polska ginie" - mówią politycy w swoich wystąpieniach niemal tak często, jak często wspominają o umierającym polskim rolniku, górniku, pielęgniarce czy nauczycielu. Tego typu określenia to hiperbole, czyli stylistyczna przesada. Są one ulubionym środkiem wyrazu radykalnej prawicy i Samoobrony. To przedstawiciele tych ugrupowań (szczególnie często Andrzej Lepper i Stanisław Łyżwiński) mówią o "zbrodni na narodzie polskim", "bandytach gnębiących naród" czy "polityce eksterminacji narodu". Patos, który pojawia się w tych wypowiedziach, działa jak spoiwo wspólnoty podobnie myślących. Partie walczące o utrzymanie się na scenie politycznej zawsze będą operować przesadnymi określeniami, dramatycznymi skojarzeniami, na przykład z Holocaustem.

Sposób na patos jest częścią populistycznej retoryki. Językoznawcy mówią, że w tej retoryce dominuje tzw. kod prosty. Stosuje go często Andrzej Lepper. - Mówi z przekonaniem, nie traci języka w gębie, potrafi się zwrócić do sali. Ale nie jest elegancki - ocenia prof. Jerzy Bralczyk, językoznawca. - Według Basila Bernsteina, który stworzył pojęcia kodu prostego i złożonego, ludzie wykształceni odbierają obydwa. Niewykształceni - tylko kod prosty. Niemiecka telewizja przejęła z tej teorii zasadę dziesięciu słów: zdanie nie może być dłuższe, w przeciwnym razie staje się niezrozumiałe dla większości - tłumaczy dr Radosław Pawelec, leksykolog.

Sposób trzeci - na kwiecistość

Wielu polityków stosuje w wypowiedziach bogatą ornamentykę. Dobrym przykładem takiego mówcy jest Aleksander Kwaśniewski. - Prezydent wygłasza mowy poważnym, sprawnym językiem o bogatym słownictwie, umiejętnie akcentuje, używa kwiecistego stylu. Był mówcą zbyt gładkim, teraz jest bardziej wyrazisty. Przebojem ostatnich dni stał się komentarz prezydenta do ustawy o biopaliwach: "Samochody jeżdżą na benzynę, a nie na większość" - mówi prof. Bralczyk. Z kwiecistego stylu korzysta też Józef Oleksy. Niekiedy jego wystąpienia przypominają przemówienia kaznodziei. Dlatego sejmowi adwersarze nadali mu przydomek proboszcz. Stylem kwiecistym posługuje się również Marek Borowski, marszałek Sejmu. Z kolei wicepremier Jarosław Kalinowski kwiecistość czerpie z przedwojennej retoryki ludowców, szczególnie Wincentego Witosa i Macieja Rataja. W tym stylu wypowiadają się także Ludwik Dorn (PiS) oraz Zyta Gilowska i Elżbieta Radziszewska (PO).

Sposób czwarty - na złośliwość

Mistrzem złośliwych uwag i replik był Leszek Miller, zanim został premierem. Zwykle przedstawiał adwersarza jako osobę, która sama sobie szkodzi i nie zdaje sobie z tego sprawy. Złośliwość jest też atrybutem wystąpień Jana Marii Rokity (PO). - Rokita jest niepopularny, bo jest złośliwy nie tylko wobec oponentów, ale i wobec szerokiego audytorium. A obowiązkiem mówcy jest lubić słuchaczy. On nadużywa erudycyjnej złośliwości, lubi okazywać przewagę nad słuchaczami - twierdzi profesor Bralczyk. Złośliwe uwagi wypowiadają też często Jarosław Kaczyński (PiS), Roman Giertych (LPR), Ryszard Kalisz (SLD), Ludwik Dorn (PiS).

Aleksandra Zawłocka

O tych i kolejnych sposobach czytaj w najnowszym, 1052 numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 20 stycznia.