"Porównując do ubiegłorocznych zawodów Pucharu Świata w skokach, tegoroczne były niewątpliwie dużo lepiej zorganizowane. Z kolei reakcje kibiców były niepowtarzalne. Uczestniczyłem w wielu mistrzostwach oraz Pucharach Świata i muszę powiedzieć, że takiej atmosfery nie było nigdzie. To nie była atmosfera imprezy o charakterze narciarskim, ale wręcz wielkiego widowiska, np. przypominająca to, co dzieje się na stadionach piłkarskich" - ocenił Włodarczyk.
Niestety, nie obyło się bez pewnych potknięć. Komitet organizacyjny imprezy przyznaje, że grupa kibiców, mimo posiadania biletów, nie weszła na trybuny. "Był taki moment, że wejście do jednego z sektorów zostało zablokowane przez dużą liczbę osób. Z tego powodu na pewien czas przerwano wpuszczanie widzów i skierowano ruch do innego sektora. Być może jakieś osoby zniechęciły się i wycofały. Zupełnie niepotrzebnie, bo później znów można było wejść na stadion" - twierdzi Włodarczyk.
"To jest problem, który będzie istniał póki skocznia w całości nie zostanie ogrodzona i nie powstaną tam automatyczne bramki do poszczególnych sektorów z hologramowymi czytnikami biletów. PZN wraz z Centralnym Ośrodkiem Sportu planuje zrealizować ten projekt w przyszłym roku" - dodał prezes PZN.
Do poniedziałkowego popołudnia organizatorzy nie otrzymali żadnych skarg od zawiedzionych kibiców. "Zapadła decyzja, że wszyscy, którzy nie weszli na stadion i mają bilety z kuponem kontrolnym, mogą odebrać pieniądze za wejściówki w punktach ich sprzedaży. To jest oficjalne oświadczenie organizatorów imprezy" - powiedział rzecznik zawodów PŚ w Zakopanem Jerzy Zakrzewski.
Według ustaleń dziennikarzy, kibice jednak mogą mieć z tym problem, bo niektóre osoby nie przedostały się na trybuny przez bramki przy sektorach już po tym, jak ich bilety skasowano na wcześniejszych punktach kontrolnych.
sg, pap