Pacjent: mam zawał. Pielęgniarz: może sam minie

Pacjent: mam zawał. Pielęgniarz: może sam minie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prof. Kosewski czekał z zawałem trzy i pół godziny w szpitalu (fot. sxc.hu)Źródło:FreeImages.com
72-letni prof. Marek Kosewski trafił 26 października do szpitala, z objawami zawału serca. EKG zrobione mu w karetce wykazało, że mężczyzna rzeczywiście doznaje zawału. Prof. Kosewski trafił więc do Szpitala Wolskiego, posiadającego pracownię kardiologii inwazyjnej. A w szpitalu 72-latkowi kazano... czekać - informuje "Gazeta Wyborcza".
Po tym jak EKG wykonane prof. Kosewskiemu w szpitalu potwierdziło, że przechodzi on zawał, diagnozę tę potwierdził lekarz po czym... przez godzinę nikt nie interesował się 72-latkiem. Kiedy prof. Kosewski wezwał pielęgniarza ten zapewnił, że wszystko odbywa się zgodnie z procedurami, a ból, który czuje mężczyzna jest czymś normalnym w przypadku zawału. Pielęgniarz dodał, że potrzebne jest kolejne badanie krwi, które pozwoli sprawdzić czy poziom troponiny - hormonu wydzielanego w czasie zawału - wciąż rośnie, bo gdyby zaczął się obniżać oznaczałoby to, że zawał... sam mija.

Prof. Kosewski czekał jeszcze dwie i pół godziny po czym, gdy zobaczył lekarza, przypomniał mu, że ma zawał. Wtedy okazało się, że wyniki badania krwi pacjenta są gotowe od... dwóch godzin i wskazują na bardzo wysoki poziom troponiny. Pacjentowi jeszcze raz wykonano EKG (lekarz tłumaczył, że "musi mieć EKG w dokumentacji") i wysłano go na kardiologię. Tam wykonano zabieg wszczepienia stentów do tętnic, który jednak - jak się okazało - był spóźniony. Z powodu długiego oczekiwania na zabieg połowa mięśnia sercowego  obumarła.

- Mam wrażenie, że na tym oddziale procedurę rozumie się jako coś, co chroni od odpowiedzialności. Decyzję zostawia się matce naturze, czekając, czy zawał rozwinie się, czy nie - oburza się dziś prof. Kosewski.

arb, "Gazeta Wyborcza"