Polski sektor, rotacyjne dowództwo

Polski sektor, rotacyjne dowództwo

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozważany jest udział wojsk niemieckich i duńskich w polskim sektorze stabilizacyjnym w Iraku pod rotacyjnym dowództwem.
Najpierw dowództwo sprawowałby Polak, a potem, na zasadzie rotacji, oficerowie z Danii i Niemiec - mówił po rozmowie z szefem Pentagonu Donaldem Rumsfeldem przebywający w Waszyngtonie minister obrony narodowej Jerzy Szmajdziński.

Byłoby to rozwiązanie organizacyjne, takie samo jak w polsko-duńsko-niemieckim korpusie NATO, przy czym jest możliwe, że w polskim sektorze stabilizacyjnym w Iraku stacjonowaliby tylko niemieccy dowódcy. Udział wojsk niemieckich w  misji w Iraku stoi bowiem pod znakiem zapytania. Minister obrony Niemiec Peter Struck powiedział w niedzielę, że jego kraj nie  planuje wysłania wojsk do Iraku.

Wcześniej polski minister powiedział "Washington Times", że Polska pragnęłaby, żeby wojska niemieckie i duńskie wsparły jej siły stabilizacyjne w Iraku w polskim sektorze, ale pod dowództwem polskiego generała. Wyraził nadzieję, że pod dowództwem Polski znajdzie się dywizja w sile około 7 tys. żołnierzy, z czego 1500-2200 (a więc w przybliżeniu jedna brygada) będą stanowić oddziały polskie.

"Chcielibyśmy mieć niemieckie oddziały. Wtedy mielibyśmy gotową strukturę dowództwa. Jestem pewien, że USA byłyby tym zainteresowane" - cytuje waszyngtoński dziennik ministra obrony narodowej Jerzego Szmajdzińskiego. Oprócz oddziałów niemieckich i duńskich w skład sił "polskiego" sektora mogłyby wchodzić także żołnierze innych państw, m.in. bułgarski batalion w sile 480 żołnierzy - zapowiedział bułgarski minister obrony Nikołaj Swinarow. Jednostka ma być gotowa do wyjazdu w połowie czerwca.

Polska obejmie najprawdopodobniej dowództwo jednego z czterech wojskowych sektorów stabilizacyjnych w Iraku, północny albo tzw. górno-południowy, między Bagdadem a Basrą.

Niemcy razem z Francją, Rosją i kilkoma innymi krajami europejskimi nie poparły wojny w Iraku i ich stosunki z Waszyngtonem są napięte.

Siły stabilizacyjne mają wkroczyć do Iraku w lipcu. Polska planuje, że jej wojska będą tam stacjonowały co najmniej przez rok, przy czym po sześciu miesiącach nastąpiłaby ich wymiana.

Kandydatem na dowódcę polskiego sektora w Iraku jest zastępca dowódcy Wojsk Lądowych generał dywizji Andrzej Tyszkiewicz, który przez kilka lat był szefem Polskiego Zespołu Kontaktowego, a potem szefem Narodowego Przedstawicielstwa Wojskowego przy Kwaterze Głównej Sił Zbrojnych NATO w Europie (SHAPE).

Rola Polaków polegałaby na ochronie najważniejszych ujęć wody, obiektów energetycznych, głównych węzłów łączności i komunikacji oraz na tworzeniu władzom miejscowym warunków do działania.

Koszty udziału w zarządzaniu strefą stabilizacyjną szacuje się na  kilkadziesiąt milionów dolarów. Polska musiałaby ponieść ich część związaną z wysłaniem kontyngentu - byłyby to głównie wydatki na dodatkowe świadczenia, szczepienia i ubezpieczenia żołnierzy - licząc, że Stany Zjednoczone uczestniczyłyby w  kosztach przerzutu i utrzymania jednostek w Iraku oraz w kosztach doposażenia jednostek w środki transportu i łączności.

Temat udziału wojsk polskich w misji stabilizacyjnej w Iraku będzie prawdopodobnie dominował w rozmowach w Waszyngtonie ministra spraw zagranicznych Włodzimierza Cimoszewicza. We wtorek spotyka się on z sekretarzem stanu Colinem Powellem, a w środę z wiceprezydentem Richardem Cheneyem.

em, pap