"Zapanował chaos, bo wspieraliśmy zwolenników Bandery"

"Zapanował chaos, bo wspieraliśmy zwolenników Bandery"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mateusz Piskorski (fot. Réseau Voltaire [CC-BY-SA-3.0] via Wikimedia Commons) 
Ja nie jestem reprezentantem żadnych oficjalnych struktur, żadnych organów władzy w Polsce, w związku z tym czuje się jako wolny obywatel upoważniony do wypowiadania swoich własnych poglądów. Nie jestem zobowiązany do powtarzania stanowiska i popierania stanowiska polskiego MSZ. - mówił na antenie RMF FM Mateusz Piskorski, szef kontrowersyjnej grupy tak zwanych "niezależnych obserwatorów" referendum na Krymie.
- Lufy czołgów i lufy karabinów rosyjskich w dzień referendum nie były widoczne -uspokajał Piskorski, pytany o "ideał demokracji", jaki na Krymie "zapewniły" wojska prorosyjskie.

- Sam przebieg głosowania był zgodny z prawem ustanowionym przez Radę Najwyższą Krymu. Tylko to mogą obserwatorzy oceniać. Nie mogą oceniać ogólne sytuacji politycznej. - Mówił Piskorski, tłumacząc ponadto, że nie można wyrażać jednoznacznych osądów względem na przykład porwań i zniknięć opozycjonistów referendum na półwyspie, gdyż bardzo aktywnie "funkcjonuje na Krymie Refat Czubarow, szef Medżlisu Tatarów krymskich".

Zdaniem Piskorskiego, najłatwiej posługiwać się "argumentami jednej tylko ze stron" i stereotypami typu "źli Rosjanie". Jego działania w opinii samego zainteresowanego służą wznieceniu choćby "minimalnej dyskusji" i zaprzestaniu powtarzania "obiegowych opinii" na temat tego, co się dzieje na Ukrainie.

Piskorski na antenie RMF tłumaczył, iż organizacja niezależnych obserwatorów, do której należał, ma swoją siedzibę w Brukseli i "absolutnie nie jest finansowana przez Rosję". Mimo, iż 7 lat temu Piskorski był posłem, dziś działa jako niezależna osoba stojąca na czele pozarządowej belgijskiej organizacji.

- Zgodne z prawem - tak określił on głosowanie na Krymie, "zgodne z prawem Autonomicznej Republiki Krymu". Nie zauważył on jakichś "rażących naruszeń ogólnie przyjętych standardów", a to z kolei oznacza, że ludzie "nie głosowali siłą".

W przekonaniu Piskorskiego, to wydarzenia w Kijowie, "wydarzenia lutowe w Kijowie" doprowadziły do rozpadu państwa ukraińskiego i "dały Moskwie argument do takiego, a nie innego działania". Uważa on, że państwo ukraińskie "kompletnie nie funkcjonuje".  - Ja mówię o tym, że Rosja wykorzystała sytuację chaosu, który na Ukrainie zapanował w wyniku tego, że między innymi my tak ochoczo wspieraliśmy zwolenników Bandery, zwolenników skrajnej prawicy ukraińskiej na Majdanie. - Podkreślił Piskorski.

DK, RMF FM